Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc
3099
BLOG

Jak to w tym Wrocławiu było?

Domabor Świętoborzyc Domabor Świętoborzyc Marsz Niepodległości Obserwuj temat Obserwuj notkę 125

Nie będę w się silić w tym miejscu na próbę całościowego ujęcia tematu. Moja relacja jest tylko wycinkiem wszystkiego co wczoraj się działo we Wrocku, a za swoją rolę uważam jak najlepsze opisanie tego drobnego fragmentu odświętnej rzeczywistości, w którym uczestniczyłem.

Zaczyna się od spóźnienia: ok. 19.10, będąc już w towarzystwie znajomych, zaopatrzony w koszulkę z Piłsudskim i słusznych rozmiarów flagę, spotkałem się z rodzicami pod Halą Targową. Z rodzicami?

I owszem. Być może zaskoczy to niektórych Czytelników, ale wcale nie chodzę co roku na zadymę. Od wielu lat uczestniczymy we wrocławskim Marszu, który abstrahując od ustawionych incydentów nagłaśnianych w mediach, przebiega zwykle spokojnie oraz pokojowo. Przychodzą tam całe rodziny, przychodzą zwyczajni ludzie, którzy chcą wspólnie uczcić naszą niepodległość. W tym roku, w przeciwieństwie do religianckiej i kabotyńskiej Warszawy, mieliśmy maszerować pod umiarkowanym, świeckim i godnym hasłem: żeby Polska była Polską.

Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę Wyspy Słodowej, gdzie planowano zbiórkę. Niestety kładka Piaskowa od strony tamki była zablokowana i musieliśmy nadłożyć drogi koło karczmy młyńskiej. W oddali wyły syreny, a po Odrze pływały policyjne motorówki. Na wyspie nie było nikogo oprócz przygodnych pijaczków. Stał tylko student z flagą, zagubiony jak my.

Pamiętając zeszłoroczny, dłużący się niemiłosiernie wiec przed Dworcem Głównym, liczyliśmy że jednak mimo wszystko zdążymy. Niestety byliśmy spóźnieni, widocznie dawno już poszli. Trzeba dogonić Marsz! Przeszliśmy przez kładkę Słodową, kierując się ku ul. Dubois. Na skrzyżowaniu z Pomorską dotarliśmy do celu.

Cel stał i był otoczony. Po prawej stronie zaparkowało kilka suk na sygnale, wysiadali z nich właśnie zamaskowani policjanci w cywilu. Nagle zagrodziła nam drogę kolumna uzbrojona w tarcze i strzelby gładkolufowe, która minęła tyły manifestacji podążając w kierunku wylotu Pomorskiej. Prawdopodobnie chcieli zajść pochód od czoła. Tymczasem Marsz stał spokojnie.

Za uzbrojoną kolumną poszli tajniacy w maskach, my zaś skorzystaliśmy z tego, że zrobiło się luźniej i przedostaliśmy się pomiędzy radiowozami w stronę tłumu z flagami.

Tłum stał, nie wiedząc co robić. Przecisnąłem się do przodu, na ile ścisk pozwalał. Od czoła dobiegał seriami głośny huk eksplozji. Gaz i granaty hukowe, powiedział kolega obok. Nigdzie nie było słychać organizatorów, nikt nie wiedział co się dzieje i o co w ogóle chodzi. Ktoś śpiewał by j...ć policję, po chwili w stronę kordonu tłum zaczął głośno skandować jedno magiczne słowo najlepiej chyba pasujące do zastanej sytuacji, tj. wyp...! Nad nami już górowały dwie wielkie polewaczki.

Wśród ludzi panowała pełna dezorientacja i, co trzeba podkreślić, od chwili gdy ujrzeliśmy pierwszych ludzi z flagami, Marsz nie posunął się naprzód nawet o parę metrów. Nie było słychać żadnych politycznych haseł, a już na pewno nie było haseł antysemickich. Po prostu tkwiliśmy w miejscu czekając na rozwój wypadków.

Wróciłem w stronę rodziców, stojących na końcu kolumny. W pewnym momencie ktoś z przodu zaintonował Mazurek Dąbrowskiego. Po odśpiewaniu hymnu, a może nawet już w trakcie, ludzie stojący bliżej pierwszych szeregów odpalili race. Kibole? Prowokatorzy? Policjanci w cywilu? Nie wiem, nie stałem tuż obok, widziałem tylko światła i wielką chmurę dymu.

Policja nie ostrzegała, zero komunikacji. Nikogo nie wzywano do rozejścia się, nikt nie poinformował o rozwiązaniu marszu. Po prostu blokowali drogę, a potem w pewnym momencie zaczęli polewać ludzi i ruszyli do przodu. Tu kończy się moja relacja, gdyż podobnie jak wszyscy którzy stali z tyłu, minąłem radiowozy i cofnąłem się w stronę Mostu Uniwersyteckiego. To był dość niebezpieczny moment, bo gdyby policja chciała, to mogłaby odciąć drogę i nie wypuścić nikogo. Na szczęście nie przeszkadzali rozchodzącym się ludziom.

Koniec końców odprowadziłem rodziców na autobus, po czym jeszcze w tramwaju spotkałem towarzyszy wracających z Marszu. Dwóch na pewno musiało dostać gazem po oczach, opowiadali o pałowaniu przez policję na przodzie i o tym, że cała blokada rozpoczęła się od "bójki" pomiędzy policjantami po cywilnemu, a tymi w mundurach.

Piszę ten tekst, bo wiadomo że władze i załgane media będą wymyślać bajeczki. Będą nas wyzywać od ekstremy, nazistów albo faszystów, tymczasem prawda jest inna. Co roku idziemy w tym Marszu, żeby uczcić niepodległość Polski, a przy okazji podkreślić swoją niezależność i zaprotestować przeciwko haniebnym rządom postsolidarnościowej i postkomunistycznej klasy politycznej.

Idziemy pokojowo, niesiemy flagi, jesteśmy. Nie kłaniamy się nikomu, nikomu nie będziemy służyć. Liczy się nasza obecność i oddolna inicjatywa wolnych Polaków z Wrocławia. Dajemy w ten sposób sygnał, że My jesteśmy narodem, że państwo należy do nas - nie do polityków. Mamy do tego prawo, na tym polega wolność.

Widocznie władze miejskie, wybrane przez godnych najwyższej pogardy konformistycznych filistrów, nie chcą tego zrozumieć. Teraz znów będą opluwać, łgać w prasie, szarpać i szczekać.

Szczekają? My idźmy dalej. Za rok też pójdę na Marsz...

Tutejszy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka