Dzień Zaduszny oraz emisja archiwalnych odcinków "Sondy" na antenie TVP Historia skłoniły mnie do odświeżenia pamięci o tragicznym wypadku z września '89, w którym zginęli Andrzej Kurek, Zdzisław Kamiński i kierowca Andrzej Gieysztor. Spory zamęt informacyjny wokół tego zdarzenia i nieco dziwne okoliczności przywodzą na myśl niewyjaśnione wypadki z tamtych czasów, takie jak śmierć Waleriana Pańki.
Od razu zaznaczam, że z przedstawionych tu informacji nie da się wyciągnąć żadnych pewnych wniosków. Chciałbym mimo to - w duchu "Sondy", gdzie jeden z prowadzących występował jako entuzjasta, a drugi jako sceptyk - zaproponować właśnie sceptyczne podejście do oficjalnej wersji wydarzeń.
Pierwsze doniesienia mówiły o wpadnięciu peugeota w poślizg, którego skutkiem było czołowe zderzenie z ciężarówką. Potem uściślono, że do poślizgu doszło w wyniku najechania na plamę rozlanego oleju (gdzieniegdzie przebąkiwano o tzw. szkle wodnym), a prokuratura szukała wszystkich, którzy wiedzieli coś o zanieczyszczeniu jezdni cieczą koloru żółto-brunatnego o zapachu ostrym, przypominającym substancję klejową lub oleistą. Ostatecznie śledztwo wykluczyło wersję mówiącą o poślizgu. Winę za wypadek przypisano kierowcy rajdowemu Andrzejowi Gieysztorowi, który miał nie dostosować prędkości do warunków i zjechać na łuku jezdni na lewy pas, wprost pod zderzak nadjeżdżającego stara. Co jednak ciekawe, nie był on jedynym, który popełnił wówczas poważny błąd za kierownicą: kilka minut później na tej samej drodze samochód ciężarowy „Mercedes”, także podczas zjeżdżania z wzniesienia, zderzył się z samochodem marki „Jelcz”. W tym wypadku nie było już ofiar śmiertelnych, obrażenia odnieśli tylko kierowca i pasażer mercedesa. Po latach internauci donosili o skutecznym czyszczeniu nawierzchni drogi przez samych drogowców zaraz po wypadku i o zamknięciu całego pięciokilometrowego odcinka drogi aż do wieczora.
Pojawiła się też nieco inna wersja, mówiąca o zderzeniu w wyniku wyprzedzania ciężarówki pod górę. Ta informacja była kolportowana w różnych miejscach, np. tu i tu. Wzbudziła zdumienie u osób deklarujących bliższą znajomość sprawy. Dyskusje na temat przyczyn wypadku, o ile mi wiadomo, nie skończyły się jednoznacznymi ustaleniami, niemniej trudno nie zadać pytania, jak przy zderzeniu czołowym można mieć wątpliwości co do kierunku jazdy auta, szczególnie gdy skądinąd wiadomo, ze twórcy "Sondy" zmierzali w stronę Raciborza. W materiale filmowym TVP ustawienie ciężarowego stara zdaje się sugerować jednoznacznie, z której strony nadjechał peugeot. Jaka więc może być przyczyna takiej pomyłki, jeśli wykluczyć świadome przekłamanie w celu wprowadzenia zamętu informacyjnego?
Przy tak tragicznym wypadku większość milcząco przyjmuje, że pasażerowie auta nie mają szans na przeżycie, zatem nie ma sensu dociekać dokładnych przyczyn śmierci. Jednak któryś z internautów poczynił obserwację, iż tył samochodu nie został strasznie zgnieciony, tak więc przypuszczam, że Pan Andrzej nie miał zapiętych pasów. Spostrzeżenie trafne, ale domaga się uzupełnienia o komentarz spod cytowanego już tutaj artykułu. O ile pamiętam to nie wszyscy zginęli na miejscu. Jeden z panów raczej dopiero w szpitalu. Z nieoficjalnych informacji personelu medycznego naszego szpitala wiem, że jeden z panów (nie pamiętam czy Kamiński czy Kurek) praktycznie nie miał żadnych obrażeń z typowo powypadkowych tylko w skroń wbił mu się kolec z parasola. Czy to doniesienie jest prawdziwe? Nie mam pojęcia. Gdyby było, rodziłaby się kolejna wątpliwość, dlaczego nie zostało podane w oficjalnych mediach, które dość obszernie relacjonowały sprawę. Po pierwsze byłaby to nader osobliwa przyczyna śmierci przy zderzeniu czołowym - a przez to interesująca informacja. Po drugie stworzyłaby okazję do przypomnienia widzom, jak należy przewozić w aucie rzeczy osobiste, aby w razie wypadku nie wyrządziły dodatkowej krzywdy.
Człowiekiem, który deklarował, że nurtuje go wyjaśnienie sprawy wypadku i będzie próbował zdobyć dalsze informacje, był Tomasz Pyć, wieloletni współpracownik duetu K&K, twórca również innych pamiętnych programów telewizyjnych. Niestety, dwa i pół roku po tamtej dyskusji zmarł śmiercią nagłą i temat chyba został zapomniany.
* * *
Pozostaje oczywiście pytanie, dlaczego ktoś w ogóle chciałby zabić wybitnych popularyzatorów nauki. To już pole dla czystych spekulacji i zarazem najsłabszy punkt tej hipotezy. Aby jednak notka była kompletna, przedstawię swój trop, ze świadomością, że przydałoby się coś mocnejszego.
Otóż w jednym z doniesień pojawiła się wzmianka, że rok 1989 miał być ostatnim rokiem "Sondy". [Kurek i Kamiński] planowali uruchomienie nowego programu. Jego tematem miały być... reformy gospodarcze. Wypracowana przez lata formuła programu zakładała spór entuzjasty ze sceptykiem. Tymczasem w tamtych czasach nie potrzebowano sceptyków ani poważnej dyskusji o wariantach polskich przemian ekonomicznych, i to prowadzonej w popularnym programie w jednym z dwóch ogólnopolskich kanałów telewizyjnych. Przecież nie tylko wątpliwości dotyczące uwłaszczania się na państwowym majątku były wówczas domeną "oszołomów". W publicznym dyskursie nie istniał chocby temat budowy zabezpieczenia emerytalnego przy okazji prywatyzacji, niewiele było też poważnej polemiki z drogą reform obraną przez Leszka Balcerowicza. Społeczeństwo darzyło nową władzę kredytem zaufania, tak potrzebnym przy szokowych reformach. Podważanie jedynie słusznej drogi reform niczemu dobremu by nie służyło.
Podobnie, jak podważanie jedynie słusznej wersji historii. Nie byłoby rozsądne opowiadać ludziom, że od czasu bankructwa Polski w roku 1981 władze komunistyczne nie potrafiły znaleźć sposobu na uzdrowienie finansów, roczny koszt obsługi długów wynosił 3,7 mld dolarów przy możliwościach spłaty zaledwie 1,5 mld, a skuetczny apel o redukcję długów przy wsparciu MFW wymagał współpracy strony rządowej z solidarnościową. Albo inaczej: o zadłużeniu wszyscy oczywiście wiedzieli, ale już wyciąganie z tego np. wniosków, że komunistyczne władze stały pod ścianą i Okrągły Stół był ich sukcesem, a nie porażką (zachowanie władzy ekonomicznej i zrzucenie na drugą stronę odpowiedzialności za reformy) - to już burzyłoby zaufanie do rozsądku władz solidarnościowych. Takie tematy można było poruszać w zagranicznej prasie, podobnie jak tylko tam przyznawać, że doradcy ekonomiczni rządu nie potrafią przewidzieć, co się stanie po wejściu w życie pakietu reform. W Polsce zadowalaliśmy się radosnym śpiewaniem, że "warto było czekać na te piękne czasy".
* * *
No dobrze, starczy tych dywagacji. W taki dzień, jak dzisiaj, wspomnijmy postaci Andrzeja Kurka, Zdzisława Kamińskiego i Tomasza Pycia, a o 18.30 włączmy telewizor, aby sobie przypomnieć, jak przy skromnych możliwościach realizacyjnych potrafili wyczarować program, który nawet dziś ogląda się z zaciekawieniem.
* * *
Dopisek po otrzymaniu uwag do notki drogą prywatną.
Druga część notki to oczywiście zabawa w spekulacje, zapewne nieprawdziwe. Pewnie lepszy trop wiódłby w stronę służb: wycieczki po ambasadach po materiały do programów, praca w telewizji także w stanie wojennym, studia Kamińskiego na Wydziale Handlu Zagranicznego SGPiS - to wszystko sugeruje, że autorzy "Sondy" musieli być obiektem zainteresowania służb, ale co z tego ew. wynika, to znowu obszar spekulacji.
Co do pierwszej części, to będę się upierał, że trochę za dużo tu dezinformacji jak na zwykłą czołówkę spowodowaną wypadnięciem na przeciwny pas ruchu. W zalinkowanych dyskusjach Tomasz Pyć relacjonował, że rodziny ofiar otrzymały od milicji informację, że wypadek miał miejsce na podjeździe, a nie na zjeździe (choć podjazdu w stronę Raciborza nie ma), oraz że taka sama informacja krążyła na korytarzach TVP. Prokuratura potrafiła też podać całkiem dokładną charakterystykę substancji, która miała zanieczyścić jezdnię. Po czym nagle okazuje się, że jechali w dół i nie było żadnego poślizgu ani oleju. Próbuję sobie wyobrazić, jak można nieumyślnie przekręcić takie fakty - i nie mogę...
Komentarze