Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
1535
BLOG

"Polexit" - czy to możliwe?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 98

Andrzej Owsiński

“Polexit” - czy to możliwe?

“Wszystko jest możliwe” jak mawiał Ben Akiba, a jak nie on, to kto inny, bez znaczenia. Jak na razie jest to główny straszak, który ma spowodować utratę w Polsce władzy przez rządzącą obecnie ekipę i powrót do sytuacji sprzed 2015 roku, czyli pełnej pokory wobec UE, ale też i wobec układu niemiecko rosyjskiego.

Dla UE wyjście Polski z jej układu jest nie tylko niewygodne, ale podważa same podstawy istnienia tego związku, może bowiem oznaczać zaczątek powstania instytucji konkurencyjnej, szczególnie jeżeli udałoby się uzyskać odpowiednie wsparcie USA, nie mówiąc już o straszaku rosyjskim. Problem tylko leży w tym, że UE nie prowadzi własnej polityki, a jest jedynie narzędziem, i to niezbyt sprawnym, polityki niemieckiej. A dla Niemiec ta ewentualność ma poważniejsze znaczenie.

Przede wszystkim w ich przekonaniu Polska jest podstawowym węzłem niemieckiej “mitteleuropy”, a jej utrata może mieć nieobliczalne skutki gospodarcze i polityczne. Może bowiem wpaść pod kontrolę rosyjską, a wtedy niezależnie od związków niemiecko-rosyjskich stanie się źródłem szantażu w dyspozycji rosyjskiej ekspansji.

Obecny stan przynależności Polski do niemieckiej Europy jest rozwiązaniem dla nich idealnym, mimo kłopotów wynikających z tendencji do osiągnięcia pewnej autonomii. Niemcy nie mają zdolności imperialnych, jedynym sposobem rządzenia jest zamordyzm, stąd stracili wszystkie dotychczasowe okazje do panowania, przynajmniej w Europie.

Podobnie jest obecnie, jako jedyne narzędzie tworzenia podporządkowanego sobie układu stosują metodę bezwzględnego posłuszeństwa i brutalnej przemocy, co w ich pojęciu jest jedynym czynnikiem “integracji europejskiej”. Wykazują przy tym całkowitą ignorancję obowiązującego prawa, a szczególnie zakresu obowiązywania europejskich traktatów. Przykładem tego jest zarówno wtrącanie się do wewnętrznej organizacji sądownictwa, pojęcie “praworządności” i promocja LGTB. Są to jedynie preteksty do wymuszenia bezwzględnego posłuszeństwa, natomiast sprawa uznania nadrzędności prawa unijnego nad krajowym stanowi realne narzędzie władzy, oczywiście z wyłączeniem samych Niemiec. Jest to zresztą najwłaściwsza miara stosunku Niemiec do UE. Należy spodziewać się że Niemcy zrobią wszystko żeby Polska nie opuściła UE, gdyż jest to w ich mniemaniu najlepsza gwarancja zachowania niemieckiej dominacji, a przy okazji trzymania Rosji we właściwym dystansie.

Dla Polski wyjście z UE nie oznacza utraty wszystkich beneficjów związanych z członkostwem. Te beneficja rozdmuchane są do niebywałych rozmiarów, co jest szczególnie rażące w wydaniu rządzącej ekipy podlegającej wyraźnemu ostracyzmowi ze strony brukselskiej administracji. Zresztą można bez trudu wyliczyć jakie straty ponieśliśmy dotąd z racji przynależności do UE, mogło by się jeszcze okazać, że przewyższają one realne osiągnięcia. Wystarczy wymienić straty w zlikwidowanych zakładach wytwórczych, ubytku pracujących, a także w narzuconych ograniczeniach produkcyjnych i obrocie.

Wszystko zależy też od formy wyjścia, jeżeli miało by to być na zasadzie brexitu i umowy z 30 grudnia 2020 roku, zawartej między UE i Wlk. Brytanią, a także utrzymaniem umowy z Schengen, to wprawdzie nie jest równoznaczne z członkostwem wspólnego rynku, ale przynajmniej pozwala korzystać z jego dobrodziejstw.

Takie rozwiązanie łączy się jednak z biurokratyczną procedurą, która może być wykorzystywana nieprzychylnie. Nie krępuje jednak w zakresie samej produkcji umożliwiając rozwój kontaktów handlowych na innych kierunkach.

Mając na względzie fakt powiązania polskiej gospodarki z niemiecką zapewne będzie zależało Niemcom na utrzymaniu istniejącego stanu powiązań, a w rezultacie utrzymania wspólnego rynku nawet po wyjściu Polski z UE.

Powiązanie Polski z niemiecką gospodarką to 27,6% polskiego eksportu, przy następnym partnerze – Czechach - 6,1%, i w imporcie 21,7%, przy następnych Chinach – 12,4%, jest dla Polski decydujące, ale dla Niemiec mimo kilkakrotnie mniejszego udziału też nie jest obojętne.

Trzeba tylko wyjaśnić że z tego imponującego eksportu do Niemiec znaczna część nie jest żadnym polskim eksportem, a po prostu zabieraniem przez Niemców swojej własnej produkcji ulokowanej w Polsce, coś to przypomina GG (Generalna Gubernia zorganizowana przez Niemców na części okupowanego terytorium Polski). Nie ulega zatem wątpliwości, że Niemcom chociażby z tego powodu będzie zależało na utrzymaniu Polski w UE mimo objawów braku dyscypliny.

Jest jeszcze kilka poważnych powodów, dla których Niemcom zależy na Polsce, należą do nich z pewnością imigracja z Polski, nieporównywalnie lepiej przystosowana do pracy i życia w Niemczech, aniżeli bałkańska, czy w ogóle południowo europejska, nie mówiąc już o pozaeuropejskiej. Z przeszło dwumilionowej masy polskiej imigracji zarobkowej, przebywającej czasowo w Niemczech z całą pewnością asymilacji podlega znaczny odsetek. A jaką wartość dla Niemiec prezentują, to najlepszym dowodem jest pani Angela z dziadkowego de domo Kaźmierczak. Polskich nazwisk, nawet nie zniemczonych jest w Niemczech mnóstwo, wystarczy obejrzeć sprawozdania sportowe.

My to możemy potraktować jako największą klęskę “IIIRP”, poniesioną między innymi zawdzięczając takim usłużnym wobec Niemiec jak Balcerowicz, Buzek czy Tusk i inni. Jakoś nikt im tego nie wypomina, a przecież tego rodzaju działalność nosi cechy zdrady narodowej. Takiego sąsiedzkiego dobrodziejstwa Niemcy nie mogą się pozbyć mając jeszcze dodatkowo w Polsce armię dobrych i tanich pracowników. Podobnie jest traktowana cała postsowiecka Europa wciągnięta nie bez kozery do UE, ale w porównaniu z Polską są to jedynie drobiazgi.

Odrębnie są traktowane jedynie Czechy, które zaczynają funkcjonować na zasadzie jeszcze jednego Landu. Przypomina to stosunki okupacyjne, na których, uczciwszy wszystkie różnice, zdaje się wzorować polityka wschodnioeuropejska współczesnych Niemiec.

Niezależnie od dalszych losów unijnej Europy, podstawowym celem polskiej polityki zarówno gospodarczej, jak przede wszystkim tej zwanej demograficzną, ale w istocie będącą troską o rozwój narodu, jest powstrzymanie procesu zarobkowej emigracji i zadbanie o pożyteczną i godziwie wynagradzaną pracę w kraju. Na tle dotychczasowej polityki kolejnych rządów po 1989 roku, obecny wyróżnia się staraniami w tym względzie, jednakże w zestawieniu z konkurencją jest to ciągle jeszcze niewystarczające.

Czy ewentualne wyjście z UE nawet na najdogodniejszych warunkach nam w tym pomoże?

Śmiem wątpić, gdyż poza UE nie mamy partnerów do równorzędnej wymiany. Za PRL największym odbiorcą polskich produktów były Sowiety, tylko, że nie dość, że płaciły licho, ale jeszcze w dodatku “transferowymi rublami” za które niewiele można było kupić stosując przy tym dyskryminujące regulacje. Współczesna Rosja nie ma takich możliwości jak Sowiety, ale też i nie ma pieniędzy na rozwinięcie większej wymiany towarowej, chociaż z racji usytuowania jest dla Polski naturalnym partnerem.

Stany Zjednoczone, oprócz bardzo kosztownej broni nie bardzo kwapią się do współpracy gospodarczej z Polską, mimo głoszenia przyjacielskiego nastawienia obroty handlowe z nimi to zaledwie nieco ponad 2% polskiej wymiany. Mimo politycznego konfliktu między USA a Chinami, amerykańską gospodarką nadal rządzi potężne lobby importowe z Chin, rozporządzające wielomiliardowymi zasobami zdolnymi do utorowania drogi “chińszczyźnie”. Dopóki na tej linii nie nastąpią zasadnicze zmiany nasze możliwości podbicia amerykańskiego rynku będą nikłe.

Straszaki używane przeciwko Polsce należy traktować jako próby “rozmiękczenia”, jeżeli nie poddamy się im to realne skutki mogą się dla nas okazać korzystne z racji stopniowego wyczerpywania energii w tym względzie. Możemy zaś dać przykład innym, że lepsze rezultaty przynosi twarda postawa niż uległość. W miarę narastania oporu przeciwko hegemonii jej próby podporządkowania będą słabły. Mamy już tego oznaki i powinny stale rosnąć. Anglicy popełnili błąd wychodząc z UE zamiast wykazać się zdecydowaną postawą i dążyć do zmiany sytemu faktycznego rządzenia unią.

Szczerze mówiąc brakuje nam ich partnerstwa, bowiem kraje Międzymorza, mimo pewnych sukcesów, to jednak nieco za mało żeby przełamać opór władców Europy. Miejmy jednak nadzieję, że w miarę coraz głębszego zapadania UE w otchłań własnych nieprawości grono państw niezadowolonych z jej rządów powiększy się na skalę wymaganą dla dokonania niezbędnych zmian.

Na dziś potrzebne jest bezwzględnie odporność nerwowa, żeby nie dać się zastraszyć pogróżkom, bo ci co najwięcej grożą sami najbardziej boją się naszego wyjścia z UE.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka