Jak miało być a nie będzie
Huffington Post, polski portal blogowy i opiniotwórczy. Tak miało być, tak groził Tomasz Lis,
kiedy ogłaszał powstanie platformy blogowej NaTemat.pl. Jednak nie było dane Panu Tomkowi zrealizować
tego ambitnego planu, ponieważ krajowa scena medialna wybiła co do nogi prawdziwych dziennikarzy, zastępując ich
łowcami klików i talibami słowa.
Każdy chce zarabiać- to zrozumiałe. Każdy pragnie chleba i igrzysk- to też. Niemniej jednak czy jako społeczeństwo
zasługujemy na coś więcej? Czy chcemy czegoś więcej?
W tym pierwszym wpisie na blogu początkowo zamierzałem powtórzyć wszystkie znane zarzuty, jakie padają pod adresem "paruwek". Chciałem jak nigdy, wyjdzie jak zawsze- nie da się skupić na jednym aktorze infosceny, kiedy cały teatr upada pod naporem medialnych sprzedawców waty cukrowej. Paruwki są wszędzie, może o różnych smakach, ale zawsze produkowane z odpadów.
Dziennikarze-politycy
Jako, że padło już jedno nazwisko- więcej nie potrzeba. Jak na dłoni widać chorobę, która toczy sferę informacji.
Mogłoby się wydawać, że wolność, różnorodność i potężny rynek do zagospodarowania, uruchomią w braci dziennikarskiej
najlepsze instynkty. Niemniej jednak, kiedy coś ci się wydaje, to raczej nie jest takie jak chcielibyśmy widzieć.
Dziennikarze-politycy. Pozbawieni brzemienia odpowiedzialności za słowo, zniewoleni poglądami, będący stroną jednej
lub drugiej partii. Nie trzeba ich szukać, nie maskują sie- krzyczą, obrażają, manipulują, wpuszczają w maliny, a jak
przychodzi słabszy dzień to wyzwą od "dupy", oplują i po wszystkim pozostaje im tylko wyczyścić monitor.
Panie i panowie dotknięci tą przypadłością, panie i panowie z mediów o orientacji prawicowej i lewicowej, ludzie! Załóżcie partię,
skomponujcie program, który zachwyci waszych czytelników, weźcie wladzę, dotacje, limuzyny, sekretarki, gabinety i ochroniarzy,
ale przestańcie pieprzyc bez ładu i składu. Redaktorze- nienawidzisz PO- załóż ruch anty. Rzygasz na widok Kaczyńskiego- zbierz
szable i wykołuj naczelnika z Sejmu. Odwagi. Szczekanie zza węgła i napuszczanie rozgrzanych internautów jest słabe.
Dziennikarze- pieczeniarze
Pieczeniarz. Nie znam genezy tego słowa, ale w pełni oddaje ono pogardę, jaką odczuwam czytając czy oglądając dziennikarzy,
którzy, mówiąc dosadnie, wiedzą w której dupie i jak głęboko trzymać palec. Za jednej władzy w opozycji, za drugiej na pierwszej,
dobrze platnej linii frontu. Zawsze wierni, zawsze gotowi, zawsze z odbezpieczonym pistoletem w dłoni. Wielkie słowa,
tłuste faktury, fundacje, dotacje, konotacje. Posadka u ministra, grancik na badania nad życiem płciowym szakali afrykańskich.
Nie uderzam tu w konkretną osobę, bo obojętne czy łazisz za prezydentem w różowych okularach z czekoladowym ptakiem w dloni, czy też organizujesz za państwowe środki relację z lasu 27/7.
Więcej czyli mniej
Twitter, facebook, blogi, niezależne media. Niezalezne od sponsorów instytucjonalnych czy politycznych. Zalezne od tego, czy
panu Tomkowi wyświetlą się ukraińskie singielki- za to ktos uczciwie zapłaci. Przyszłością mediów i jednocześnie ich zabójstwem
jest chmara twórców słowa, którzy w przerwach między jazdą na wózku widłowym a śniadaniem przeprowadzą śledztwo dziennikarskie. Śledztwo krótkie, bez ozdobników- 140 znaków, screen z ekranu, wiedza powszechna, przez lenistwo niedostępna, podana tak, by zrozumieć kto kogo, co i w jaką część ciała. I o ile taka forma komunikacji jest clou tego czego nie dają nam pieczeniarze i działacze,to zaprawdę powiadam wam- czasami wolę posłuchać pani czytającej serwis z karteczki niż domyślać się, kto i za ile kupił pana publicystę.