Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
157
BLOG

Bez Rosji nudno

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Bez Rosji nudno

Putin najwyraźniej uznaje, że bez jego niespodzianek życie byłoby zbyt nudne. Co chwilę zatem wzorem „369 poważnego ostrzeżenia” Mao przypomina o swojej bytności na światowej giełdzie politycznej, bo na gospodarczą go nie stać. Jego zabawa w grożenie światu trwa już kilkanaście lat, jest to stanowczo zbyt długo ażeby traktować go poważnie.

Jest tylko jedno zastrzeżenie z historii, która, jak wiadomo jest „vitae magistra” (feminizując zgodnie z modą), a mianowicie Hitlera też do czasu nie traktowano poważnie. Tylko że trwało to znacznie krócej.

Czy współczesna Rosja jest w stanie podjąć wojnę na szerszą skalę, choćby podbój Ukrainy , czy też innych sąsiadów?

Sięgając do doświadczeń sowieckich, na których tak chętnie opiera się Putin, trzeba stwierdzić, że Rosji współczesnej wiele brakuje w zestawieniu z Rosją bolszewicką. Przede wszystkim utracono z substancji imperialnej prawie 5,5 mln km2 powierzchni z 205 milionami mieszkańców, a w samej Rosji zmniejszono zaludnienie ze 158 mln do nieco ponad 140 mln. Jeszcze gorzej to wygląda w potencjale gospodarczym, utracono blisko 80 mln ton stali produkowanej w krajach odpadłych wraz z potężnym przemysłem zbrojeniowym Ukrainy, Polski i Czech, a własna produkcja rosyjska spadła też znacznie. Brakuje ukraińskiego zboża i produktów rolno spożywczych z Polski, Węgier i innych poddanych krajów.

I pomyśleć, jeżeli przy takiej różnicy potencjału Sowiety nie zdecydowały się na wywołanie wojny, mając kolosalną przewagę w broni ofensywnej (50 tys. czołgów w zestawieniu z 7 tys. NATO w Europie), to co można mówić o zredukowanych siłach współczesnej Rosji w zestawieniu ze wzmożonymi siłami NATO.

Niedościgłym wzorcem postępowania dla panujących na Kremlu jest ciągle Stalin, twórca sowieckiej potęgi, zwycięzca w wielkiej „Ojczyźnianej” wojnie. Muszą jednak pamiętać że Stalin podejmował tylko wojny, w których zwycięstwo miał zapewnione na zasadzie „bit’ w procznoju” – na pewniaka.

Do wojny z Polską w 1939 roku przyłączył się, kiedy Niemcy podali fałszywy komunikat o zdobyciu Warszawy, Finlandię z jej 6 dywizjami nie traktował poważnie, w czym się boleśnie pomylił. Na wojnę z Niemcami liczył w momencie ich wykrwawienia na zachodzie i ta pomyłka kosztowała Rosję olbrzymie straty i blisko 30 mln ofiar, a był gotów na powtórkę z Brześcia, byle odwlec niemiecką inwazję.

Sięgając zatem do tych doświadczeń, współczesna Rosja może sobie pozwolić tylko na takie wojenki, na które uzyska zezwolenie od swojego głównego partnera. Putin prowadzi je od roku 1996, czyli całe ćwierćwiecze, i najwyraźniej w tej skali może je kontynuować, nie sięgając jednak poza zastrzeżoną strefę wpływów.

Po nieudanej próbie podboju Gruzji, teren kaukaskich republik znalazł się poza nią. Wobec tego ekspansja została przeniesiona na Ukrainę, a właściwie te fragmenty Ukrainy, które w swoim czasie były przedmiotem prezentów bolszewickich na jej rzecz – Krym i Donbas. Cel tych „prezentów” był oczywisty: - zwiększyć udział ludności rosyjskiej na Ukrainie i zapewnić jej stałe przywiązanie do Rosji. Jednakże sprawa przestała być oczywista w chwili pojawienia się nadziei związania Ukrainy z Europą zachodnią. Ze strachu przed taką ewentualnością trzeba na wszelki wypadek odebrać te tereny Ukrainie, skoro nie ma pewności zatrzymania jej w swojej sferze.

Jednakże ludności rosyjskojęzycznej na Ukrainie jest znacznie więcej, szacuje się że nawet kilkanaście milionów. Mimo to jednak nie wykazuje ona chęci do połączenia się z Rosją. Zbyt widoczne są różnice w jakości życia w Rosji i krajach na zachód od Ukrainy, chociażby w Polsce.

Jelcyn najwyraźniej przegapił możliwość stworzenia silniejszych więzów rosyjsko ukraińskich, wykorzystując nie tylko powiązania gospodarcze, ale też i dominującą rolę Rosjan na Ukrainie, nie mówiąc już o takich przypadkach, że prezydenci Ukrainy musieli uczyć się tego języka.

Żeby wyjaśnić, co może Putin, a czego nie może, trzeba sięgnąć znacznie głębiej do istoty jego władzy. Podobnie jak jego niemieckie alter ego, czyli pani Merkel, nie ma za sobą kariery politycznej, a awanse zawdzięcza personalnym powiązaniom.

Takich prezentów nie rozdaje się za darmo, u pani Angeli widoczne jest w czasie ponad szesnastoletnich rządów dbanie o aktualne interesy niemieckiego kapitału i utrzymywanie dobrych stosunków z Rosją, reszta włącznie z dyrygowaniem UE może być traktowane jako narzędzia, niezbędne dla realizowania podstawowych celów. Republika Związkowa Niemcy zachowuje wszelkie rytuały demokracji, tylko że dziwnym trafem niezależnie od składu rządzącej koalicji polityka jest ta sama. Dość ostentacyjnie prezentowane oburzenia na łamanie wszelkich praw przez Putina nie zmienia faktu praktycznego współdziałania.

Nie chciałbym czynić analogii stosunków między Stalinem i Hitlerem, kiedy to przy głoszeniu wzajemnej wrogości potrafiono nie tylko współpracować gospodarczo, ale przede wszystkim wspólnie uczestniczyć w bandyckich przedsięwzięciach. To jednak by szło za daleko, ale współpraca republiki weimarskiej z Rosją sowiecką może służyć za przykład.

Ze strony Putina mamy nieskrywane dowody usłużności wobec Niemiec, demonstrowane przy każdej okazji, jak na Westerplatte, czy w czasie rocznicowej defilady w Moskwie, kiedy wbrew protokółowi posadził koło siebie Angelę, a zaproszonych prezydentów na dalszych miejscach i obok zasług sowieckiej armii wymienił niemieckich antyfaszystów, pomijając udział jedynej sojuszniczej armii polskiej, która brała udział w zdobywaniu Berlina. Co zaś się tyczy niemieckich „antyfaszystów”, to sam Stalin ocenił: „jacy to niemieccy antyfaszyści, to przecież Polacy ze Śląska przymusowo wcieleni do niemieckiego wojska”.

W praktyce Niemcy korzystają z przywileju dostępności do rosyjskich rezerw surowcowych i zaopatrywania Rosji w nowoczesne technologie.

Doświadczenia współpracy niemiecko rosyjskiej mają wielowiekową tradycję z udziałem w rozbiorach Polski na czele, ale obecna ma specyficzny charakter. Czerpie doświadczenia z posiadania wspólnej granicy i dlatego osadza się na stworzeniu buforowej strefy, podzielonej na sektor niemiecki złożony z krajów bałtyckich, Polski, Słowacji i Rumunii i rosyjski z Białorusią, Ukrainą i Mołdawią. Ze stanu w jakim znajdują się kraje strefy buforowej można wysnuć wniosek że obie strony pilnują, ażeby żaden z nich nie uzyskał samodzielności i wysokiego poziomu rozwoju.

Nie ma na to żadnego pisemnego dowodu, ale nie jest on nikomu potrzebny, bowiem każda najbardziej tajna umowa prędzej, czy później ujawni się wywołując niepotrzebnie kłopotliwe sytuacje. Wzajemne zrozumienie intencji i praktyczna współpraca bez jakiegokolwiek formalizowania jest najlepszym gwarantem powodzenia. A sukcesy są wielkie, po stronie rosyjskiej degradacja Ukrainy może nawet przekracza pożądany stan, gdyż powoduje wspomniane powszechne tęsknoty do przejścia spod kurateli rosyjskiej do świata zachodniego, czemu przyjacielskie Niemcy nie będą pomagać, ale też i przeszkadzać. Nie zaszkodzi bowiem posiadanie całej strefy buforowej pod swoją kontrolą.

Niezależnie od tych dywagacji jedno jest pewne – Ukraina jest dostatecznie słaba ażeby pozostać w roli państwa buforowego.

Nieco gorzej jest z Polską, w której wprawdzie już Niemcy były w ogródku, ale która ni stąd ni zowąd zaczęła dobijać się do samodzielności. Wydawało się nawet że katastrofa smoleńska wyperswaduje Polakom myśli o wyrwaniu się z pułapki, w jaką ich wpędzono. Okazało się jednak, że zarówno Niemcy, jak i Rosjanie stale mylą się w ocenie polskiego charakteru. Od czasów Katarzyny, Mikołaja I, Bismarcka czy Hitlera i Stalina ciągle jednym i drugim wydaje się że można Polskę zastraszyć.

Podobne są przecież stałe działania Putina i posłusznej niemieckim życzeniom administracji UE. Pani Merkel wprawdzie czasem się wypsnie jakieś nieopatrzne słówko, ale na ogół zachowuje dystans, a nawet niekiedy demonstruje się jako przyjaciółka Polski, jakby mając na względzie swoje rodowe nazwisko – Kaźmierczak.

Sukces niemiecki w stosunku do Polski ma jednak wyższą wartość: pozbawienie elementów autonomicznej gospodarki z równoczesnym lokowaniem zakładów dostawczych dla przemysłu niemieckiego, opanowanie handlu, a przede wszystkim mediów i wsparcia dla rzekomo polskich formacji politycznych, w istocie stanowiących niemieckie agentury, a także obrony skorumpowanych kast, częstokroć stanowiących spadek po aparacie peerelowskiego reżymu, jak również wykorzystywanie opozycji, wszystko to składa się w sumie na możliwość władania Polską na podobieństwo stosunków z XVIII wieku.

Istotnym elementem niemieckiej polityki jest tworzenie miejsc pracy dla Polaków w Niemczech i w ten sposób przejęcia wykształconych w Polsce pracowników. Interes jest znakomity, my ponosimy koszty wychowania i wyszkolenia, a Niemcy korzystają z tego za darmo, nie mówiąc już o nadziejach na asymilację.

Ani Amerykanie, ani chyba i Rosjanie nie zorientowali się, że Niemcy realizują wielki plan tworzenia ”trzeciej siły” w światowym układzie na wzór orwellowski. Rosjanie ciągle jeszcze pozostają w złudzeniu, że to oni są tą siłą, ale bez niemieckiego wsparcia i udziału UE zostają zepchnięci na całkowicie uboczny tor i stają się przedmiotem totalnej ekspansji chińskiej. Nie mają zatem wyboru, muszą się pogodzić z niemiecką hegemonią, tworząc jedynie pozory mocarstwa.

Cały ten program ma realne podstawy materialne i organizacyjne, pod jednym istotnym warunkiem – że zostanie zachowana ciągłość idei, zagrożona postępującym rozkładem zachodniej Europy z Niemcami włącznie i że w Rosji nie nastąpią gwałtowne zmiany wywołane niezadowoleniem społecznym.

Pewną przeszkodą w realizacji niemieckich planów może być też akcja na niezależność w krajach środkowej i południowej Europy z racji pogłębiania różnic rozwojowych w ramach dotychczasowej polityki UE, sterowanej przez Niemcy. Przebłyski orientacji w tych zamiarach objawiły się w niemieckiej deklaracji udziału w „Międzymorzu” z oczywistą perspektywą przejęcia tej inicjatywy dla własnych celów, a jeżeli to się nie uda, można wzorem doświadczeń z przeszłości – poróżnić uczestników w drodze indywidualnych propozycji.

Amerykanie którzy wpakowali w Europę wielkie miliardy, żeby uchronić ją, a przy okazji i siebie od bolszewickiej inwazji, najwyraźniej przespali sprawę i dopiero Trump poczynił wstępne kroki w kierunku ratowania sytuacji. Jego następca najwyraźniej nie czuje entuzjazmu dla tej idei i pozwala sprawom biec według życzeń innych, jak choćby ze sprawą Iranu.

Rysuje się zatem perspektywa kontynuowania niemieckiej gry na wielkie osiągnięcie, stworzenie konkurencyjnego układu w światowej skali, w którym putinowska Rosja może kontynuować rolę lokalnego mocarstwa, bawiąc się w coraz to nowe wojenki. Przeszkodą może być tylko pozbawienie Niemiec przywództwa w UE z ewentualnym jej rozpadem, tego jednak bez poważnego wsparcia amerykańskiego nie da się osiągnąć.

Wszystkie te uwagi mają jeden warunek, polegający na względnie szczęśliwym zakończeniu pandemii, bez skutków powodujących całkowitą zmianę „oblicza tej ziemi”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka