Soren Sulfur Soren Sulfur
1406
BLOG

UE potrzebuje wolności – wolności sumienia

Soren Sulfur Soren Sulfur UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

"Geniusz" Macron opublikował swój plan dla UE w gazetach kontynetu. Nie warto go rozważać na serio, to jest jak czytanie wymysłów Ludwika n-tego siedzącego w Wersalu tuż przed rewolucją francuską. Odrealnienie, niezrozumienie i ignorancja - zupełnie nie mająca związku z faktycznymi zdolnościami umysłowymi delikwenta. Porównanie z królami Francji adekwatne - w końcu to oni, dążąc do centralizacji władzy i jej zwiększenia zniszczyli kanały komunikacyjne z społeczeństwem, odseparowali się od niego i przez to stracili rozeznanie w sytuacji; a aby dostać swój upragniony absolutyzm sprzedawali po kawałku królewskie perogatywy, rozdając urzędy i przywileje, tracąc paradoksalnie wpływ na sprawy państwa które przestało być zarządzane, stało sie domeną chaosu. Gdy więc król proponował kolejne reformy, były one kompletnie oderwane od rzeczywistości, i paradoksalnie nie był w stanie ich przeprowadzić gdyż w praktyce jego władza nie sięgała dalej niż jego pałac - chaos jaki wygenerował absolutyzm był nie do okiełznania, coś jak współczesna Wenezuela. Tudzież Francja właśnie.

Jedyne, co wyziera z propozycji Macrona to zwiększenie problemów UE, bo wszystko polega na zaprzeczeniu iż to co robiono do tej pory jest szkodliwe i nie ma prawa bytu, Macron chce centralizacji i absolutyzacji władzy. Sprzeciw wobec tego jest z góry niemoralny i błedny, bo przecież tak jak kiedyś król Francji obwieścił że Francja - to on, takoż Unia-to Europa. Król skoro mieni się słońcem to oznacza że każdy kto mu sie sprzeciwia jest za ciemnością. Więc tylko siły ciemności mogą się sprzeciwiać władzy. Co dobre dla Unii dobre z definicji dla Europy. Co dobre dla władzy i jej zdolności podtrzymania się - dobre jest dla ogółu. Klasyczne myślenie absolutystyczne. Problem w tym że jest dokładnie na odwrót i cały rozwój ludzkości jest procesem emancypacji od władzy. 

Macron i wielu mu podobnych chcieliby "naprawić" Europę, ale tak naprawdę nie wiedzą, co w niej jest zepsutego. Jak król Francji sprzed rewolucji są odcięci od kanałów informacyjnych, bo centralizując władze w Brukseli zniszczyli obieg danych. Do tego siedzą głęboko w iluzji swojej absolutnej władzy i zdolności kontrolowania rzeczywistości, dlatego ich rozeznanie sytuacji jest błędne, rozwiązania takoż, a umiejętność ich przekładania na skuteczny czyn zerowa. 

Problemy UE można podzielić na kilka kategorii, jeden prowadzi do drugiego, wszystko to system naczyń połączonych. Ale jeśli jest coś, co jest "kamieniem węgielnym błędu", jest nim nie coś "twardego" i matematycznego jak powiedzmy różne poziomy rozwoju gospodarek; nie. Problemem jest to, co zawiaduje ludzkim procesem decyzyjnym u jego podstaw - system wartości. System wartości ma to do siebie, że jest niezbędny do tego by jakikolwiek umysł mógł rozwiązywać problemy i widzieć związki przyczynowo-skutkowe. System wartości jest czymś praktycznym nie zaś teoretycznym; jeśli nasze wartości są oderwane od potrzeb rzeczywistości nasze decyzje mu podporządkowane będą błędne i będą przynosić nam tylko straty. Dzieje sie tak bo sama informacja nie jest wystarczająca by podjąć działanie. Musimy nadać informacji i zdarzeniom ZNACZENIE, usystmetyzować je jakoś i na tej podstawie dokonujemy wyborów i decyzji. I czasem tak się składa, że właśnie to, co szwankuje to nie brak pomysłów, danych czy umiejętności, ale właśnie brak tej podstawy. Gdy w błędnym systemie wartości działa się dostatecznie długo, można wykopać siebie dół z którego wyjść się nie da. 

Jeśli można więc coś tak skomplikowanego jak "problemy UE" sprowadzić do jednego wspólnego mianownika, tym mianownikiem będzie zły system wartości, a konkretnie utracenie jednego z filarów tworzących wolność. Ludzie, którzy wolności nie znają niekoniecznie jej pragną, jednak ci którzy jej zaznali mają tendencję do buntu gdy im ją uszczuplić. Wszystkie filary wolności bardzo długo powstawały, i dochodzono do nich na zasadzie popełniania błędów i wyciągania wniosków; ale ostatecznie wszystkie one sprowadzają się do jakiejś konkretnej wartości. Te filary wolności to równość, reprezentacja, podział władzy, wolność sumienia, rozdział władzy ziemskiej od duchowej, własność oraz obowiązek. Jeśli któryś z tych elementów szwankuje lub go nie ma, wolność jest iluzoryczna a system staje się zamordystyczny. I tak też się składa, że coraz mniej wydajny, bo zrządzeniem losu tak to już jest że wolność daje ogromne zyski i dla jednostki i dla ogółu, pozwalając na uwolnienie twórczej energii drzemiącej w ludziach i połączenie jej w jedną symfonię. Więcej problemów jest zauważanych, wiecej rozwiązań wdrażanych, większa jest produktywność i innowacyjność. Wszystko jest lepiej zarządzane gdy ludzie mają swobodę działania wedle własnej oceny.

Formalnie kraje UE jak i ona sama wypełniają wiele niezbędnych warunków demokracji: mamy równość, mamy reprezentację, mamy podział władzy, religia nie ma wpływu na władze świeckie. Regularnie wszyscy głosują, partie się zmieniaja, politycy. Ale to iluzja, bo brakuje innych składowych.  

W wspólczesnej Europie brakuje prawa do wolności sumienia, a jej zanik jest zapewne związany z zanikiem rozumienia że wolność to prawo do obowiązku, nie zaś wyzwolenie od ograniczeń.Razem z nimi uszczupleniu ulega systematycznie własność. Człowiek ma PRAWO (nie musi!) podjąć obowiązek, a więc robienia czegoś co nadeje jego życiu znaczenie. Jednak dziś zniszczono kulturowe podostawy takiego rozumienia wolności; zamiast tego uosabiając ją z eleminacją nieprzyjemności a afirmacją przyjemności. Problem w tym że obowiązek, to co nadaje życiu znaczenie - jest powiązane z wyrzeczeniami i przeżywaniem nieprzyjemności. Kiedy "wolność" zaczęto definiować jako "wolność od cierpienia" tym samym bycie wolnym utożsamiono z przyjemnością. Im jej miało być więcej tym wolniejszy miał być człowiek. W rezultacie ludzie zaczęli uganiać się za tym, co przyjemne, nie zaś za tym co nadaje ich życiu znaczenie i co sprawia, że życie jest warte przeżycia. Unikanie obowiązku stało się więc normą, natomiast dominującą postawą - roszczeniowość. Wolność powinna zawsze być prawem do robienia tego, co człowiek robić powinien. Nie zas wyzwoleniem od wszystkiego, co może być lub jest nieprzyjemne. Wtedy bowiem by wypełnić ten cel - należy zaserwować wszystkim niewyobrażalną tyranię. Brak musi być wyeleminowany za wszelka cenę - w tym za cenę wolności; walka z brakiem usprawiedliwa każdy krok. Ekstremalne wcielenia takiej tyranii to były nazizm i komunizm, jej obecnym wcieleniem przy zachowaniu proporcji są socjaldemokracje zachodu.  

Tyle gadania, a można to żartobliwie podsumować pwiedzeniem Janusza Korwina Mikke: "Ludzie mają swoje cele i swoje ideały i za nie żyją i umierają. A pan chce tylko żyć i żreć, to niech sobie pan żre i żyje." Problem jest w tym, że jak ktoś definiuje wolność jako "żeby żreć i żyć", tedy kiedy mu tego zabraknie - domaga się by mu to zapewnić. Ponieważ jego celem jest "żyć i żreć", nie zaś żyć ku celowi wyższemu - tedy by wypełnić swój cel jest skłonny zrobić cokolwiek, włącznie z popełnieniem najgorszej zbrodni. Ponieważ swój cel życia określa wlasnie jako coś, co się dostaje z zewnątrz. A nie coś, do czego sie samemu dąży – z wewątrz.

Ale dośc filozofowania. Intuicyjnie wielu krytyków współczesności, w tym na prawicy, to rozumie, mowiąc "zachód utracił swoje chrześcijańskie korzenie" "to problem mentalności" problem kultury". "To przemiany kulturowe to zrobiły". "Ludziom od dobrobytu poprzewracało się w głowach". 

Gdy obowiązek przestał być celem życia, a stał się nim przyjemność, tedy najwyższym obowiązkiem polityka stało się zapewnienie przyjemności - a by było co żreć w czasie życia. Wszystko inne zaczęło przeszkadzać temu celowi. A że to powoduje "moralne" uzasadnienie zwiększenia tyranii - odebrać komuś, kto ma więcej do żarcia by dać innym - daje skutek uboczny jakim jest rosnąca centralizacja władzy i podkopywanie innych filarów wolnosci takich jak reprezentacja czy własność. 

I tu dochodzimy do wolności sumienia. Gdy człowiek wytacza sobie cel na swoje życie, coś co jest godne tego, by mu się poświęcić, gdy ma jakiś ideał i do niego dąży - to osiąga spełnienie, nawet jeśli celu nie osiągnie. Jest to niezbędne jednak by czuć spełnienie w życiu, egzystencja ludzka bowiem bez celu staje się bardzo pusta i psychologicznie nie do zniesienia. Depresja zaczyna się tam, gdzie ludzie tracą znaczenie swoich działań. Mogą być bogaci, syci, a będą czuli że życie nie ma sensu i są nieszczęśliwi, będą przekonani że wszystko co ich spotyka to same negatywy mimo że obiektywnie będa prowadzić życie wolne od trosk. Dzieje się tak bo nasze systemy nerwowe są zbudowane na szukaniu znaczenia - to narzędzie przetrwania; jeśli tego znaczenia nie widzimy-tracimy zdolność funkcjonowania. Mózg zaczyna informować świadomość o tym poprzez melancholię i depresję. "Coś jest nie tak, źle robisz, zmień to". Nie jest jednak możliwe zmienienie czogokolwiek, jeśli wmówiono nam, że celem życia jest przyjemność.  

Nawet jeśli spróbowalibyśmy to odrzucić, natykamy na problem. Bo by móc wytyczyć sobie cel wyższy i do niego dążyć, każdy z nas musi być zdolny do tego by taki cel w umyśle swoim sformułować. Jeśli się nam to uniemożliwa, jeśli się tego zabrania, tedy na dłuższą metę zostaniemy unieszczęśliwieni. Będziemy się wtedy czuć źle i buntować przeciwko temu stanowi rzeczy. Bunt może być źle zrozumiany, skierowany w niewłaściwą stronę, ale faktem będzie że zaistnieje. Bo jest buntem przeciwko fałszywemu znaczeniu naszego życia. Miało być tak dobrze - ale jest źle. Czujemy się źle, jesteśmy nie tam gdzie trzeba, to nam mówi cały nasz mózg i przekazuje w nasze ciało. I nie potrafimy zrozumieć dlaczego, wiemy tylko że tak jak jest - nie może być dalej. Więc chcemy się z tego wyswobodzić... 

Ale dosyć psychologizowania. W współczesnej Europie zniszczono obowiązek jako podstawowe znaczenie życia ludzkiego; zamiast tego postawiono na piedestale przyjemność. Z tego wypływa zniszczenie również wolności sumienia, bo przyjemność domaga się wypełnienia żądań materialnych; te zaś sa nieskończone. By je wypełnić należy odebrać dobra materialne innym – pamiętajmy że inne priorytety zepchnięto na dalszy plan więc są podporządkowane temu celowi; odbieranie dóbr materialnych można dokonać tylko jakąś formą przemocy. Państwo jest ostateczną formą ucisku w tej układance, jest narzędziem odbierania dóbr materialnych. By móc to zrobić, należy poszerzyć zakres jego władzy. Gdy zaś już się to zrobi, natura władzy jest taka że aby mogła się utrzymać musi pozbyć się opozycji. Opozycja rodzi się zawsze poprzez swobodną wymianę myśli. Dlatego socjaldemokracje Europy zaczęły powoli ograniczać wolność słowa, która stała sie problemem dla stabilności układu dążącego do tego by "żyć i żreć". Wolność słowa jednak to tylko przejaw zewnętrzny wolności sumienia. Bez niej zaś nie można samemu - w zgodzie z samym sobą - obrać wartościowej drogi życiowej. Gdy więc wolność słowa jest ograniczana oznacza to gwałt na sumieniu. Gdy on następuje wszystko w naszym odczuciu bedzie nam narzucone, wepchnięte w gardło. To rodzi zaś bunt.

Zewnętrznym narzędziem, tym co służyło do tego by umożliwić korzystanie z wolności sumienia była wolnośc słowa, z niej zaś wynikała wolność do działania - o ile nie szkodziło to innym. Jak to ujęto w konstytucji amerykańskiej - ludzie rodzą się wolni i mają prawo do poszukiwania szczęścia. Nie jest jednak możliwe podążanie własną ścieżką życia, jeśli nie możemy tego wyrazić, nawet w ciszy naszego umysłu.  

Tak też się składa, że ponieważ wolność generuje dobrobyt - wolność działania to podstawa wydajności ekonomicznej - uszczuplenie któregoś z jej filarów powoduje iż dobrobytu generować tak łatwo się już nie da. Nawet, jeśli widzimy że obiektywnie wszystko dookoła rośnie, uszczuplenie powoduje że czujemy - choćby instynktownie - że dobrobytu mogłoby być więcej, wzrost mógłby być większy i szybszy. Jak więc widać zarówno na płaszcźynie psychologicznej, filozoficznej jak i po prostu materialnej brak wolności daje negatywne skutki. 

Współcześnie zaś różne Macrony, Merkel, Zuckerbergi od Facebooka Czy Dorseye od Twittera wchodzą z butami w nasze sumienie. Mówią nam, co mamy czuć, jak mamy czuć, co myśleć. Nie są w stanie jeszcze fizycznie manipulować naszymi umysłami, ale są w stanie uniemożliwić nam działanie na ich podstawie; dlatego systematycznie podkopywana i ograniczana jest wolność słowa. Wolno mówić tylko to, co wolno mowić. Nie zaś to, co nam w duszy gra. Tym samym nie wolno działać na podstawie naszego sumienia.  

Wolność słowa nie jest dobrem moralnym, ale praktyczna formą urzeczywistnienia takiego dobra. A jest nim wolność sumienia. I nie ogranicza się wobec tego wolność słowa tylko do tego, czego RZĄD nie może zrobić i narzucić, ale czego ŻADEN CZŁOWIEK nie może nam narzucić. Wobec tego nie ma znaczenia, kto to robi ani pod jakim pretekstem - nie ma prawa tego robić i tyle. Jeśli raz pozwoli się na wyjatek w tej kwestii kolejne się posypią zaraz potem i utracimy zdolność wyrażania sumienia i działania w zgodzie z nim.   

I to... jest problemen UE, bo to jest problemem wszystkich państw, mniej lub bardziej, które tworzą ten związek. Unia jest czymś, co powstaje organicznie, wypływa z tego co dzieje się w krajach członkowskich, jej decyzje są ostatnie w łańcuchu zdarzeń, które zaczynają się u korzeni – w społeczeństwach członkowskich. Zepsucie krajów członkowskich objawia się zepsuciem UE. Przekonują się o tym teraz boleśnie Brytyjczycy - po Brexicie okazuje się, że to nie Bruksela, ale Londyn jest ich ciemiężycielem, i to z nim muszą się rozprawić - ale widzą to dopiero teraz, gdy obraz przestał być zaburzany przez obecność UE.  

Można rozpisywać się na setki stron o korupcji, nepotyźmie, o wyzysku, grze interesów, makiaweliźmie i cyniźmie - ale to wszystko są tylko objawy choroby, nie jej przczyny. Chorzy są pacjenci, są nimi kraje członkowskie, i to promieniuje na stosunki unijne jak i na formę Unii. Zniszczenie zdolności do skutecznej obrony interesu Europy jest bezpośrednim wynikiem jej degeneracji, degeneracja ta zaś wynika z zniszczenia podstaw wolności, podstawy wolności zostały zaś zniszczone na poziomie hierarchii wartości. Nie jest możliwe naprawienie UE bez naprawy krajów członkowskich, nie jest możliwe naprawienie krajów członkowskich bez naprawy ich systemów wartości. Błędny system wartości generuje błędne decyzje, błędne decyzje powodują straty, korupcję, upadek, kryzys - koło się zamyka. Choćbyśmy przezwyciężyli kryzys, zwalczali korupcję i ograniczyli straty, co chwilę coś nowego będzie się w tej kwestii działo i nigdy nie rozwiążemy problemu. Będzie on "bulgotał" aż znowu nie wykipi. Trzeba odciąć gaz, by zgasł ogień. Trzeba sięgnąć do źródła, a jest nim rozwałka wartości, które są anty-wolnościowe i przez to anty-ludzkie. 

No dobra, co z gadania ma wyniknąć? Bo ja wiem że to tak wygląda. Ja wiem, że to wydaje się niepraktyczne i bardzo zawiłe oraz odrealnione. Nie jest. 

Te pryncypia przekładają się na problemy, problemy zaś unawidaczniają się w realnych konfliktach. Macron i jemu podobni chcą rządu inteligentnego, efektywnego, zachowania władzy. Ludzie zaś chcą wolności, bo jest ona im potrzebna psychologicznie, ale też - ponieważ naturalnie generuje zyski i rozwiązuje problemy praktyczne. Wolność nie może być narzucona ani dekretowana, jest stanem w którym człowiek ma prawo do działania, samo działanie zależy tylko od niego. 

Unia Europejska składa się z wielu krajów, tym samym to nie jest tylko podział administracyjny. To są faktyczne zbiorowości o zupełnie innych celach. Te inne cele tylko częściowo wynikają z położenia i obiektywnych warunków; głównie bowiem wynikają z tożsamości. Gdyby one nie istniały, nikt nie miałby tendencji do preferowania swojego przetrwania - które jest utożsamiane nie tyle z fizycznym istnieniem, co z zdolnością kontynuacji tożsamości właśnie. Innymi słowy tożsamość powoduje, że istnieją narody, istnienie narodów powoduje że widzimy interesy, one zaś generują odmienną politykę która służy utrzymaniu istnienia narodów. To, że widzimy zagrożenia dla naszych interesów jest wynikiem tego, że uważamy się za grupę. Grupa istnieje bo istnieje tożsamość. Tożsamość zas ostatecznie sprowadza się do tego, że ludzie dzielą ze soba pewien zespół hierarchii wartości, tworząc w ten sposób grupę. Częścią tej hierarchii jest uznanie konieczności przetrwania grupy.  

Hierarchie te zaś są różne, skoro zaś są różne - dogadanie się nie jest możliwe. Jeśli dla mnie ważne jest pójście do kina a dla kogoś innego obejrzenie reportażu w telewizji to się nie dogadamy, choć teoretycznie chcemy tego samego - coś obejrzeć. To jendak iluzoryczne podobieństwo. Różnice między Europejczykami powodują, że mrzonką jest twierdzenie iż można ich wsadzić do jednego wora i zarządzać centralistycznie; wedle takich samych wytycznych i tak samo. Centralistycznie można zarzadzać ludźmi takimi samymi, mającymi takie same hierarchie wartości i tym samym interesów. Bo o tym czy wydamy pieniądze raczej na wojsko czy raczej na edukację decydują ostatecznie nasze wartości, te zaś pozwalają nam na spostrzeganie świata i jego niebezpieczeństw. Dla jednej osoby obrona kraju to będzie głównie zwiększenie ilości żołnierzy, ale ktoś inny może powiedzieć że jak będziemy mieć więcej inżynierów produkujących zaawansowaną broń, to nasze wojsko będzie lepsze... różnice wartości generują różne strategie przetrwania, a obie reagują na te same obiektywne czynniki – więc o ile obiektywny czynnik powoduje zawsze reakcję, jakość tej reakcji zależy od wartości. 

Ponieważ Europejczycy są różni, to oznacza że nie można ich centralizować. Ale własnie do tego dąży UE od dłuższego czasu - i ten trend się pogłębia. Jego wcieleniem jest Macron. Człowiek być może w innych warunkach inteligentny, wykształcony i obyty, rozumiejący wiele... ale w tych obecnych jest uosobieniem skretynienia elit europejskich. Które myślą, że można narzucić centralistyczną organizację zróżnicowanemu kontynentowi w sytuacji kiedy ludzie mogą głosować. To jest tak, jakby próbować się ogłosić królem w grupie zwyczajnych ludzi. Móglibyśmy sobie nałożyć nawet pięć koron na głowę, i tak nadal bylibyśmy nikim. Absurd tej sytuacji jest dokładnie taki sam jak wysiłki Macrona i jemu podobnych by centralizować UE. Wyglądają tak samo absurdalnie i generują taki sam sprzeciw na poziomie wręcz cielesnym.

Choć w praktycznych zaleceniach Macron et consortes mogą proponować bardzo różne rzeczy; to ostatecznie wszystko sprowadza się do tego że aby odnieść sukces - muszą zmiażdżyć zdolność sprzeciwu. Macron poprawnie rozpoznaje to, co mu zagraża jako "władcy" UE (bardziej to chciejstwo niż prawda, ale mniejsza) - to są siły, które stają po stronie wolności, które wymagają wolności by istnieć. To nacjonalizm, to państwa narodowe, to poczucie więzi etnicznej, to prawo do samostanowienia narodów. Jest ono ucieleśnienem dla grup tego samego co nazywamy dla jednostki prawem indywidualnym. W tym kontekście to tam spoczywają siły sprzyjające wolności, choć nie zawsze one same i ich wyraziciele mogą mieć wiele z wolnością wspólnego bo nawet o niej nie myślą. A jednak, to one - ponieważ sprzeciwiają się centralizacji stają sie sprawiedliwymi wśród morza nieprawości.  

Wynika to z prostego ciągu: Macron chce centralizacji władzy w Europie. By to zrobić musi zniszczyć opór. Opór mogą stawić tylko ci, którzy nie czują się częścią Europy. Częścią Europy nie czuje się tak naprawdę żaden Europejczyk, ponieważ Europa to nie kraj. Europa to określenie geograficzne. Składa się z wielu krajów. Kraje zaś mają swoje własne narody. Te zaś kulturę. Ludzie z tą kulturą maja różne priorytety i hierarchie wartości. Tym samym chcą na ich podstawie robić to, co jest zgodne z ich poczuciem celu. Chcą mieć wolność sumienia. Gdy grupa działa wedle własnego zapatrywania oznacza to, że indywidualne sumienia znajdują swoją ścieżkę. Gdy grupie odmawiane jest to prawo, indywidualne sumienia które się na nią składają są pogwałcone. Tym samym to wolność sumienia jest zagrożna przez Macrona i jemu podobnych aparatczyków nowego zamorydzmu "żarcia i życia". Tak samo, jak wolność słowa jest zagrożona przez tych, którzy chcą nam narzucić określony sposób myślenia - więc ją atakują, umieszczają w prawie różne klazule, nowe terminy, ścigają za różne rodzaje "mowy takiej a siakiej", odmawiają obsługiwania w swoich firmach czy urzędach w których mają władze. Szykanują demokratycznie wybrane rządy, obalają je, szantażują instytucjami finansowymi. To jest jedno i to samo. 

Macron, tak samo jak obecny dominujący duch elit europejskich, to wrogowie wolności sumienia. I to jest problemem UE.

Sulfur 

PS.

Geopolityka nie składa się tylko z czynników twardych, obiektywnych, jak geografia; ma w sobie też cznynik ludzki. Ten zaś by go zrozumieć jak reaguje na ograniczenia - musi być studiowany w inny sposób. I ostatecznie żadnej geopolityki by nie było, gdyby ludzie byli robotami które można przeprogramować. Czynnik ludzki to ograniczenie samo w sobie, takie samo jak geografia, pewne rzeczy ludzie zrobić mogą a innych nie. Kraje, instytucje, imperia które tego nie rozumieja – upadają. Powyższy tekst bazuje na tym założeniu i jest tekstem geopolitycznym, mimo że mówi o wartościach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka