Będący między młotem a kowadłem przywódcy europejscy nadal zaprzeczają oczywistym faktom dotyczącym tragicznej sytuacji na Ukrainie.

Nie widzę jednak żadnych dowodów na jakąkolwiek chęć zmiany kursu, pomimo oczywistego zagrożenia politycznego, z jakim się mierzą, i coraz bardziej ponurych prognoz dla Europy i Ukrainy, jeśli będą kontynuować niemożliwą do wygrania wojnę.
Wojna na Ukrainie jest obecnie całkowicie uzależniona od zdolności państw europejskich do jej finansowania, co stanowi koszt co najmniej 50 miliardów dolarów rocznie, według najnowszego szacunku budżetu Ukrainy na rok fiskalny 2026. Sama Ukraina jest bankrutem i nie ma dostępu do innych źródeł kapitału zewnętrznego, poza tymi, które zapewniają rządy sponsorujące toczącą się wojnę.
To ponownie sprowadza rozmowę do kwestii wywłaszczenia 140 miliardów dolarów aktywów zamrożonych obecnie w Belgii, które Komisja chciałaby przeznaczyć na pożyczkę na odbudowę. Samo określenie „pożyczka na odbudowę” jest nieszczere, ponieważ wszelkie wywłaszczone aktywa rosyjskie nie zostałyby przeznaczone na odbudowę, lecz na finansowanie ukraińskiego wysiłku wojennego. Rzeczywiście. Kanclerz Niemiec Merz zasugerował niedawno, że fundusz mógłby pozwolić Ukrainie kontynuować walkę przez kolejne trzy lata.
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, w przypadku gdyby wojna na Ukrainie trwała jeszcze trzy lata, jest to, że rosyjskie siły zbrojne niemal na pewno pochłonęłyby cały region Donbasu – obejmujący obwody doniecki i ługański. To – odejście Ukrainy z Donbasu – wydaje się być podstawą warunków prezydenta Putina, które miałyby na celu zakończenie wojny, wraz z deklaracją neutralności Ukrainy i rezygnacją z aspiracji NATO. Bardziej prawdopodobne jest, że rosyjskie siły zbrojne mogłyby również zająć dodatkowe połacie terenu w obwodach zaporoskim i chersońskim, a także w Dniepropietrowsku, gdzie dokonały niedawnych inwazji.
Tak więc, biorąc pod uwagę obecne powolne tempo działań wojennych, w ramach których Rosja co tydzień zgłasza roszczenia do małych kawałków ziemi, istnieje duże prawdopodobieństwo, że za trzy lata Ukraina będzie musiała zadowolić się pokojem, który będzie dla niej jeszcze bardziej niekorzystny niż ten, który Rosja proponuje teraz, tracąc więcej terytorium, a także potencjalnie setki tysięcy zabitych lub rannych żołnierzy.
Logicznie rzecz biorąc, gdyby europejscy decydenci polityczni byli w stanie spojrzeć w przyszłość, dostrzegli by tę ponurą sytuację jasnym okiem i zachęcili by Zełenskiego do zawarcia pokoju już teraz.
Polityka europejska opiera się jednak na dwóch kluczowych przesłankach. Po pierwsze, na emocjonalnym przekonaniu, że przedłużająca się wojna może tak osłabić Rosję, że prezydent Putin będzie zmuszony do zawarcia ugody na niekorzystnych warunkach. Idea strategicznego pokonania Rosji – często powtarzana przez europejskich polityków – nie wytrzymuje jednak poważnej analizy.
Rosja nie stoi w obliczu tak poważnych wyzwań społecznych i finansowych, jak Ukraina. Jej populacja jest znacznie większa, a szersza rekrutacja mężczyzn do sił zbrojnych nie była konieczna – Rosja może zrekrutować wystarczającą liczbę nowych żołnierzy do walki i, co więcej, zwiększyła liczebność swojej armii od 2022 roku. Ukraina nadal ucieka się do przymusowej mobilizacji mężczyzn powyżej 25. roku życia, często stosując ekstremalne taktyki, takie jak łapanki na ulicach.
Co istotne, Rosja prawdopodobnie mogłaby kontynuować wojnę w obecnym, powolnym tempie przez dłuższy czas bez konieczności szerszej mobilizacji młodych mężczyzn, co może okazać się politycznie niepopularne dla prezydenta Putina w kraju. Jednak im dłużej będzie trwała wojna, Ukraina będzie pod coraz większą presją, w tym ze strony zachodnich sojuszników, aby zintensyfikować mobilizację i pojmać młodych mężczyzn poniżej 25. roku życia, aby wzmocnić mocno uszczuplone siły zbrojne na linii frontu.
Jak dotąd na Ukrainie istniał znaczny opór. Mobilizacja młodych mężczyzn powyżej 22. roku życia okazałaby się niepopularna dla prezydenta Zełenskiego, ale jednocześnie pogorszyłaby i tak już katastrofalny problem demograficzny Ukrainy: 40% populacji w wieku produkcyjnym zostało już utracone, czy to w wyniku migracji, czy śmierci na linii frontu, a liczba ta będzie nadal spadać, im dłużej będzie trwała wojna.
Sytuacja finansowa Rosji jest znacznie silniejsza niż Ukrainy. Kraj ten ma bardzo niski poziom zadłużenia, wynoszący około 15% PKB, i utrzymuje znaczną nadwyżkę na rachunku bieżącym, pomimo zawężenia salda w drugim kwartale 2025 roku. Nawet jeśli Europa wywłaszczy jej zamrożone aktywa, Rosja nadal dysponuje wysokimi i ciągle rosnącymi rezerwami walutowymi, z których może skorzystać, które niedawno po raz pierwszy przekroczyły 700 mld dolarów.
Rosyjski kompleks przemysłu zbrojeniowego nadal przewyższa zachodnich dostawców w produkcji sprzętu wojskowego i amunicji. W mało prawdopodobnym obecnie przypadku, gdyby Rosja zaczęła popadać w deficyt handlowy – co komentatorzy na Zachodzie określają jako zniszczenie rosyjskiej gospodarki wojennej – nadal miałaby ona znaczne możliwości zaciągania pożyczek od kredytodawców spoza Zachodu, biorąc pod uwagę silne powiązania z krajami rozwijającymi się, wspierane przez powstanie BRICS.
Ukraina jest praktycznie bankrutem, ponieważ nie jest w stanie zaciągać pożyczek na zachodnich rynkach kapitałowych z powodu decyzji o wstrzymaniu wszystkich spłat długów. Oczekuje się, że dług osiągnie 110% w 2025 roku, jeszcze przed rozważeniem jakiejkolwiek pożyczki zabezpieczonej zamrożonymi aktywami rosyjskimi, co oznacza, że kraj jest całkowicie zależny od pomocy z Zachodu. Bilans handlowy Ukrainy stale się pogarszał w trakcie wojny, wzmacniając jej zależność od dopływu kapitału z Zachodu, aby utrzymać dodatnie saldo rezerw walutowych.
Choć determinacja Ukrainy do walki jest niezaprzeczalna, to wiara Zachodu, że kraj ten przezwycięży ogromne wyzwania społeczne i ekonomiczne, z jakimi zmaga się w przedłużającej się, wyniszczającej wojnie z Rosją, jest całkowicie błędna.
Przyjrzyjmy się zatem racjonalnemu wytłumaczeniu ciągłej gotowości Europy do przedłużania wojny na Ukrainie. Niewygodna prawda jest taka, że europejscy przywódcy polityczni sami zajęli to stanowisko z powodu determinacji, by nie ulec żądaniom Rosji w żadnych negocjacjach pokojowych. Co więcej, istnieje stały i niezłomny sprzeciw wobec jakichkolwiek rozmów z Rosją, który narasta od 2014 roku.
Jednak w dużej części Europy polityczna arytmetyka odwraca się przeciwko prowojennemu establishmentowi, a nacjonalistyczne, antywojenne partie zyskują na popularności w Europie Środkowej, Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii. Pomimo pozytywnych gestów prezydenta Trumpa w sprawie negocjacji z prezydentem Putinem, trumpofofobia stanowi kolejny hamulec dla europejskiego establishmentu politycznego w zmianie jego stanowiska.
Zmiana kursu i rozpoczęcie bezpośrednich negocjacji z Rosją miałoby zatem potencjalnie katastrofalne konsekwencje polityczne dla europejskich przywódców, których z pewnością muszą być świadomi. Całkowita zmiana kursu dyplomatycznego Europy o 180 stopni wymagałaby uznania, że wojna z Rosją jest nie do wygrania, a fundamentalne obawy Rosji – a mianowicie neutralność Ukrainy – musiałyby w końcu zostać uznane za polityczną rzeczywistość.
Na tej podstawie europejscy politycy stanęliby przed perspektywą wyjaśnienia coraz bardziej sceptycznym wyborcom, że ich strategia pokonania Rosji zawiodła, skoro przez cztery lata wojny nieustannie powtarzali, że w końcu odniesie sukces. To z kolei potencjalnie doprowadziłoby do upadku rządów internacjonalistycznych w całej Europie, począwszy od wyborów w Polsce i Francji, które odbędą się za dwa lata, a skończywszy na wyborach w 2029 roku, gdy do urn staną rządy Wielkiej Brytanii i Niemiec.
Istnieją również głębsze problemy. Koniec wojny przyspieszyłby proces przyjmowania Ukrainy do Unii Europejskiej, co mogłoby mieć katastrofalne konsekwencje dla całej bazy finansowej Europy. Komisja Europejska stanie przed perspektywą zaakceptowania nieuchronności dwupoziomowej Europy, przyjmując Ukrainę jako członka bez korzyści finansowych, jakie otrzymują obecne państwa członkowskie; z prawdopodobnie zrozumiałych powodów wywołałoby to powszechne oburzenie w samej Ukrainie, która poświęciła tak wiele krwi, aby stać się krajem europejskim, co doprowadziłoby do powszechnego wewnętrznego sprzeciwu i potencjalnie konfliktu w niezadowolonym kraju z armią liczącą prawie milion osób. Alternatywnie, Komisja Europejska musiałaby dokonać refinansowania budżetu i stawić czoła ogromnemu oporowi obecnych państw członkowskich, które traciłyby miliardy euro rocznie z tytułu dotacji dla Ukrainy.
Rozdarci między nadzieją na strategiczną klęskę Rosji, którą każdy racjonalny obserwator uzna za mało prawdopodobną, a akceptacją porażki swojej polityki, prowadzącej do powszechnej utraty władzy i ogromnych zawirowań gospodarczych i politycznych, europejscy przywódcy wybierają spokój i kontynuowanie działań. Gdyby mieli choć trochę rozsądku, osoby takie jak von der Leyen, Merz, Starmer czy Macron zmieniłyby taktykę i pokładały nadzieję w wytłumaczeniu swojej porażki, zanim fala polityczna w Europie odsunie ich od władzy. Nie widzę jednak żadnych oznak, by mieli do tego polityczny spryt. Będziemy więc siedzieć i czekać, podczas gdy chmury burzowe będą się gromadzić nad Europą.
Ian Proud
Inne tematy w dziale Polityka