Soren Sulfur Soren Sulfur
4230
BLOG

Dlaczego Polska jest wrogiem UE?

Soren Sulfur Soren Sulfur UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 158

Dlaczego Polska jest tak bardzo atakowana w UE, obok Węgier? Odłóżmy na chwilę kwestię meritum-czy faktycznie oskarżenia wytaczane pod adresem Warszawy są słuszne czy nie. Wbrew pozorom to kwestia wtórna. Bowiem czy one są słuszne czy nie jest bez znaczenia; reakcja UE byłaby taka sama bez względu na meritum. Instytucje unijne twierdzą, że postawa Polski jest zagrożeniem dla "unijnych wartości". Kiedy jakakolwiek instytucja/system coś takiego zauważa, oznacza to że dany fenomen jest zagrożeniem dla jej funkcjonowania. Wartości bowiem są pochodną idei, idee zaś są podstawą planowania i opracowywania strategii, są więc niezbędną częścia funkcjonowania systemu - choćby on sam był niezwykle cyniczny. Tym samym jest zagrożeniem dla jego istnienia wszystko, co tym ideałom zaprzecza, rozkłada bowiem logikę danej insytucji do wewnątrz, przeczy jej założeniom i zdolności do osiągania celów. A nic tak nie niszczy ideałów jak pokazanie, że są bezsilne. Tym samym nie ma znaczenia, czy zarzuty są prawdziwe czy nie: postępowanie Polski w jednaki sposób w obu przypadkach jest zagrożeniem dla UE. Dlaczego? By to zrozumieć przyjrzyjmy się więc mechanizmom funkcjonowania UE.  

Są 4 podstawowe mechanizmy osiągania decyzji w UE, które w naszym przypadku mogą mieć zastosowanie: 

1. Osobiste interesy i powiązania: w ramach realizacji własnego intersu, urzędnicy i politycy, osoby kluczowe i decyzyjne podejmują takie a nie inne kroki. Celem jest ich własna kariera, pozycja, prestiż, finanse itp.

2. Ideologiczna i ideowa bliskość/dalekość: poglądy odgrywają istotną rolę w procesie dcyzyjnym, wbrew temu co mogą mówić cynicy. Solidarność ideologiczna nie musi być absolutna - może być wynikiem przypadku, chodzi o efekt: że dana grupa działa jak jeden blok. Dzieje się tak gdyż ludzie funkcjonują w ramach różnych "narracji" - wyobrażeń o świecie przedstawionych jako historie, w której są bohaterami, a które to wyobrażenia są nam potrzebne by planować właściwe posunięcia na przyszłość. Przeważnie ten mechanizm otacza mechanizm faktyczny, tak więc ideologiczne powody są tylko paliwem dla tych faktycznych

3. Układ transakcyjny: to najczęściej spotykany mechanizm faktyczny podejmowania decyzji w UE. Strony dochodzą do porozumienia, w którym jedna może nawet tracić w sposób wyraźny, ale wie, że zostanie to jej jakoś zrekompensowane w przyszłości kolejną transakcją po to, by w jeszcze dalszej przyszłości uzyskać jej zgodę na kolejną - w której tym razem znów będzie stratna ("coś za coś"). Umowa taka nie musi być powiedziana wprost, system utrzymuje się na zasadzie niespisanego "dorozumienia" (nie jest to niezwykłe, ludzie stale w taki sposób działają w życiu prywatnym). Proces negocjacji takich układów opiera się w dużej mierze na tym, co nazywa się sztuką dyplomacji - grze pozorów, niepewności i założeń. Np. kraj może zakładać, że jest za słaby by coś przeforsować, bo taka jest jego percepcja rzeczywistości. I to się wykorzystuje.

4. Przymus: odwrotność układu transakcyjnego, ale zawsze stanowi jego tło. Jeśli zawiodą normalne metody ułożenia się, zawsze pozostaje możliwość przymuszenia kraju do czegoś - chodzi więc o nigdy niewypowiedzianą groźbę co się stanie, jesli nie będą chcieli współpracować i zgodzić się na układ transakcyjny: zastosowane będą reperkusje. Różnej maści utrudnienia, komplikacje realcji, torpedowanie projektów etc. W stosunkach poza UE oznacza to również użycie siły militarnej. W UE z różnych powodów siła militarna została wykluczona z kalkulacji (głównie to wynik kurateli USA nad kontynentem i demilitaryzacja post-zimnowojenna).

Powód, dla którego pewne grupy w instytucjach UE tak mocno atakują Polskę i Węgry jest prosty: ponieważ postawa tych krajów zaburza punkty 3 oraz 4, powodując przy okazji ośmieszenie 2 i zagrożenie 1. Innymi słowy cały system podejmowania decyzji w UE jest zagrożony, bo opiera się on na percepcjach, niedomówieniach. Tymczasem Polska i Węgry mówią "sprawdzam". Tym samym niszczą podstawy punktu 4, ponieważ problem UE w obecnym kształcie jest taki, że opiera się ona na dobrej woli i chęci kooperacji każdego kraju. Jeśli kraj po prostu powie "nie" i jest zdeterminowany "przyjąć na klatę" konsekwencje, które wcale nie są tak bardzo straszne, to nie ma tak naprawdę sposobu by to zmienić. Nie jest bowiem tak, że po jednej stronie jest cała wielka UE, monolit, potęga, a po drugiej - jakiś tam kraj członkowski. UE nie ma żadnych służb, armii, policji. Kraje członkowskie zaś nie tworzą jednego frontu. Z punktu widzenia zdolności oddziaływania na rzeczywistość UE nie istnieje - dosłownie. Miraż zastosowania różnych sankcji itp. opiera się bowiem na założeniu, że kraj im poddany będzie je akceptował. Nie bierze się pod uwagę, że eskalacja jest obustronna.  Że po prostu można się nie dostosować do wyroku. "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz".

UE w sensie praktycznym opiera się na wymianie cząstek suwerenności - w ten sposób osiąga się de-anarchizację środowiska międzynarodowego, główny powód konfliktów i wojen na świecie. Jest to jednak działanie obustronne - kraj A otrzymuje wpływ na wydarzenia w kraju B ale kraj B również może wpływać na wydarzenia w kraju A. Co prawda UE jest zgromadzeniem równych i równiejszych, stąd w praktyce kawałki suwerenności są różnej wagi - i kraje większe mają znacznie większy wpływ na politykę mniejszych niż jest to możliwe na odwrót. Niemniej jednak kraje mniejsze mają też wiele innych instrumentów, z których grzecznie nie korzystają, a które UE daje im do ręki. To różnego rodzaju reperkusje gospodarcze. Dlaczego bowiem kraj poddany sankcjom czy nieoficjalnym reperkusjom miałby po prostu siedzieć i nic nie robić? Jeśli doszłoby do takiej sytuacji, to można sobie wyobrazić program nacjonalizacji kapitału państw, które głosowały za sankcjami. Czy, w wersji light-naloty skarbówki. Nagłe odcięcia prądu. Wyższe podatki. Zmiany planów zagospodarowania przestrzennego. Cofnięcie koncesji. Nagły remont ważnej drogi czy trasy kolejowej.  Suntelne zmiany prawa gospodarczego zmieniającego pole ekonomicznej gry na niekorzyść. Och, sądy europejskie wydały tutaj wyrok? a my go nie uznajemy. I co teraz?

Polska i Węgry powodują powstawanie właśnie takich pytań i opcji w głowach wielu. Pokazują, że sposób podejmowania decyzji w UE był oparty na iluzji wszechwładzy krajów silniejszych, wykorzystujących instytucje UE jako parawan dla swoich wpływów "kolonialnych". I że, będąc iluzją – te instytucje nic nie znaczą, a z nimi - siła większych państw. 

W momencie gdy opór Polski i Węgier obala punkt 4, automatycznie zmienia to całkowicie sposób działania punktu 3, który jest z nim powiązany. Jeśli bowiem nie ma żadnej ukrytej groźby, potencjalnej kary i faktycznej reperkusji; tedy jedyną drogą w negocjacjach układu transakcyjnego jest dojście do obopólnego, satysfakcjonującego porozumienia. I jedyną konsekwencją jego nie osiągnięcia tudzież złamania - jest sankcja nie wejścia w następną taką transakcję.To niedużo, oznacza bowiem tylko utracone profity, nie zaś zmniejszenie stanu posiadania. Ryzyko związane z zignorowaniem transakcji zmniejsza się. Strona pragnąca wejść w transakcję musi więc zaproponować większe z niej profity, a to przeważnie oznacza mniejsze zyski dla siebie.Musi też być otwarta na renegocjacje.  Tym samym cała dynamika rozmów się zmienia i pozycja krajów słabszych nagle winduje się niebotycznie w górę. Kraje silniejsze zaś pozbawione partnerów w krajach słabszych są...bezsilne, nie mają bowiem zdolności do budowania koalicji pozwalającej na izolację opornych; bo koszta budowy takiej koalicji rosną wraz z asertywnością państw małych, co z definicji niweluje zalety budowania koalicji bo wzmacnia niekorzystne dla państw większych mechanizmy. Całość przestaje wyglądać już jak stosunki między państwami a powoli jak między podmiotami prywatnymi - ponieważ nie mogą one użyć siły w wzajemnych stosunkach (tutaj: nie tej militarnej, ale innych form nacisku). To zaś oznacza, że kraje mniejsze uzyskają silniejszą pozycję negocjacyjną, co osłabi kraje silniejsze. Głównie Francję i Niemcy, które od dekad tak ustawiały wszystkie struktury UE by służyło to głównie im, pozwalając doczepiać potencjał państw mniejszych do swojego. 

Ta kaskada jednak trwa dalej - gdy posypią się punkty 4 i 3 oznacza to nagłe dowartościowanie innych opcji politycznych i perspektyw, głównie krytycznych wobec obecnego układu i powiązanych z nim ideowych konstruktów. Na tym ideologicznie i politycznie zyskają głównie te frakcje, które były spychane na margines, czyli różnej maści "eurosceptycy" "populiści" "skrajna prawica" ogólnie "radykałowie" - jak nazywa się pejoratywnie poglądy odmienne od unijnej ortodoksji. A ta ortodoksja jest jednoznacznie lewicowa, widząca w UE projekt postmodernistyczny pełną gębą - którego celem jest zmienie całego kontynentu w coś zupełnie innego, nie mającego nic wspólnego z państwami narodowymi, tradycją krajów członkowskich, ich kulturą czy nawet składem demograficznym. Dzięki temu, że w punkcie 3 pozycja negocjacyjna słabszych krajów rośnie, oznacza to też pośrednio, iż głosy krytyczne wobec ortodoksji i establishmentu UE nagle staną się głosami dowartościowanymi, politycznie realistycznymi a więc możliwymi do wyboru - co automatycznie zmieni dynamikę głosowań w każdym kraju członkowskim. Od teraz pomysły idące pod prąd ortodoksji mogą być brane pod uwagę, bo koszta ich przyjęcia są niższe w związku z zmianą punktów 3 i 4. Co więcej bardzo zachowawcze, ale zgodne z interesem narodowym decyzje danego rządu w tej sytuacji - korzystuajce z osłabienia pozycji negocjacyjnej silniejszych - z definicji będzie w tej powodować legitymizację nie-ortodoksji; bo sama taka polityka bedzie nie-ortodoksją. W końcu będzie stawiać rządania i będzie bardziej asertywna. Głosy oddane na partie nieortodoksyjne więc przestaną być głosami straconymi, a ich opinie będą częściej brane pod uwagę przez populację, zyskując pozorny a potem faktyczny wpływ na podehmowane decyzje. W rezultacie przełoży się to na wzrost obecności partii o alternatywnych od panującej ortodoksji poglądach na scenach politycznych, w tym tej unijnej, oraz większym ich wpływie na proces decyzyjny całej UE.  

Stąd dla ideologicznej ortodoksji to, co robi Polska i Węgry jest bardzo niebezpieczne, instynktownie to rozumieją. Zresztą nie trzeba głęboko grzebać by znaleźć dowody takiego myślenia - ortodoksja notorycznie łączy różne zjawiska ze sobą, jak wybory w Włoszech, Brexit, Trumpa, Węgry, Polskę, ostatnie wybory w Szwecji czy wejście AfD do Bundestagu w "fale populizmu".  

Punkt 2 zaś przekłada się na punkt pierwszy - czyli personalne powiązania i interesy. W każdym systemie decyzjnym są ludzie, którzy są w nim tylko dla kariery; albo stali się tacy. Nie mają skrupółów, potrafią naginać zasady dla własnej korzyści lub je łamać, dla uspokojenia sumień twierdząc, że robią to dla wyższych idei – i często w to wierzą. I czesto też zajmują najwyższe możliwe stanowiska, gdyż polityka często promuje właśnie takiej maści rys psychologiczny. Wiele decyzji osiągają przez koneksje i własne układy transakcyjne - nawet kosztem dobra wspólnego, własnych krajów czy wyborców. Myślą o swojej przyszłości, zarobieniu pieniędzy, dodaniu lub utrzymaniu prestiżu, karierze czy prozaicznemu zabezpieczeniu na starość. Czasami są też i idoelogicznymi zelotami, twardogłowymi osłami których nie przekona nic, a że zainwestowali całe życie w daną ideologię - nie mogą sobie powolić na nagłą woltę. Dla nich nie jest ważne jak wygląda tak naprawdę cały ten system, byleby oni byli w jego środku i mogli czerpać z niego profity, a jak już nie mogą - by mieć złoty spadochron i uniknąć kary za to, co się zrobiło. Dla nich zagrożenie jest jasne - obalenie punktu 4 powoduje zmianę punktu 3, co generuje problem z punktem 2, co będzie miało bezpośrednie przełożenie na nich samych, punkt 1. W momencie gdy ferment z dołu dojdzie do góry - stracą swoje posady, koneksje i niewątpliwie że mogą również zostać pociągnięci do odpowiedzialności za swoje działania. Które w poprzednim systemie były jak najbardziej w porządku, a to co nie było - można było ukryć; ale w nowym układzie to co było w porządku będzie skandalem, a to co było skandalem - wyjdzie na wierzch. Dlatego mają osobisty interes w tym, by ferment z dołu do góry nigdy nie doszedł. 

Widząc sprawy w ten sposób można spokojniej podejść do następnych działań. Najgorzej jest, gdy nie wie się, z kim się walczy i czego się spodziewać. Gdy te dwa czynniki zostaną zaspokojone ścieżki rozwiązania problemu same się przecierają w umysłach.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka