Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc
885
BLOG

Konsumpcjonizm, religia naszych czasów

Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Na rozgrzewkę chciałbym polecić świetny tekst o genezie naszego problemu, opublikowany na portalu Nowy Obywatel. Portal może i lewicowy, ale artykuł na tyle ciekawy, że rekomendowany nawet przez nacjonalistów. Jak widać rzecz jest uniwersalna i warto się z nią zapoznać bez względu na wszelkie podziały i uprzedzenia. Link do znakomitej analizy autorstwa Jeffrey'a  Kaplana gości dziś w Państwie Słowiańskim, zapraszam więc do lektury. A kiedy już wrócicie z wizyty u Nacjonalisty i Obywatela, z przyjemnością przeczytam tu Wasze komentarze. Komentarzem do tekstu o konsumpcjonizmie jest również niniejsza notka.

Temat szeroki jak rzeka, a nawet ocean myśli, można rozwinąć na tysiąc i więcej różnych sposobów. Dziś zajmę się jednym aspektem, aspektem religijnym. 

Oficjalnie religią ogromnej większości Polaków jest rzymski katolicyzm, wprowadzony onegdaj przez Mieszka I. W praktyce, ośmielę się stwierdzić, co najmniej od czasów Gierka religią panującą jest u nas konsumpcjonizm. 

Globalny kapitalizm ma swoich własnych świętych, symbole, uroczystości, hierarchię kapłańską. Rzecz jasna, że nieformalną. Tym niemniej charyzmatyczną i świetnie opłacaną. Przyjrzyjmy się częściom składowym dominującego systemu wierzeń.

Święci? Celebryci! Ludzie znani z tego, że są sławni. Współczesny wzór do naśladowania przez ogłupiałe stado. Zazwyczaj piękni, młodzi i bogaci, stanowią ucieleśnienie obietnic konsumpcjonizmu o szczęściu w doczesnym raju. Operacje plastyczne, najdroższe kosmetyki, ogrom czasu poświęcanego na dbałość o stylizację i wygląd zewnętrzny sprawiają, że taki celebryta z reguły jawi się prostaczkom jako nieosiągalny ideał.

Oferta tych ideałów jest przebogata i świetnie przystosowana do potrzeb społeczeństwa. Podobnie jak katoliccy święci albo przedchrześcijańskie bóstwa Indoeuropejczyków, każdy z nich ma inne atrybuty, charakter i grupę wyznawców.

Dla ambitnych miliarderzy i ikony sukcesu, takie jak Elon Musk, Steve Jobs albo już nieco przechodzony Bill Gates, ewentualnie najbardziej medialni politycy. Snobom chcącym być postrzegani jako ludzie kulturalni system proponuje rzeszę artystów, intelektualistów, tudzież panteon noblistów. Buntownicy dostaną gwiazdy rocka i raperów, reszta czci i uwielbia aktorów, sportowców, brytyjską rodzinę królewską, bądź inne mniej lub bardziej puste produkty popkultury. Każdemu wedle jego potrzeb, chciałoby się powiedzieć.

Celebryci, podobnie jak święci czy bogowie, reprezentują określone ideały i wartości. Są otoczeni liturgią, wokół której kwitną rozmaite biznesy. Nieprzypadkowo mówi się o ikonach popkultury, postaciach kultowych. Ci medialni herosi motywują, pouczają, a plotki i opowieści z ich życia to współczesny ekwiwalent starożytnych mitów albo żywotów świętych. Któż nie czuł się pokrzepiony piękną historią Stallone'a?

Podobne opowieści pełnią ważną rolę, gdyż dają plebsowi iluzję, że jeśli się tylko postara, może się kiedyś znaleźć w kapitalistycznym niebie luksusowych willi, pięknych modelek i drogich samochodów. Mit american dream trzyma się mocno, a przysłowiowy sukces stanowi mocny fundament eschatologii doby globalizmu.

Innym istotnym elementem religii zawłaszczonym przez konsumpcjonizm są święte symbole. Spójrzmy na tzw. galerie handlowe, katedry panującej religii, oblepione znakami prestiżowych marek. Ludzie noszą je z dumą na ubraniach, torebkach, plecakach, fotografują się z kubkami po kawie z logo globalnej sieci, ustawiają w kilometrowych kolejkach po telefony z jabłuszkiem. Dlaczego?

Instynkt stadny, siła mody i trendu, chęć zdobycia prestiżu kojarzonego z marką. Niektóre z nich są otoczone kultem nie mniejszym niż celebryci, a większość wartości produktu stanowi logo firmy. Symbole religijne, oprócz oczywiście roli identyfikacyjnej, służyły kiedyś do skierowania myśli ludzkich ku sprawom natury duchowej bądź filozoficznej. Dziś mają skłonić człowieka do wyciągnięcia portfela i zapłacenia za rzeczy, których nie potrzebuje. Nic nowego pod słońcem! Kiedyś był handel odpustami, a dzisiaj kupisz blichtr znanej marki i poczucie sukcesu. Dawniej nosiłeś relikwie i religijne symbole, dziś jakże dumnie obnosisz dresy z trzema paskami...

Idźmy dalej, bo przecież każda szanująca się religia posiada mniej lub bardziej sformalizowaną kastę kapłańską. To ona organizuje kult. Kim jest kadra globalnej świątyni mamony? Managerowie, spece od marketingu, artyści tworzący reklamy. Arcykapłani, kler i rzemieślnicy od dekoracji. Dobry spot reklamowy to dzieło współczesnej sztuki sakralnej o znaczeniu nie mniejszym niż kiedyś freski w Kaplicy Sykstyńskiej. 

Podobnie jak chrześcijaństwo przejmowało elementy dawniejszych wierzeń włączając je w swój system, tak moloch konsumpcjonizmu zawłaszcza dziś i nadaje swoje własne znaczenie świętom chrześcijańskim. Można się oczywiście oburzać, że machina komercji zmieniła Boże Narodzenie w festiwal kiczu i szał kupowania. To oczywiście nic nie da, gdyż tego chce większość ludzi. Kapłani kapitalizmu posiedli bowiem i twórczo rozwinęli wszystkie pradawne techniki perswazji, manipulacji i kłamstwa stosowane przez swoich poprzedników we wcześniejszych kultach. Nazistowscy i komunistyczni inżynierowie dusz to tylko nieporadni prekursorzy dzisiejszych marketingowców.

Obecnie, korzystając z najnowszych osiągnięć socjo- i psychologii, sztuk wizualnych oraz retoryki, fachowcy od marketingu nie tylko wykorzystują naturalne instynkty i skłonności leżące w naturze człowieka, lecz również potrafią kreować gusta, wartości i mody wyznawane przez masy. Głównym celem nie jest bynajmniej, jak głoszą piewcy neoliberalizmu, najlepsze zaspokojenie ludzkich potrzeb, ale stwarzanie nowych, dotąd nieistniejących. Mogą być one naprawdę dziwne i absurdalne. Najlepszą ilustracją tego, co może zrobić z człowiekiem moda wykreowana przez współczesny marketing, jest panująca od kilku lat na polskich ulicach obfitość modnych osób, które w najgorsze mrozy paradują z gołymi kostkami. Ani to praktyczne, ani seksowne, w dodatku przeziębić się można. Tym niemniej... No właśnie!

Konsumpcjonizm rozciąga swą władzę na przestrzeń oraz czas. Atakuje krajobraz agresywną reklamą i stręczy nam swoje święta, od ustawki pod świerkiem z grubym czerwonym brodaczem, poprzez kicz walentynek aż po szaleństwo black friday i walkę o towar w markecie. Harujemy na rzeczy, których nie potrzebujemy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy? Jak najbardziej, gdyż takie są oczekiwania społeczne. Oczekiwania wykreowane przez speców od marketingu.

Celem jest taka organizacja życia społeczeństwa od narodzin po grób, by nie sprawiało kłopotów klasie panującej.

Ludzie muszą być stale zajęci pracą i konsumpcją, inaczej mogliby zacząć się zastanawiać i myśleć. Dlatego czas na wspólne spotkania, budowanie relacji i nawiązywanie kontaktów społecznych jest ciągle ograniczany: jeżeli nie poprzez pracę, to przez elektroniczne gadżety i komercyjną rozrywkę. Ideałem konsumpcjonizmu jest w pełni zatomizowane społeczeństwo bezsilnych i wyalienowanych jednostek. Każdy posłuszny i w swojej szufladce, jak ludzkie bateryjki z kultowego skądinąd filmu Matrix.

Ktoś może przewrotnie zapytać: czy to naprawdę tak źle? Przecież jeżeli ten system faktycznie zaspokaja potrzeby większości ludzi, jeśli wykreowana przez niego iluzja jest przyjemna lub choćby znośna, to wszystko jest przecież ok. Cóż, z polskiej perspektywy przepełnione konsumpcją życie bogatego amerykańskiego chłopaka z serialu wygląda jak rajski ideał. Problemy są dwa.

Po pierwsze, ten ideał jest kłamstwem. Szanse na osiągnięcie poziomu życia - czytaj: poziomu konsumpcji! - właściwego dla zachodniej klasy średniej ma tylko bardzo niewielki procent ludności globu i nawet w krajach zachodnich bieda i wykluczenie są codziennością większości. Piękni, młodzi i bogaci też mają swoje problemy, a ich życie nie jest wcale takie kolorowe, jak pokazują w reklamach. Pieniędzy i sławy nie da się prosto przeliczyć na subiektywne i względne poczucie sensu i szczęścia. Jak kończą gwiazdy rocka?

Po drugie, podążanie drogą konsumpcjonizmu, nawet gdy odniesiemy na tej drodze sukces, to zawsze pójście schematem wymyślonym przez innych. Zamiast przeżywać dany nam czas po swojemu, będziemy odhaczać cele opracowane w biurach korporacji. Zamiast żyć będziemy kupować aby udowodnić, że nas stać, zamiast żyć będziemy pracować żeby było nas stać. Najśmieszniejsze jest to, że uważając się za katolika, ateistę czy kogokolwiek innego, pędząc w kieracie konsumpcjonizmu de facto czcimy pieniądz, adorujemy celebrytów i praktykujemy najdoskonalej zorganizowaną, dominującą religię współczesności. Po prostu bierzemy udział w irracjonalnym kulcie!

Tańczymy jak nam zagrają szamani marketingu i zarządzania. Marzymy o czym nam każą. Biegamy kolekcjonując kolejne błyskotki, by zaraz rzucić je w kąt i lecieć za nową okazją. Oblepieni metkami i wyznajacy aktualnie lansowane trendy, sami stajemy się produktem. Produktem, zasobem, rzeczą.

W ten sposób, mój Czytelniku, kiedy już zaprogramowany przez kapitalistów autopilot zaprowadzi cię na skraj grobu stwierdzisz, że system ograbił cię z jednej jedynej rzeczy jaka na tym świecie naprawdę należy do nas: z bezcennego czasu. Nie czarujmy się zresztą. Niczego nie zauważysz, bo taki będziesz zajęty, że po prostu nie zdążysz!

A teraz pomyśl. Czy warto?

Tutejszy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo