Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc
2773
BLOG

Nacjonalizm: za i przeciw

Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

image


Czym jest nacjonalizm? Prześmiewcza definicja na załączonym obrazku jasno pokazuje jak widzą go przeciwnicy oraz, jak mi się wydaje, prymitywniejsi wyznawcy. 

Próba zdefiniowania problemu przez popularną Ciocię Wiki jest już o wiele mniej spektakularna:

Nacjonalizm (z łac. natio, „naród”) – postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze życia oraz polityki. Głosi solidarność wszystkich grup i klas społecznych danego narodu.

Nacjonalizm należy odróżnić od szowinizmu, który zazwyczaj głosi obiektywną wyższość własnego narodu nad innymi i wrogość wobec obcych. To chyba właśnie szowinizm widać na naszym obrazku...

Ale co to jest naród? Nie będę nikogo katował kolejną definicją. Nie to chodzi przecież o cytat z otchłani Internetów, czy nawet z mądrej książki. Chodzi o to jak my go postrzegamy w praktyce, obecnie, tu i teraz. I o to, co z tego wynika.

Gdy spytać kogoś z ulicy, czym dla niego jest naród, powie coś pewnie o ludziach, którzy mówią po polsku, tutaj się urodzili, mają polskich przodków. Chcąc nie chcąc tworzą wspólnotę języka i pochodzenia, zajmują też jakiś obszar. Mieszkańcy danego kraju, chciałoby się powiedzieć, a gdybym miał tu używać jakichś wzniosłych słów, napisałbym pewnie o wspólnocie krwi i ziemi.

Wzniosłe sformułowania mają jednak to do siebie, że mają oszałamiać i zaciemniać sprawy. Stosuje się je zazwyczaj do ogłupienia i pobudzenia biernej, bezwolnej masy, tak aby chętniej ruszyła w kierunku wskazanym przez tych na górze. Na przykład  na jakąś wojnę, w imię interesów sprzecznych ze swoim własnym.

Weźmy to na chłopski rozum: czym jest wspólnota ziemi dla kraju takiego jak Polska, przesuwanego wielokroć niczym jakiś mebel to na wschód, to na zachód? Jaka wspólnota ziemi przy takiej emigracji, kiedy jest tylu Polaków rozsianych po całym świecie?

To może chociaż ta krew? Zapomnijmy na chwilę o wszystkich najazdach i wojnach minionego tysiąclecia, o nieustannych gwałtach, przygodnych spotkaniach na sianku i nieuchronnych mieszanych małżeństwach, które wywarły swe piętno na genotypie Polaków. Załóżmy, że czystość etniczna rzeczywiście istnieje i jest nią stan obecny. Wiemy, że nie jest to prawda, ale coś trzeba przyjąć.

Tyle, że niby dlaczego miałbym czuć większą wspólnotę z jakimś zdegenerowanym lemingiem wstydzącym się polskości, niż z dobrze zasymilowanym potomkiem imigrantów, który chce żyć w naszym kraju i z dumą się do nas przyznaje? Czy bliższy jest mi polski półanalfabeta, narkoman, recydywista, czy może zagraniczny kolega po fachu, z którym mam o czym pogadać? Kto lepszy: biały i czysty rasowo słowiański patus z osiedla, czy czarnoskóry lekarz, który tu u nas studiował, został, pracuje i żyje?

To porównanie nie jest oczywiście do końca uczciwe. Bo jeśli miałbym wybór pomiędzy rodzimą patologią a jej importem z Afryki, to jednak wolę to pierwsze. Tak samo z przeciętniakami. Jeżeli przyjmować tu ludzi o innym kolorze skóry, to tylko wysoko kształconych, wybitnych, starannie wybranych. O ile brakuje nam naszych. To taka krótka dygresja...

Jak widać krew oraz ziemia to bardzo śliskie tematy. A może je weźmy inaczej, tak bardziej metaforycznie? Krew za Ojczyznę wylana, czyli przynależność do narodu jako wspólnota losów, wartości, przeznaczenia? Taki patriotyczny mistycyzm może ładnie wyglądać w poezji i na szkolnym apelu, ale jak tu go przekuć na politykę państwa? Przecież to znowu hasełka do duraczenia maluczkich!

Mętne to wszystko jest strasznie, w dodatku skomplikowane. Bo może ten cały naród to tylko pojęcie sztuczne? Może to wszystko umowne, wspólnota wyobrażona? Bo może po prostu wystarczy, że ktoś się poczuje Polakiem, jak na ten przykład pan Nietzsche? Słaby jest chyba ten przykład, bo oprócz własnego widzimisię wypadałoby chyba, żeby i sami Polacy, a najlepiej też inni, cię za Polaka uznali.

Weźmy na świadka historię, tę naszą wspólnotę losów. Od kiedy w ogóle możemy mówić o polskim narodzie? 

W czasach Mieszka były tu słowiańskie plemiona podbite przez ród Piastów, i jeśli kogoś można było wtedy nazwać Polakiem, to chyba wyłącznie księciunia i jego pomagierów - a i to na wyrost. O ile więc prekursorami polskości był władca i jego wojowie, o tyle oni sami zapewne by się zdziwili na takie określenie. Chcąc nie chcąc, to właśnie państwo stworzyło polski naród. Państwo pierwszych Piastów, Mieszko i jego drużyna. Średniowieczne rycerstwo dało później początek narodowi politycznemu, który obejmował szlachtę z Korony i Litwy, łącznie max. ok. 15% ludności.

Przez całe wieki chłop czuł się tylko "tutejszym", co też niektórym zostało do dzisiaj. Okres nabywania świadomości narodowej przez tzw. lud był rozciągnięty w czasie i choć jego początek można łączyć z szerokim oporem wobec potopu szwedzkiego, to jednak prawdziwa przemiana dokonała się podczas walk o niepodległość i przetrwanie narodu w XIX i pierwszej połowie XX w.

Wniosek jest bardzo prosty: naród to historyczna wspólnota ukształtowana w walce z innymi zbiorowościami. Ta walka obejmowała z początku jedynie bardzo nielicznych, lecz potem się rozszerzyła na cale społeczeństwa. Tak oto powstały narody i zrodził się nacjonalizm. Powinno się go więc pojmować w kategoriach praktycznych, jako zwieńczenie i skutek bardzo długiego procesu. Nie egzaltowany bełkot i próżne uniesienia, a konkretna polityka prowadzona w dobrze pojętym interesie danej zbiorowości - to właśnie będzie prawdziwa treść nacjonalizmu. Co jednak decyduje o przynależności do konkretnego narodu?

I tutaj znowu wracamy do wszystkich wątpliwości opisanych powyżej. Jest jedna deska ratunku, której możemy się chwycić. Bo jeśli pojedziesz za granicę, to szybko zauważysz, że choćbyś z całego serca nienawidził Polski, zamieszkał pomiędzy obcymi i perfekcyjnie mówił ich językiem, dla nich i tak zawsze już będziesz i pozostaniesz Polakiem. Prawdopodobnie nie będziesz w stanie się od tego uwolnić do końca swojego życia, nawet jeśli zdobędziesz nowe obywatelstwo. Tu właśnie jest pies pogrzebany!

Obecnie funkcjonuje u nas naród obywatelski (patrz preambuła kon-sty-tuc-ji:) oparty na zasadzie krwi, z pomocniczym zastosowaniem prawa ziemi:

Dziecko nabywa obywatelstwo polskie przez urodzenie, gdy co najmniej jeden z rodziców jest obywatelem polskim, lub gdy urodzi się na terytorium Polski, a jego rodzice są nieznani, nie posiadają żadnego obywatelstwa lub ich obywatelstwo jest nieokreślone.

Odrębne przepisy dotyczą dorosłych, którzy mogą zdobyć obywatelstwo przez nadanie, uznanie bądź przywrócenie.

Czy wobec wszystkiego co wyżej nacjonalizm ma sens? Idea uznająca naród za najwyższe dobro musi być praktyczna a naród, jej główny przedmiot, ściśle zdefiniowany przepisami prawa. Jedynie w takim przypadku odpowiedź na tytułowe pytanie będzie mogła brzmieć: "za". Inaczej to tylko iluzja, ściema i gadanina na użytek tłumu. Ideę trzeba przełożyć na język konkretnych działań!

Polacy muszą więc odzyskać swoje państwo dla siebie, a wszystkie stanowione w nim prawa powinny brać pod uwagę po pierwsze ich interesy. Nie może być tak jak dzisiaj, że daje się ulgi zagranicznym korporacjom, a tępi się i uciska rodzimych przedsiębiorców. Nie może pozostać tak, że urząd traktuje cię z góry jak przestępcę i zamiast domniemania niewinności w Polsce dla Polaka funkcjonuje domniemanie winy. Nie można spychać ludzi w ubóstwo absurdalnymi podatkami - sprawdźcie VAT na zabawki i artykuły dziecięce - a potem uzależniać ich od biurokracji rzucając ochłapy z plusem. Wszystkie te poglądowe przykłady patologii są rakiem na ciele narodu. Współczesne państwo jest rakiem, reprezentując interesy nie swoich mieszkańców, a tzw. zachodnich sojuszników i obcego kapitału. Państwo z nazwy polskie nie może być wrogiem własnych obywateli, nie może się zachowywać jak obcy kolonizator.

Dlatego właśnie wszystkie media - a popatrzcie tylko na strukturę własności mediów w naszym kraju! - piętnują i odsądzają od wszelkiej czci i wiary każdego, kto głosi proste hasło: Polska dla Polaków. Jest ono śmiertelnie niebezpieczne dla obecnego Systemu, ponieważ w pełni oddaje istotę nacjonalizmu. Jednakże ten nacjonalizm ma rację bytu wyłącznie, kiedy będziemy dążyć do tego aby mu nadać moc prawną. Należy to zrobić:

1. Akceptując fakt, że pojęcie narodu jest płynne, kształtowało się przez całe wieki i nadal ewoluuje.

2. Starając się zniwelować różnicę pomiędzy obywatelstwem a narodowością.

Z pierwszego punktu płynie prosty wniosek, że kryteria przynależności narodowej siłą rzeczy są arbitralne, a zatem można je zmieniać. Z drugiego, że każdy obywatel powinien być w stanie je spełnić, żeby móc zostać uznany za pełnoprawnego Polaka. Naród należy zdefiniować na nowo i w miarę możliwości związać z obywatelstwem.

Nie wszyscy ludzie mieszkający na stałe w naszym kraju muszą być od razu obywatelami. Nie każdy jest tego godzien, nie każdemu to potrzebne. Bierna polskojęzyczna masa to w najlepszym razie potencjalni kandydaci. Kryteria przyznawania ludziom pełnych praw i obowiązków obywatela RP powinny być zaostrzone i obmyślone od nowa. Jeżeli naród polski ma odzyskać swą godność, prestiż i rację bytu, powinno się z niego wykluczyć bierny i najbardziej zdegenerowany element, a jednocześnie stworzyć jasne zasady dla chcących wejść w jego poczet.

Zasady, które z jednej strony zachęcą zdolnych ludzi, by się do Polski garnęli, a z drugiej będą na tyle restrykcyjne, że uniemożliwią zdominowanie rodzimego żywiołu przez napływ silnych ekonomicznie lub liczebnie obcych. Podstawą powinna być biegła znajomość naszego języka, historii i kultury, stałe zamieszkanie w PL, tudzież najważniejsze - służba narodowi.

Można się zastanawiać, czy od każdego obywatela należy żądać służby wojskowej, udziału w pracach społecznych, zaangażowania w akcje charytatywne itp. Podałem oczywiście najprostsze, najbardziej banalne przykłady wymagań, o które mogłoby chodzić. To musi być jakiś rodzaj czynnego zaangażowania, które byłoby warunkiem otrzymania i utrzymania obywatelstwa. Szczegóły są kwestią otwartą, ale jedno jest pewne: sam fakt bycia Polakiem-Obywatelem powinien być traktowany jak powód do dumy, a wejście w skład tego narodu jako oczywisty awans. Coś, na co trzeba zasłużyć.

Posiadanie obywatelstwa musi się łączyć z atrakcyjnymi przywilejami względem pozostałej ludności zamieszkałej w kraju (rezydentów) oraz cudzoziemców, ale i z obowiązkami na rzecz wspólnoty narodowej. W ten sposób mogłaby się ona zbliżyć do republikańskiego ideału narodu politycznego, tworzonego przez aktywnych, wolnych i świadomych obywateli. Przyszły naród polski powinien przy tym zachować swój słowiański (mowa) i europejski (kolor skóry) charakter, a ludzie spoza naszego kręgu kulturowego mogliby być dopuszczani do obywatelstwa jedynie w wyjątkowych przypadkach i za szczególne zasługi - jeżeli w ogóle.

Dla wszystkich jest chyba jasne, że taka koncepcja narodu i polityka państwa oparta o powiązany z nią nacjonalizm jest w dzisiejszych czasach czystą fantastyką. W dobie wszechogarniającej politycznej poprawności realizacja podobnego programu nie miałaby szans. Jakiekolwiek szanse na jego urzeczywistnienie mogłyby się pojawić dopiero po załamaniu obecnego porządku świata, gdyż żadne obce mocarstwo nie pozwoliłoby nigdy na podobne reformy w naszym pięknym kraju. I chyba też w żadnym innym.

Oprócz ukontentowania bądź niesmaku, które po zapoznaniu się z tymi dywagacjami pozostanie jeszcze przez chwilę z mym drogim Czytelnikiem, zostawię mu również wyzwanie. Bo fakt, że świat jest zupełnie nie taki, jaki naszym skromnym zdaniem zawsze być powinien, nie oznacza bynajmniej, że trzeba usiąść i płakać. Możemy zacząć go zmieniać, powolutku, od podstaw. Od podstaw, czyli od siebie.

Co zatem jest podstawowym obowiązkiem zdrowego i świadomego Polaka, obywatela państwa i nacjonalisty? Oczywiście orientacja w sprawach publicznych i udział w wyborach. To jest podstawa podstaw! Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to obecne państwo teoretyczne jest ekstremalnie dalekie od naszych ideałów, jednak powinniśmy chwytać się wszelkich środków, by zminimalizować jego negatywny i antynarodowy wpływ na zdrową tkankę społeczną. Wszystkich możliwych środków, a w pierwszym rzędzie legalnych...

Proponuję więc zrobić eksperyment i dokonać racjonalnego wyboru w zbliżającym się głosowaniu. Zapoznajmy się z ofertami miejscowych kandydatów, nie patrzmy tylko na partię, komitet i kolor krawatu, zajrzyjmy też do programów i wygooglujmy coś więcej. A potem weźmy karteczki i wrzućmy je do tej skrzynki, kon-sty-tu-ta jej mać! Nie spodziewajmy się cudów, nie liczmy na żadne efekty. Traktujmy tę prostą czynność wyłącznie jako obywatelskie ćwiczenie duchowe. W wyborach nic to nie zmieni, ale nas zmieni na lepsze. Być może kiedyś w przyszłości będziemy to robić już w naszej Polsce dla Polaków?

Tutejszy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka