Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
777
BLOG

Kto u licha steruje tą wojną?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Andrzej Owsiński

Kto u licha steruje tą wojną?

Po stronie rosyjskiej sytuacja jest jasna – Putin, chociaż może realizuje tylko polecenia mafijnego układu, którego jest reprezentantem. Natomiast po stronie ukraińskiej Zeleński wprawdzie jest sztandarową postacią oporu ukraińskiego, ale jego rola polega głównie na podtrzymywaniu ducha walki, ze znakomitym zresztą rezultatem. Kto natomiast steruje zarówno całym zespołem politycznym antyrosyjskim, a nade wszystko organizacją siły obronnej zarówno w skali ukraińskiej jak i w europejskiej, a nawet światowej?

Gdyby nie powszechne zaangażowanie w poparcie i konkretną pomoc militarną, Ukraina padłaby ofiarą rosyjskiej agresji. Na to liczył Putin i jego sztab, a więc, że zanim świat się ruszy, to będzie już po sprawie i skończy się na następnym Mińsku czy normandzkich dywagacjach. Wbrew dotychczasowej praktyce, reakcja nastąpiła dostatecznie szybko, ażeby zapobiec opanowaniu Ukrainy, a co najważniejsze, stworzyła Ukraińcom nadzieję na możliwość zwycięskiego odparcia agresji.

Niestety, podobnie jak w wielu innych przypadkach, zabrakło w gronie wspierających opór ukraiński odpowiedniej jedności postawy i konsekwentnego działania. To z kolei wpłynęło na podtrzymanie rosyjskich nadziei na ostateczne zwycięstwo. Stała się zatem rzecz najgorsza, obydwie strony otrzymały wsparcie z tego samego źródła, Rosji wprawdzie nie dostarcza się broni (chociaż kto wie co się kryje za stałą wymianą towarową?). Dostarcza się jej natomiast stale dostatecznej ilości pieniędzy dla prowadzenia wojny i czynienia wojennych zakupów.

Najważniejsze jest jednak obnażenie całej bezradności, a nawet braku utrzymania jedności w NATO. Sposób reakcji kierownictwa tego paktu nie tylko, że niewiele ma wspólnego z jego wojennym charakterem, ale wprost przynosi kompromitację, a nawet drwiny z tej „cywil bandy”. Światu ujawnia się ona jako towarzystwo dyskusyjne, które trwoni czas i ciężkie pieniądze na deliberacje w sytuacji realnego zagrożenia wojną, ujawniając różnice zdań zarówno w odniesieniu do samego faktu zaangażowania w konflikt zbrojny jak i jego ewentualnych form.

Z punktu widzenia czysto wojskowego taka postawa stanowi po prostu zdradę.

Możemy sobie wyobrazić jak taka sytuacja byłaby rozwiązana w pakcie warszawskim. Otóż na ściśle tajnym konwentyklu zapadłaby decyzja w odniesieniu do rodzaju i skali zaangażowania i dowództwo wojskowe dostałoby polecenie odpowiednich działań. Zanim ktokolwiek zdołałby się zorientować, wojsko byłoby już w marszu.

Komunikat, odpowiednio spreparowany (vide komunikaty Putina) zostałby ogłoszony już po rozpoczęciu działań. Niezależnie od końcowych rezultatów przyniosło by to korzyści z tytułu zaskoczenia i zaoszczędzenia środków.

Spodziewany atak zbrojny na Ukrainę powinien był wywołać przygotowany z góry wariant reakcji bez jakichkolwiek debat i ujawniania ewentualnych różnic zdań.

Otrzymanie zdecydowanego ciosu ze strony napadniętego i świadectwo natychmiastowej reakcji NATO uświadomiło by z punktu cały bezsens tego przedsięwzięcia ze strony rosyjskiej.

Niewykluczone, że posiadając sprawny wywiad dowództwo rosyjskie doszłoby do wniosku, iż atak w tych warunkach jest nieopłacalny.

Krótko mówiąc: si vis pacem……

To wszystko są oczywistości i to absolutnie „oczywiste”, problem polega na tym, czy z tej lekcji kosztującej już prawie rok, wielomiliardowe wydatki, jeszcze większe ruiny, a nade wszystko cierpienia milionów i wielotysięczne ofiary ludzkie, zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski.

Jeżeli NATO ma spełniać swoje zadania i wreszcie przestać być wielce kosztownym towarzyskim klubem dyskusyjnym, to musi natychmiast przestawić się na organizację działającą zdecydowanie i natychmiast w określonych warunkach wymagających, jak to bywa na wojence, nieraz reakcji automatycznych.

Mając do czynienia z taką organizacją obrony, nawet taki ryzykant jak Putin nie zdobyłby się na podobne szaleństwo.

Zestawienie wydatków wojskowych i posiadanych zasobów czyni NATO wielokrotnie większą potęgę od największego, potencjalnego agresora, musi on tylko wiedzieć, że reakcja będzie stosownej siły i natychmiast. To się opłaca i przynosi upragniony pokój.

Jest w tym jeszcze jeden ważny aspekt sprawy: stosunki w pakcie obronnym muszą być takie, że wykluczone ma być jakiekolwiek kwestionowanie podjętych zawczasu decyzji. Dyskusje wyprzedzające, oczywiście tajne, powinny być prowadzone przed podjęciem decyzji, można wprawdzie na podstawie zmiany okoliczności domagać się zmiany tej decyzji, ale dopóki zmiana nie nastąpi, obowiązuje dotychczasowa. Nie ma wtedy sytuacji bezdecyzyjnej, tak jak to ma miejsce obecnie.

Za brak właściwych decyzji zapłaciliśmy straszliwą cenę II wojny światowej i klęskę nastania bolszewizmu po niej. Teraz najwyraźniej zmierzamy do następnej klęski, okazując obecnemu i potencjalnym agresorom możliwość dokonywania rozbojów i zadawania ludzkości dalszych cierpień.

Ile trzeba znieść żeby wyciągnąć lekcje z historii?

W stosunku do tych uwag można wnieść zastrzeżenie, że z NATO nie da się stworzyć organizacji wojskowej, tego typu decyzje mogą być podejmowane wyłącznie przez jeden wiodący w sprawie kraj. Powierzyliśmy, jako ludzkość, tę rolę Stanom Zjednoczonym i wyszliśmy na tym jak już wspomniałem. Przede wszystkim powtarzam: ciągle popełnia się ten sam błąd przypisując im prowadzenie jakiejś zakrojonej na szerszą i perspektywiczną skalę – polityki. Tego nie ma, wystarczy porównanie rządów Trumpa i Bidena, a w powojennej praktyce co chwila następowały zmiany, jak choćby za Kennedy’ego próby pokojowego ułożenia stosunków z Sowietami, zakończone Kubą i śmiercią Johna i Roberta, a także dyktatem zbrojeniowego lobby, reprezentowanego przez Johnsona. Doprowadziło to do eskalacji wojny wietnamskiej i klęski, a następnie mistyfikacji Kissingera na temat Chin, co w konsekwencji przyniosło obecną światową chińską czkawkę.

Poza kłopotliwymi sojuszami z Turcją i Izraelem, słyszymy ostatnio z ust szefa Pentagonu o zaufaniu do Niemiec jako najważniejszego sojusznika Stanów w Europie. O czym może świadczyć tego rodzaju zdanie o państwie które od wielu lat prowadzi konsekwentnie antyamerykańską politykę? Czy jest to miara głupoty, czy też rozmyślna rezygnacja z Europy jako sojusznika?

Wszystkie te, a także sporo innych zastrzeżeń i wątpliwości, powinny być wyjaśnione jak najszybciej w celu uniknięcia kosztownych rozczarowań. Już raz Stany Zjednoczone wprowadziły nas w bolszewicką niewolę, tym razem nie wolno nam dać się nabrać na obietnice bez pokrycia, ale każda propozycja sojusznicza powinna spotkać się natychmiast z rachunkiem płatnym z góry. Obawa przed pozostawieniem na łasce losu niczego nie zmienia.

Tylko stały nacisk, groźba konsekwencji, a nade wszystko pozostanie w osamotnieniu mogą być dostatecznym straszakiem ażeby zmusić do działania.

Największym dramatem współczesności jest niedostrzeganie prawdziwego oblicza agresji na Ukrainie. Przypisuje się ją chęci jednego państwa dominowania nad drugim.

Mali ludzie, rządzący obecnym światem traktują zjawiska na swoją skalę, tymczasem mamy do czynienia z zamachem na naszą kulturę na podobieństwo bolszewizmu i hitleryzmu i środki zwalczania tego zamachu muszą być dostosowane do prawdziwej skali zagrożenia. Warunkiem utrzymania pokoju, a nawet naszej egzystencji, jest likwidacja źródła agresji, a nie tylko jej wyciszenie.

Każde państwo, służące szatańskiemu dziełu niszczenia zasad współżycia narodów, wywodzących się z chrześcijańskiej kultury, musi ponieść stosowne konsekwencje do likwidacji włącznie. Nominalnie dotyczy to obecnego państwa rosyjskiego, ale też i w odpowiednim stopniu jego sojuszników.

Tylko taki cel sterowania działaniami obecnej wojny po stronie napadniętej może zapewnić osiągnięcie trwałego pokoju.

Podstawowe pytanie brzmi: czy po tej stronie, rozporządzającej wszystkimi niezbędnymi środkami, znajdzie się przywództwo na odpowiednią dla wymogów chwili skalę, które ten cel zrealizuje?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka