Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
410
BLOG

Co z Unią po pandemii?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Andrzej Owsiński 

 

Co z Unią po pandemii? 

 

Według oceny zawodowych wróżbitów znajdujemy się w przededniu szczytu pandemii, a może nawet jeszcze nie. 

Wiemy zatem że jeżeli nie nic, to przynajmniej niewiele wiemy, miejmy jednak w Bogu nadzieję że wprawdzie dość mocno potłuczeni, ale jako europejska całość, wyjdziemy z tej zarazy w stanie zdolności do odbudowy. 

Problem polega na tym: - co mamy odbudować? 

Jeżeli ma być to powrót do istniejących stosunków to podobnie jak po Wersalu i „hiszpance” tylko po to żeby wyszykować sobie nowe jeszcze gorsze nieszczęście. 

„Nie wchodzi się powtórnie do tej samej rzeki” jak powiada Heraklit, tylko że my z tej „rzeki”, a raczej bagniska nie wyszliśmy jeszcze. 

 

W chwili obecnej Europa podzielona jest na dwa układy: -Unia Europejska i układ rosyjski stanowiący wprawdzie szczątek SNG /sojusz niezawisimych gosudarstw/, a tak naprawdę resztki spadku po Sowietach. 

Wspólna cechą obu układów jest to że oba są rządzone przez Niemcy, jednakże różne okoliczności, a ostatnio i koronawirus sprawiły że władza niemiecka osłabła i jeżeli tak dalej pójdzie to będziemy blisko bezpańskiej masy upadłościowej w której każdy będzie usiłował wyrwać coś dla siebie. 

Pierwszym ochotnikiem będzie Putin, pod warunkiem że przetrwa, ale jego zdolność przetrwania jest znacznie większa niż państw zachodniej Europy, bowiem nie liczy się on ze skutkami dla swojego narodu, nawet jeżeli głód go dopadnie /oczywiście nie jego osobiście, ale jego lud traktowany jako przypisana mu własność/. 

 

Reszta pozostanie jako pogrążona we wzajemnej walce wszystkich ze wszystkimi i z reliktami pounijnymi usiłującymi już tylko zachować swoje posady. 

Taki scenariusz nie jest wcale wykluczony, a właściwie stanowi naturalną konsekwencję obecnego stanu, przypominając zresztą Europę po pierwszej wojnie światowej. 

 

Czy jest jakaś nadzieja na lepsze? 

Jak zawsze pozostaje nadzieja, ale wymaga silnego oparcia w woli działania i wypracowania koncepcji najlepszego wyjścia ze stanu klęski. 

Klęski już opisaliśmy, uwag krytycznych do sytuacji obecnej, z wirusem czy bez, mamy dostatek, tylko czy mamy drogę wyjścia która może zyskać akceptację, jeżeli nie wszystkich, to przynajmniej większości? 

 

Przede wszystkim trzeba próbować dokonania bilansu zamknięcia pandemii. 

Na podstawie dotychczasowego jej przebiegu można optymistycznie określić że znaczących ubytków w stanie zaludnienia, a w tym szczególnie populacji aktywnej zawodowo, nie będzie. 

Obecny poziom śmiertelności mimo całego dramatyzmu ludzkich ofiar, nie narusza przeciętnych wskaźników śmiertelności z jakimi mamy do czynienia w obecnym wieku. 

Ubytki potencjału produkcyjnego pochodzą głównie ze zmniejszonego popytu i konieczności ograniczeń pracy w dużych skupiskach. 

Są to jednak straty dość znaczne, które w przybliżeniu oceniam na: 

- przynajmniej około 10% produkcji w rolnictwie i przemyśle rolno spożywczym, 

- około 30% w przemyśle przetwórczym wytwarzającym artykuły trwałego użytkowania, 

- nie mniej niż 25% w usługach. 

 

Problem polega na możliwościach odtworzenia straconego potencjału wytwórczego, ale też i na odzyskaniu siły nabywczej na produkty gospodarki. 

 

Osobiście z przeżyć wojennych wyniosłem doświadczenie do jakiego poziomu może spaść ograniczenie w konsumpcji różnych dóbr w sytuacjach ekstremalnych. 

W czasie wojny ludzie mieszkający w miastach przestali kupować odzież donaszając posiadaną przedwojenną, nie budowano domów mieszkalnych, nie kupowano samochodów, a nawet ograniczono produkcję rowerów, zużywano znacznie mniej opału na ogrzewanie mieszkań, i w końcu ograniczono spożycie żywności.     

Inaczej to wyglądało na wsi, szczególnie nie objętej skutkami wojennych represji, ale i tak spadło znacznie używanie artykułów przemysłowych. 

 

Wojenne drukowanie pieniędzy spowodowało powszechną inflację, którą powstrzymywano drakońskimi środkami wymiany pieniędzy na nowe w bardzo ograniczonych ilościach. Taką operację zastosowała Republika Federalna Niemcy wprowadzając nową markę której rzadkość decydowała o wartości, inaczej postąpiła Wk Brytania dewaluując funta z 5 do 3 dolarów i walcząc z wielkim trudem o jego utrzymanie. Francuzi natomiast nie przejmowali się i do 1960 roku pozwalali na stałą inflację, a nawet po wymianie też nie walczyli o utrzymanie wartości swojej waluty. 

Współcześnie większość rządów promuje  „tarcze ochronne” w postaci zwrotnej i bezzwrotnej zapomogi dla przedsiębiorstw przeżywających zastój spowodowany pandemią. 

W praktyce sprowadza się to do emisji pieniądza dłużnego którego spłacenie ma spaść na barki przyszłych pokoleń. Postępuje się wbrew nakazowi biblijnemu czynienia zapasów w okresach lat „tłustych” i użycia ich w latach „chudych”. 

W krajach zachodniej Europy takie zapasy istnieją w postaci oszczędności indywidualnych których wysokość sięga w Niemczech 40 tys. euro ma osobę, we Francji i Anglii nawet powyżej 50 tys. euro, za co już można przeżyć ciężkie lata. 

Niestety polskie zaledwie 6 tys. euro oszczędności nie pozwala na takie możliwości. 

Dla wielu wsparcie „tarczą” jest jedynym warunkiem przetrwania, ale dla niemałej liczby to tylko okazja na naciąganie budżetu na pieniądze których i tak nigdy się nie zwróci. 

          

Gospodarkę czekają nieuchronne trudności połączone z prawdopodobną inflacją burzącą równowagę rynkową. Szczególnie jest to niepewne wobec niewyjaśnionej sytuacji euro, które wbrew oczekiwaniom nie stało się światową walutą zastępującą amerykańskiego dolara już dość bezkarnie namnożonego przez ściąganie ze wszystkich stron haraczu na pokrycie wszelakich bezeceństw popełnianych przez kolejne amerykańskie rządy ze szczególnym wyróżnieniem demokratów. 

Ponadnarodowa waluta euro może pozostać zawieszona w próżni na skutek wzrostu narodowych interesów w okresie pandemii. 

 

Oprócz kłopotów gospodarczych ujawniają się w całej rozciągłości wady ustrojowe UE, superpaństwo brukselskie, sterowane z Berlina i Frankfurtu skompromitowało się ostatecznie. 

I nie ma już dyktatorskiej pozycji pani Merkel utrzymującej istnienie tego potworka w interesie nie tyle Niemiec co niemieckiej oligarchii. 

Ci którzy byli prześladowani za ujawnianie niezadowolenia z istniejącego układu teraz mogą cieszyć się większą swobodą, a nawet tworzyć skutecznie działające związki zmierzające do zmiany ustroju europejskiego. 

 

W jakim kierunku mają iść te zmiany trudno dziś przesądzić, ale na podstawie narzucających się ocen można stwierdzić że wspólny rynek i wolny przepływ ludzi i dóbr jest osiągnięciem niewątpliwym, które zresztą należy przypisać EWG a nie Unii. 

Natomiast centralne regulacje, budowa biurokratycznego aparatu administracji, tworzenie sztucznego parlamentu wszecheuropejskiego na kształt parlamentów państwowych są źródłem niepowodzenia tego eksperymentu. 

Jeżeli Europa ma się rozwijać i nie tworzyć wewnętrznych przeszkód w życiu europejskich narodów to cały ten pomysł z tworzeniem superpaństwa należy natychmiast odrzucić.   

 Okres walki z pandemią umocnił znaczenie państw narodowych jako obrońców ludności przed zagrożeniami w przeciwieństwie do administracji unijnej co może okazać się elementem decydującym o charakterze nieuchronnych zmian w organizacji współpracy europejskiej. 

 

W skali światowej mogą ujawnić się tendencje do pogłębienia izolacji z racji nie tylko zagrożeń epidemiologicznych, lecz także zależności gospodarczych i kulturowych. 

Zapowiedzią tego jest nie tylko wojna amerykańsko chińska o relacje handlowe, ale też i narastający konflikt naftowo gazowy.  

Te procesy zmierzają do powstania nowej konfiguracji światowych mocarstw i ich walki o wpływy. 

Jak na razie nie widać żeby Europa była w stanie włączyć się do tej walki jako równorzędna strona, chodzi raczej o ulokowanie się w obrębie wpływów amerykańskich, lub próby zagrania roli języczka u wagi korzystając z położenia i możliwości współdziałania z Rosją. Jest to w tej chwili najwięcej co może osiągnąć pozostałość po hegemonicznej roli Niemiec w Europie.  

 

 

Wydawać się może paradoksalnie, ale osłabienie pozycji Europy w światowym układzie sił może jej wyjść na zdrowie. Będzie bowiem możliwość na większe zwrócenie uwagi na wewnętrzny, autonomiczny rozwój, a nie służeniu wielkomocarstwowym ambicjom, Niemiec, a nawet Rosji. 

Europa ma ogromne zaległości rozwojowe, niezależnie od skutków pandemii. 

Są nimi przede wszystkim zbyt duże różnice w poziomie dochodów poszczególnych krajów, już nie wytykając kilkunastokrotnej różnicy między Ukrainą a Norwegią czy Luksemburgiem /6 tys. euro do 100 tys. w PKB per capita/, ale w samej UE to jest niemal dziesięciokrotna różnica.  

Najbardziej rzucający się w oczy jest poziom komunikacji, nadrobienie zaległości w tym względzie jest wstępnym krokiem do czynienia z Europy jednego, spójnego organizmu gospodarczego. 

UE przez dwudziestolecie swego istnienia nie zrobiła niczego istotnego dla rzeczywistego zjednoczenia gospodarki europejskiej. 

W tej chwili efektywność UE możemy mierzyć poziomem wytworzonego PKB sięgającego 17 – 18 bilionów USD czyli o około 2 bilionów mniej niż Stany Zjednoczone posiadające zaledwie 3/5 zaludnienia UE. 

 

Niewątpliwie sprawy gospodarcze będą miały istotne znaczenie w poszukiwaniach nowej formy współpracy europejskiej. W wyniku doświadczeń z pandemii zaistnieją i inne problemy decydujące o zmianach. W pierwszej kolejności jawi się sprawa zdolności wykonawczej administracji, a szczególnie stawienia czoła w sytuacjach skrajnie kryzysowych. 

Zdecydowana postawa społeczeństw w ocenie działania władz zmusi polityków do poszukiwania takich rozwiązań które, przynajmniej na papierze, przyniosą radykalne zmiany. 

Dla przykładu już widzę polskich wyborców domagających się przyznania jak największej autonomii administracji państwowej w stosunku do unijnej, a nawet całkowitej likwidacji tejże. 

Pod tym względem należy spodziewać się jeszcze bardziej radykalnych żądań ze strony tych krajów które najwięcej ucierpiały w czasie pandemii. 

Powstanie z całą pewnością potężny wszecheuropejski ruch na rzecz likwidacji UE jako tworu nie tylko zbędnego, lecz wręcz szkodliwego. 

Jeżeli ten ruch ma nie zaprowadzić Europę do anarchii to już dziś musi powstać poważna koncepcja zmiany organizacji Europy. 

Próby  „reformowania” UE przez jej przedstawicieli doprowadzą jedynie do wzrostu wewnętrznego sprzeciwu i nieobliczalnych konsekwencji. 

Reformę Europy muszą podjąć się państwa europejskie i tu należy widzieć zasadniczą rolę takich związków jak „Międzymorze” i inne. 

Muszą być poddane bardzo surowej analizie wszelkie istniejące instytucje wewnątrz unijne z rolą euro i zasięgiem „prawa” unijnego na czele. 

W moim przekonaniu żadne z tych instytucji jak i wielu innych nie ostoi się w świetle ujawnionych faktów i ich zgubnego wpływu na stosunki europejskie. 

 

Katastrofa idei UE polega na tym że nie udało się stworzyć podstaw materialnych pod „państwo europejskie”, ani ze względu na wymieszanie narodów przez powszechną imigrację, ani też przez stworzenie pozytywnego obrazu nowej „europejskiej kultury”, ani przez hegemonię gospodarczą wspartą „wspólną walutą”. 

Kryzys pandemiczny wykazał ponad wszelką wątpliwość że tylko państwa narodowe,  broniące biologicznej egzystencji swoich narodów i tworzące wspólnoty gospodarcze i kulturowe są w stanie zapewnić rozwój Europie. 

I tej postaci organizacji narodów należy umożliwić wprowadzenie w życie optymalnych form współdziałania w celu stworzenia rzeczywistej jedności europejskiej z poszanowaniem normalnych różnic. 

 

Jest to sądzę jedno z najlepszych życzeń świątecznych, które z Bożą pomocą uda się zrealizować wbrew zamachowi szatańskich sił. 

Niech przeżycia świąt Zmartwychwstania Pańskiego dodadzą nam mocy przezwyciężenia wszelkiego zła i czynienia dobra według wskazań Chrystusowych.    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka