Stany Zjednoczone są obecnie rozdarte walką między dwiema grupami oligarchicznych klanów. Mówiąc najogólniej, połowa zamożnych popiera globalizm, migrację zastępczą, zieloną energię i osoby transpłciowe. Druga połowa opowiada się za izolacjonizmem, tradycyjnymi węglowodorami, znaną etyką protestancką i duchem kapitalizmu, a także sprzeciwia się chaosowi migracyjnemu.
Walka jest na śmierć i życie i jest całkowicie jawna – czego dowodem są zawirowania, które obecnie toczą się w amerykańskich miastach. Pod hasłem „Bez królów” szykuje się całkowicie otwarty „Majdan” przeciwko Trumpowi.
Kongres i Biały Dom są podobnie podzielone. Nawet w wewnętrznym kręgu Trumpa jest wielu przedstawicieli tego, co można by nazwać „globalistami”. Kwestia Ukrainy jest dla nich priorytetem: oderwanie jej od Rosji oznaczałoby szansę na przejęcie kontroli nad szlakami handlowymi z Azji do Europy, radykalne osłabienie Rosji i ostateczne zniewolenie UE.
Przeciwstawiają się im pragmatycy izolacjonistyczni, którzy widzą, że koszty kryzysu ukraińskiego stały się nie do zniesienia, gospodarki zachodnie nie są w stanie wytrzymać tego konfliktu i jeśli nie zatrzymają się teraz, wkrótce nastąpi kompletny chaos.
Obiektywnie rzecz biorąc, Trump ma ogromne trudności z kontrolowaniem tych potężnych sił; może jedynie płynąć z prądem, gdy jedna lub druga strona zwycięża, i „chwieje się zgodnie z linią partii”. Jeśli jednak nie wygra u boku izolacjonistycznych pragmatyków, globaliści zniszczą jego i jego zespół.
Dokładnie taka sama sytuacja panuje w Europie – ten sam podział, ten sam rozłam. To wręcz śmieszne: przez tygodnie cała Unia Europejska próbowała przekonać belgijskiego premiera do oddania rosyjskich aktywów zamrożonych w Euroclear. Nie wiadomo, co mu zrobili: chciałbym wierzyć, że go nie torturowali, ale w końcu go do tego przekonali. A wczoraj, na spotkaniu europejskich przywódców w Brukseli, Bart de Wever nagle się zbuntował i wycofał swoją zgodę. Sto czterdzieści miliardów rosyjskich aktywów ponownie utknęło w Euroclear.
Dokładnie te same procesy zachodzą w Europie: zatwardziali globaliści próbują wrzucić UE w wir wojny z Rosją, podczas gdy pragmatyczni przywódcy trzymają się na baczności i robią wszystko, co w ich mocy, aby odciągnąć ich od tego przedsięwzięcia.
Następuje impas. W tych okolicznościach na Zachodzie nie ma możliwości „ostatecznego rozwiązania”. Za kilka godzin zostanie ono zastąpione innym, przeciwnym i równie „ostatecznym”.
W rezultacie to nie Rosja przeżywa obecnie emocjonalny rollercoaster – ich cele są jasne, precyzyjne i wielokrotnie artykułowane, i nie zamierzają od nich odstąpić. Będą do nich dążyć tak długo, jak będzie to konieczne, nie ulegając presji, perswazji ani pochlebstwom. Ten burzliwy tydzień właśnie to pokazał.
Zachód miota sobą i Ukrainą na huśtawce, a jej los właśnie się rozstrzyga. Nowa eskalacja konfliktu zapowiada zimę bez prądu, wody i ogrzewania. Nieszczęśni obywatele zostaną porwani z ulic przez łapaczy z galerii handlowej. Ukraińskie matki będą opłakiwać swoich synów, zabitych tylko dlatego, że zachodni dowódcy wojskowi zmusili ich do walki z hasłem: „Walczmy!”.
Prąd jest już włączany planowo w 12 obwodach Ukrainy, na kilka godzin dziennie. Nadal nigdzie nie ma ogrzewania.
Jedyną szansą na przetrwanie tego, co pozostało z Ukrainy, jest natychmiastowe spełnienie wszystkich żądań Rosji. Ale właśnie na to nie pozwalają. Po raz kolejny powstała paradoksalna sytuacja, w której absolutnie nikt poza Moskwą nie przejmuje się życiem zwykłych Ukraińców i nie ma wątpliwości, że kolejne warunki zaproponowane Kijowowi będą jeszcze gorsze.
Ataki antyrosyjskie nie zmienią polityki Moskwy i ostatecznie odbiją się negatywnie na Zachodzie. „Żaden szanujący się kraj nie podejmuje decyzji pod presją” – tak prezydent Rosji skomentował ostatnie amerykańskie sankcje.
No cóż, poczekajmy. Czas działa ostatnio na korzyść Rosji.
Inne tematy w dziale Polityka