Soren Sulfur Soren Sulfur
2508
BLOG

Z Waszczykowskiego pod Czaputowicza

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 68

Zmiany w MSZ nie są czysto personalne. W sposób ewidentny nastąpiła zmiana strategii polskiej polityki zagranicznej. Efekty nie będą więc ograniczały się tylko do wizerunku. Polska nie gra na tylko odprężenie by uniknąć odebrania funduszy strukturalnych, ale stara się zmienić dynamikę stosunków w UE.


Pierwsze wizyty, słowa i ruchy nowego kierownictwa MSZ jasno wskazują na to, co próbuje się zrobić: chodzi o wy pozycjonowanie Polski jako nieuniknionego partnera dla Niemiec w starciu z Francją o kształt UE. Paryż naciska na dalszą integrację – polityczną - strefy euro z wykluczeniem innych państw nie będących w Eurolandzie. Celem jest zwiększenie kontroli nad instytucjami unijnymi, w tym nad regulacjami wspólnego rynku, przez Paryż. Ten, który narzuci ton w procesie integracyjnym przechwycić jej kierunek. Francuzom chodzi o zwiększenie swojej władzy w Europie. To stary model francuskiej integracji, polegający na kontrolowaniu poczynań słabszych krajów i stawianie ich pod ścianą - albo jesteście z nami, albo przeciwko nam. Jeśli z nami, to macie szanse coś uszczknąć. Jeśli przeciwko - i tak się stanie to co chcemy, a będzie to dla was gorzej bo nie będziecie mieli wtedy nic a nic do powiedzenia.


Francja przez stworzenie jakiegoś „twardego jądra” UE pragnie uciec do przodu przed skutkami poszerzenia UE, kiedy to straciła zdolność wywierania decydującego wpływu na struktury Unii. Niemcy myślą podobnie, ale cele mają inne, gdyż mają inne interesy. Francuka gospodarka jest gospodarką konsumująca, niemiecka-eksportującą. Dlatego Francuzi co do zasady chcą kontrolować Europę, by uniemożliwić wejście na swój rynek, gdyż to psuje oligarchiczny układ ich gospodarki gdzie ogromne zakłady pół-państwowe gwarantują zatrudnienie i spokój społeczny, a tym samym stabilność polityczną. Niemcy na odwrót - ich sposobem jest otwieranie przez UE cudzych rynków tak, aby tylko niemieckie produkty były konkurencyjne. To zaś pozwala na utrzymanie oligarchicznego układu ich gospodarki gdzie ogromne prywatne zakłady mają układ z rządem federalnym który gwarantuje, że utrzymają swoje poziomy zatrudnienia a tym samym stabilność społeczną przekładającą się na polityczną. Dlatego choć obydwa kraje widzą w pogłębionej integracji sposób na sterowanie innymi nacjami i ich rynkami, to chcą to robić by osiągnąć diametralnie rożne rzeczy. Po Brexicie Niemcy straciły w tej rozgrywce partnera - Wielką Brytanię - która stała bardziej po stronie Niemiec niż Francji, gdyż popiera ideał wolnego handlu. Francja, wyczuwając zmianę wiatru che wykorzystać to, póki może, do narzucenia tonu w rozmowach o zasadach rządzących europejskimi rynkami. W tle są też inne projekty, sprowadzające się do tego samego - Francja mówi, reszta słucha.


Nie jest to po myśli Polski ani w ogóle innych członków UE, bo w takim układzie ich znaczenie będzie się zmniejszać i zdolność do obrony własnego interesu narodowego - również. Jednak jeśli dominujące państwa - Francja i Niemcy - coś postanowią będzie bardzo trudno się temu przeciwstawić, gdyż będą w stanie zaproponować poboczne umowy, transakcje, mniejszym krajom rozbijając ich front przeciwny zmianom. Z takiego układu sił więc żadna zjednoczona Europa dbająca o interes każdego kraju członkowskiego powstać nie może.


To, co próbuje obecnie robić Polska, to wykorzystać różnice w interesie Niemiec i Francji - zresztą rolę tą pełniła do pewnego stopnia w przeszłości również, ale bardziej jako kwiatek do kożucha gdyż poprzednie rządy uważały, że nie ma po co ryzykować. Służyła do przechylania na korzyść Niemiec polityk wspólnotowych w starciu z Francją (ale też słabo, bo lepsza w tej roli była Wlk.Brytania). Słowa ministra Czaputowicza o „protekcjonistycznych demokracjach”, próba przefarbowania konfliktów w UE na „Francja i podobne kraje kontra Niemcy i podobne kraje” czyli w uproszczeniu północ i południe ma pewien sens i jest zgodne z interesem Warszawy. Idzie to w parze z działaniami i słowami premiera Morawieckiego, który wskazuje na to jak gospodarczo od siebie są zależne Polska i Niemcy, i że mają podobne interesy handlowe. Próbując tego manewru nasz MSZ kalkuluje zapewne, że skoro na agendzie jest dalsza integracja i rozważa się pozostawienie nas na marginesie, to należy jednak mimo wszystko wejść w ten proces, skoro zatrzymać się go nie da to należy próbować na tyle na ile możliwe wpłynąć na jego ostateczny kształt. Jest to powtarzanie geopolitycznej logiki wejścia do UE oraz mantr o „byciu przy stole”. Kapitał konfliktu, jaki wygenerował Waszczykowski Czaputowicz więc chce skonsumować.


O podobnej strategi pisałem już przy kilku okazjach tu, tu  tu oraz tu. Jednak wskazywałem, że kluczem do tego manewru są Włochy. Włochy jednak nie będą ryzykować żadnego konfliktu z Niemcami czy Francją, chyba że zostaną odpowiednio do tego przygotowane, będą miały sojuszników i dobre propozycje z ich strony, a w konflikt wejdą nie wiedząc o tym, że tak to się skończy. Obecne podejście więc ma szanse tylko wtedy, gdy Niemcy przyjmą optykę konfliktu z „demokracjami protekcjonistycznymi”- krajami południa (Francja, Włochy, Grecja, Portugalia, Hiszpania), co potem zostanie wykorzystane do wyłuskania z tego grona „niesłusznie oskarżonych ofiar”- przede wszystkim Włoch, po to by okrążyć Francję. Rolą polski w takim układzie nie jest bycie głównym rozgrywającym, ale manewrującym elementem który wyłuskuje kraje z obozu oskarżonych i pozwala im przemknąć się do obozu oskarżających, którego szefem będą Niemcy, które jednak bez pomocy Polski nie będą w stanie rozgrywać tego, gdyż jej rola jako elementu manewrującego, najpierw kreującego obóz antyniemiecki, potem dokonując wolty, jest nie do zastąpienia. Ta gra ma sens, ale nie uda się.


Po pierwsze poprzedni minister nie poczynił dość, by przygotować grunt w Włoszech. Do tego przegapił szansę zbudowania frondy wewnątrz UE - Peryferii vs Centrum. Może nie miał ludzi, środków - zapewne tak też było.


Po drugie konflikt z KE doszedł do takiego stopnia, że obecna zmiana jest niewiarygodna, a interesy Polski zbyt naruszone by można było wywołać w innych krajach wrażenie, że można nam zaufać bycie sworzniem jakiegokolwiek wewnątrz-unijnego aliansu, jego brokerem.


Po trzecie jest to zbyt transparentne. Zaletą manewru z Frondą było to, że nie był tak oczywisty. Warto jednak zauważyć, że Niemcy bardzo szybko zareagowali na jej początki, czy raczej - możliwość zawiązania się. W trybie ekspresowym udobruchali Włochy które zmieniły ton z krytycznego wobec Centrum na entuzjastyczny. Nic z tym nie zrobiliśmy, nasze akcje w tym kierunku były ograniczone, miały główne efekt propagandowy na wskutek wewnętrznej polityki Polski. Nic nie osiągnęliśmy.


Po czwarte oś podziału w UE nie przebiega już wzdłuż linii z kryzysu finansowego. Pieniądze nie są głównym problemem, ale wizja UE jako takiej i europejskiej tożsamości: istnienia europejczyków w ogóle wobec przemian demograficznych. Konflikt jest więc kulturowy, demograficzny i ideologiczny i przebiega po zupełnie innych liniach. Nagłe przerzucenie nacisku z tego na pieniądze nie odniesie więc dużego skutku i nie znajdzie zrozumienia.


Po piąte musiałoby się to odbyć kosztem kapitału oporu, jaki Polska zgromadziła. W oficjalnym obiegu dziennikarsko - informacyjnym tego specjalnie nie widać, ale opór Polski i grupy Wyszehradzkiej przeciwko polityce UE, Niemiec zwłaszcza, zasadniczo zmienił układ sił w Unii. Nie jako taki, ale poprzez wpłynięcie na postawy wyborców w tych krajach, nadając ton przemianom politycznym które sprawiły, że wiele dominujących partii zmieniło podejście i częściowo swoje programy. Bez oporu V4 być może nie byłoby takiego sukcesu AfD w Niemczech czy LePen w Francji, zwycięstwa prawicy w Austrii itd. Polska i V4 odgrywają tu podobną rolę jak niegdyś przykład oporu Solidarności w bloku komunistycznym - ośmielając stłamszoną przez cenzurę panującą na Zachodzie większość. Siłę jaką Polska ten sposób zdobyła widać w prośbach Junckera o to, by Morawiecki przyjął chociaż 5 tysięcy, a jak nie to 2 tysiące uchodźców, a jak nie 2 tysiące uchodźców, to może 500 syryjskich dzieci. Żeby tylko zyskać symboliczne zwycięstwo w narracji o rzeczywistości. W momencie jednak gdyby Polska wycofała się z swojego nieprzejednanego stanowiska, nawet w drobny sposób a uzyskując za to ogromne ustępstwa, to nie byłoby to mądre - bo by zniszczyło naszą pozycję naciskową, która nie bazuje na kalkulacjach racjonalnych, ale emocjonalnych, wizerunku wśród zachodnich społeczeństw. Cały ten kapitał zostanie utracony, a pozostaną tylko koszty jego pozyskania.


Po szóste Polska aby skutecznie móc plan wykonać musiałaby bardzo aktywnie i sprawnie działać na froncie niemieckim i Włoskim, nie zaniedbując Hiszpanii, Grecji czy Portugalii a nawet Szwecji czy Holandii, cały czas podtrzymując wysoką aktywność w V4 oraz zabiegając o Austrię. Dotychczas to nie udało się, gdyż MSZ nie dysponuje odpowiednimi zasobami - finansowymi i przede wszystkim ludzkimi. Dobór kadr jest co najmniej niefortunny, mówiąc delikatnie, kultura organizacyjna jest zła, a talenty ludzkie marnotrawione, wysiłek nie nagradzany. Jest więc wątpliwe aby udało się cokolwiek osiągnąć.


Wobec powyższych sceptycznie należy podchodzić do obecnych starań MSZ. Nie buduje on bowiem na osiągnięciach poprzedników, ale próbuje osiągnąć jakąś detente, odprężenie. Jest to podyktowane nie wymogami polityki zagranicznej, ale wewnętrznej. Widmo utraty funduszy strukturalnych czy ich ograniczenia jest pustą groźba KE, instytucje europejskie nie mają bowiem żadnej faktycznej władzy ani możliwości takiego działania, a fundusze i tak miały być ograniczone co wiadomo było już przy uchwalaniu poprzednich, za głębokiego PO. Podobnie wszystkie procedury praworządności itp. są tańcem cieni. Jednak tak samo jak Polska swoją postawą oddziałuje na wyborców na Zachodzie, tak samo Zachód może oddziaływać na Polskę. To nieważne, że te rzeczy są niemożliwe, ludzie tego nie wiedzą. A głosują.


Na szefa MSZ mianowano technicznego biurokratę, nie zaś szefa z prawdziwego zdarzenia. Będzie technicznie sprawny, wizerunkowo nienaganny i będzie osiągał drobne sukcesy. Ale to praktycznie koniec jakichkolwiek planów i większych zysków dla Polski. Pod presja zewnętrzną kierownictwo partii rządzącej uznało bowiem, że osiągnęli maksimum tego co się dało, a należy myśleć o kolejnych wyborach i stabilności sprawowania władzy. Stąd ogólna decyzja o wyciszeniu konfliktu z UE, detente z Niemcami, oraz propagandowe przekierowanie zainteresowania z polityki zagranicznej i wielkich zmian systemowych instytucji państwa na gospodarkę i drobne zarządzanie. Działania MSZu więc rozpłyną się w nicości gdyż na dynamiczniejszą politykę nie ma zgody. Być może nie jest to jednak tak złe ze względu na wysokie prawdopodobieństwo nowego załamania gospodarczego na świecie oraz spowolnienia w Polsce, które jest już nie do uniknięcia.


Niestety, choć może dobrze wygląda to w teorii to w praktyce arena międzynarodowa nigdy nie pozostaje w bezruchu i można się spodziewać, że obecne zmiany odbiją się negatywnie na naszej pozycji, choć być może pozwolą PiS wygrać koleje wybory.



Sulfur



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka