Soren Sulfur Soren Sulfur
1616
BLOG

Nie mamy kadr, to nie będziemy mieć polityki zagranicznej.

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 74

Fiksacja Polaków na Francji, Niemczech, Rosji i USA jest niepoprawna. Prowadzi do złych ocen rzeczywistości i nieumiejętności myślenia strategicznego. Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób Polska przespała sprawę i znaczenie Włoch. Jest to wynikiem braku prawdziwie profesjonalnej kadry na służbie państwu.

O znaczeniu Włoch wspominałem przy okazji Brexitu. W wielkim skrócie: w rozgrywce europejskiej kluczem nie są ani UK, ani Niemcy, ani Francja, ale Włochy właśnie. Umiejętne rozpoznanie tego oraz zbudowanie odpowiedniej koalicji sił dałoby możliwość wymanewrowania Francji i Niemiec na pozycje zgoła inne, niż dotychczas: Niemcy zostałyby zmuszone do przyjęcia postawy zmierzającej do reformy UE zgodnie z interesem mniejszych krajów, takich jak Polska, Francja zaś utraciłaby ostatecznie swoją rolę jako kręgosłupa UE i nie hamowałaby dalej rozwoju tej struktury w kierunku faktycznie zbalansowanej, służącej dobru ogólnemu europejczyków organizacji.

Kluczem jednak nie jest myślenie statyczne i kombinowanie jak tu mieć z kimś stałe alianse, ale zrozumienie, że układ interesów może być stały, ale kraje nieustannie dostosowują się do setek zmian. Drgają wewnątrz tego samego paradygmatu i budowanie skutecznej koalicji nie polega na jeno otwartym deklarowaniu celów i intencji, ale na manewrowaniu między nimi wiedząc, co jest naprawdę tym, co dany kraj potrzebuje, a nie tym co deklaruje w danej chwili. Bo to co deklaruje jest efektem wypadkowym setek sił, jakie na niego oddziaływują z zewnątrz i do których się dostosowuje. To bardzo skompolikowana, subtelna gra, ale nie będąca poza zasięgiem Polski - bo nie polegałaby ona na siłowym przymuszaniu nikogo do niczego; nie polegałaby na oferowaniu miliardów dolarów pomocy ani kontraktów, wysyłania tysięcy żołnierzy ani nic takiego. Te standartowe zagrywki dyplomatyczne nic by tu nie dały. Tym można tylko na momencik przygarnąć dany kraj, ale nie można zmienić jego trajektorii. Prawdziwym sukcesem byłoby takie skomunikowanie różnych niezadowolonych państw Europy, by to, co nieuchronne (bunt przeciwko establishmentowi i Centrum UE, które uniemożliwa rozwój Peryferiom) zostało skoordynowane i zmierzało w jednym kierunku. Samo z siebie. Z woli tych państw, bo tak układają się ich interesy, możliwości i ograniczenia. A więc sztuka pójścia nie pod prąd, ale z siłami jakie działają przeciwko nam i obrócenie ich przeciwko nim samym. Wszystko przy kosztach minimalnych. Bo polegałoby to na rozpoznaniu tego, co faktycznie jest interesem danego państwa oraz komunikacji z siłami wewnątrz niego które to widzą lub są w stanie pchnąć kraj w tym kierunku. Delikatne wpływanie na opinię publiczną, centra decyzyjne. Otwarcie na koalicje, budowanie sieci kontaktów, które same z czasem zaprocentowałaby. 

Tak, to wszystko bardzo niekonkretne. Trudno to przekazać w krótkim tekście. Ale to prawdziwa dyplomatyczna robota. By ją wykonać, należałoby najpierw mieć kogoś, kto jest w stanie dojrzeć te zasadnicze trendy i możliwości ich wykorzystania. Następnie ludzi, którzy będą w stanie szczegółowo zdać relację z każdego fragmentu tej wizjii. Potem ludzi, którzy są "w polu" i konfrontują tą wizję z rzeczywistością. Wreszcie ludzi, którzy będą w stanie dobrać odpowiedni personel do wykonania zadania. A na końcu - ludzi świetnych w tym co robią, wykonujących te zadania. Finalnym zaś elementem układanki byłaby osoba podejmująca decyzje, która byłaby dość ogarnięta by rozumieć, co się jej przedstawia i rozumiejąca jak to działa. 

Polska jednak nie ma tak zbudowanych kadr polityki zagranicznej. Nasz MSZ i okoliczne instytucje mają "w porządku" poziom myślenia strategicznego, ale jest on często przestarzały. Operuje w paradygmatach mocy i siły; ciągle więc narzeka na to, że Polska jest za słaba by walnąć pięścia w stół i by wszystko było tak, jak chce. Brakuje myślenia innego typu - mamy to co mamy, zadania są takie a nie inne. To co możemy z tym zrobić? To myślenie jest prawie nieobecne. Istnieje gdzieś na marginesach departamentów strategicznych, i ma miękki, minimalny wpływ na jakość podejmowanych decyzji. Takie myślenie - budowania na drobnicy działań, jest obce kadrze polskiego MSZ, która ma gigantomanię. Tylko wielkie kraje coś znaczą. Tylko wielkie pieniądze coś dają (czytaj: takie których nie mamy). Tylko gigantyczne kontrakty zmieniają działania rządów. To wszystko myślenie niedopasowane do pozycji Polski i naszego położenia geopolitycznego.  

Na poziomie wykonawczym jest różnie - część kadry jest sprawna, ale nie mając dobrego łańcucha pomiędzy sobą a strategią – jej działania są bez sensu. Choćby dany ambasador czy urzędnik byli najlepszymi, jacy tylko są, to jeśli są wysyłani w pole bez sensownych instrukcji, a plan jaki mają realizować nie istnieje - to czego się po nich spodziewać jak nie porażki. Nawet najlepsza drużyna jeśli nie jest zgrana i nie ma dobrego trenera - nic nie wskóra.  

Dobór ludzi do zadań to też wiedza mistyczna: jesli iść analogią z drużyny piłkarskiej to każdy zawodnik jest jednocześnie kapitanem i trenerem. Wie lepiej i ma dostęp do wszystkiego. Tymczasem poprawnie zbudowana kadra jest dobierana do konkretnych zadań. Kiedy ma być szczera, jest szczera, kiedy ma być manipulancka jest manipulancka. Kiedy ma wiedzieć - to wie, a kiedy nie - to nie. Tymczasem nagminne jest dopuszczanie ambasadorów i niższych urzędników służby cywilnej do całości obrazu, co uniemożliwia im poprawne działanie w trakcie zadania. Tu nie chodzi o tajemnice państwowe, ale o dobór ludzi, ich przekonań, osobowości i poziomu zdolności analizy do zadania. Tymczasem polityka zatrudnienia i jego podtrzymania opiera się na przejrzeniu w CV czy dany osobnik ma odpowiednią znajomość języka. To za mało. 

To, jak niedopasowane jest myślenie kadr MSZ widać po strukturze tego ministerstwa. Jest ono zbudowane na zasadzie koncentracji na najwięszych graczach tego świata, z dodatkiem polityki wschodniej. Jeśli jednak chodzi o Europę - jest chaos. Urzędnicy latają od sprawy do sprawy, produkują nikomu niepotrzebne materiały "na wczoraj", reagując a nie narzucając reakcje. Chyba najgorsza sytuacja jest w "departamencie od wszysktiego", czyli Współpracy Gospodarczej. Wszystko to służy tylko i wyłącznie informowaniu, a nie opracowywaniu działań. Calutkie ministerstwo zajmuje się pracą dziennikarzy; i tylko garstka ludzi na szczycie podejmuje na tej podstawie decyzje. To kompletnie odwrotna sytuacja niż powinna być, bo powoduje iż "ogon merda psem". Decydenci reagują na wydarzenia i praktycznie ich nie kreują. Szeregowy zaś urzędnik MSZ nie ma czasu na myślenie jak i co robić, bo lata z wywalonym jęzorem od raportu do raportu. W ogóle w większości przypadków nie zdają sobie z tego sprawy, żemogą kreować wydarzenia a nie na nie tylko reagować, bo panuje doktryna "nicniemożności". I jedyne decyzje strategiczne które nie są reaktywne wypływają od strony decydentów politycznych (a z tym róznie bywa), do których stękający urzędnicy czy chcą czy nie muszą się dostosować. Do tego autonomia samej służby jest symboliczna - od politycznych wiatrów zależy pozycja i zatrudnienie. W rezultacie mamy zacinający się mechnizm kadrowy, konflikt w przepływie informacji i kiepszczyninę w wykonaniu polityki zagranicznej. 

Efekt tego jest taki, że chociaż woltę Włoch można było przewidzieć już dwa lata temu i można było budować do tego koalicję (ostatnim elementem jest Hiszpania, a koronnym klejnotem: Holandia), to tak naprawdę poza kilkoma gestami jak wspomożenie paroma milionami euro Włoch w walce z migracją, co zostało zaraz spłukane przez działania Niemiec - nic nie wskóraliśmy. A teraz, gdy rząd Włoch się zmienił i zachowuje się idealnie po naszej myśli, nie mamy tam żadnego zahaczenia bo takowego nie zbudowaliśmy w świadomości decydentów. 

Polska nie istnieje w polityce zagranicznej Europy nie dlatego, bo jest mała, biedna i zacofana, ale dlatego, bo nie potrafi się zorganizować. Rezultat: możemy tylko czekać na wydarzenia progowe, kryzysy oraz mówić "nie" gdy przez moment ułamek czegoś zależy od nas. Wszystko inne przechodzi nam obok nosa. Tymczasem na kryzysy się nie czeka, ale je unika albo - wywołuje, by ujeżdżać ich falę. To co robimy jest więc bez sensu. 


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka