fot. Paweł Rakowski
fot. Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
1488
BLOG

Libański galimatias

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Dymisja rządu Hassana Diaba nie rozwiązuje żadnych problemów. Kraj cedru, który po tragedii w bejruckim porcie w świetle światowych reflektorów dokonuje samooczyszczenia daleki jest od upragnionego celu jakim jest „normalne państwo”. Albowiem dla każdego z 18-stu wyznań owa „normalność” jest czymś zupełnie odmiennym jak i niesprawiedliwym jest uważać, że każda z tych wspólnot nie jest wewnętrznie podzielona i skonfliktowana.   

Liban nie jest normalnym krajem takim jak inne w regionie czy też na świecie. Jest pozostałością starego przednowoczesnego świata, w którym to wyznanie, klan, rodzina, region determinuje życie jednostki jak i cały ład i skład społeczny. Eksperci bliskowschodni przyznają, że wiedzieć o Libanie i jego historii, kulturze, grupach religijnych można bardzo dużo, ale nigdy nie zrozumie się pełni czy też całości procesów, które w kraju cedru zachodzą. Na Libanie łamał sobie zęby izraelski Mossad, amerykańska CIA, radziecki KGB, syryjski Muhabarat czy nawet irański Vevak. Wydaję się, że nie ma na świecie umysłu zdolnego do zaproponowania konstruktywnej propozycji satysfakcjonującej 18-wspólnot wyznaniowych, które jeszcze są rozbite na wewnętrzne podgrupy klanowe i regionalne, a każda z nich zazdrośnie strzeże aby konkurenci nie urośli znacznie w siłę, ponieważ może to odwrócić od wieków ukonstytuowaną relację sił. Patrząc na libańską politykę można się posłużyć analogią do czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów w dobie jej po potopowego upadku. Czy Samir Dżadża lider maronickich Sił Libańskich to odpowiednik sienkiewiczowskiej wersji kniazia Jaremy Wiśniowieckiego a Hassan Nasrallah charyzmatyczny przywódca Hezbollahu to Bohdan Chmielnicki? Czy możne prezydent Michael Aoun to Janusz Radziwiłł a Walid Jumbullat herszt Druzów to odpowiednik Hieronima Radziejowskiego? Tylko w współczesnym Libanie brakuje wyidealizowanych „krystalicznych” postaci z Trylogii jakim byli m.in. Jan Kazimierz, Stefan Czarnecki czy Jan Sobieski, natomiast takich Kmiciców czy Wołodyjowskich wiernych jedynie „swojemu domowi” nie brakuje. A raczej nie ma innych.

Na początku był chaos

7000 lat historii oraz wszystkie starożytne i nowożytne imperia władające górami Libanu i wybrzeżem fenickim zostawiły trwale swój ślad. To góry liczące po 3000 metrów wbijające się do morza i schodzące do Doliny Beka ukształtowały obecną mentalność i porządek w kraju cedru. To w tych górach przez tysiąclecia chowali się regionalni banici, którzy w śniegu i chłodzie hardzieli i pogłębiali swoją nieufność wobec obcych jak i świata zewnętrznego. W VII wieku n.e. w góry Libanu przyszli Maronici z północnej Syrii, którzy nie chcieli przyjąć heretyckiej postawy innych regionalnych Kościołów i uznawali, że ich przywództwo duchowe znajduje się w Rzymie i jak to powiedział obecny patriarcha Kościoła maronickiego kardynał Beszara Boutros Rai - za ten Rzym mogą iść do piekła, ale na papieża odpowiedzialność. Uchodźcy z północy spotkali w górach potomków Fenicjan, których ochrzcili i wymieszali się z nimi w czasie już trwającej ekspansji islamu na Syrię po 640 roku. Albowiem góry Libanu były przez tysiąclecia uznawane za część Syrii i do dzisiaj Damaszek chociaż osłabiony wojnami uważa Bejrut za swojego młodszego brata, który chwilowo zbłądził albowiem zapatrzył się na Zachód. Niemniej wraz z pojawieniem się islamu pojawili się nowi zdobywcy dla których zielony Liban był jak raj w porównaniu z pustynią arabska. Jednak nowi zdobywcy szybko sami się skonfliktowali i kalif Ali centralna postać w szyizmie, a więc w mniejszościowym nurcie islamu kazał swoim zwolennikom osiedlać się w niedostępnych górach Libanu aby unikać prześladowań od Umayjadów, czyli dzisiejszych sunnitów. Jednak na tym proces migracyjny się nie skończył, albowiem w góry w XI wieku przywędrowali z Egiptu tajemniczy Druzowie, a w okolice dawnego fenickiego portu Tripoli przyszli Alawici i kolorytu tej krainie dodali jeszcze prawosławni, melchici (greckokatolicy), Ormianie, ismailici czy Żydzi.

Wersal i Mandat

Pomimo setek lat represji i rzezi góry Libanu zachowały swój chrześcijański charakter. Maronici dzięki kontaktom kościelnym zaczęli obsługiwać handel lewantyński przez port w Bejrucie i po I Wojnie Światowej powstała koncepcja w Paryżu aby stworzyć państwo chrześcijańskie na Bliskim Wschodzie. Niezwykłą ciekawostką jest czy nasza polska delegacja w Wersalu z Ignacym Paderewskim i Romanem Dmowskim na czele miała okazje spotkać się z dostojnym patriarchą maronickim Eliasem Boutros Houykiem, który przybył do Francji na specjalne zaproszenie aby z Autonomii Gór Libanu z końcówki panowania tureckiego stworzyć podwaliny pod protektorat, który z czasem przerodzi się w państwo chrześcijańskie. Niestety dostojnicy kościelni w Wersalu spotkali się brutalnymi prawidłami francuskiej gry imperialnej. Miast Gór Libanu, a więc pasma górskiego i pasa wybrzeża od wschodnich portowych dzielnic Bejrutu do mniej więcej nad morskiej wioski Szekka, propozycja pod przyszłe państwo odejmowała znacznie więcej terenów niż pierwotnie planowano. Żeby osłabić syryjski nacjonalizm Francuzi przyłączyli do Libanu dawną prowincję Tripoli zamieszkiwaną głównie przez sunnitów i Alawitów oraz Dolinę Beka, w której ilościowo najwięcej było szyitów. Paryż nie za bardzo wiedział co zrobić z portowymi miastami Sydon i Tyr wraz z Górną Galileą wzdłuż, której przeszła granica pomiędzy francuską a angielską strefą wpływów, czyli dzisiejsza granica izraelsko-libańska. Patriarcha nie mógł się wyrzec krainy biblijnej, po której chodził sam Chrystus i zaakceptował przyłączenie również tych ziem, na których mieszkali chrześcijanie chociaż byli w mniejszości.

Nowe nabytki terytorialne Mandatowego Libanu stworzyły pewne fakty dokonane, wobec których nie można było być obojętnym. Miast kraju dla chrześcijan, a przede wszystkim dla libańskich katolików Maronitów musiało powstać państwo chrześcijańsko-muzułmańskie, w którym to występują prawie wszystkie z możliwych odłamy i podziały wewnątrz konfesyjne tych dwóch wielkich globalnych religii. Wedle spisu zrobionego w 1932 roku było 51% chrześcijan, z których najwięcej było (ponad 30%) Maronitów i to oni mieli stanowić elitę tego kraju, którego powstanie kontestowali zarówno prawosławni i sunnici, a szyitów nikt o zdanie się nie pytał. Wedle tego spisu na terenach Mandatu było 18-scie grup konfesyjnych i każda z nich miała adekwatną do swojego stanu posiadania reprezentację w parlamencie. Przez to, że chrześcijan było 51% to i tyle mieli miejsc w parlamencie, a stanowiska państwowe zostały przydzielone wedle klucza konfesyjnego. Prezydentem kraju musi być Maronita, premierem sunnita, marszałek sejmu szyita, ministrem obrony Druz itd. Z tak utworzoną „demokracją konfesyjną” Republika Libanu uzyskała niepodległość 22 listopada 1943 roku.

Powojenna rekonstrukcja

W latach 1975-90 przez Liban, ongiś „Szwajcarię Bliskiego Wschodu” przeszła brutalna wojna domowa, która praktycznie domowa była jedynie w swoim ostatnim najgorszym momencie, kiedy to najwięcej krwi zostało przelanej w bratobójczej wojnie pomiędzy Maronitami (konflikt pomiędzy Dżadżą i Aounem) czy też szyitami (wojna pomiędzy Hezbollahem i Amalem). Do tego trzeba doliczyć izraelską i syryjską okupację jak i wmieszanie się już islamskiego Iranu do sektora libańskich szyitów. W 1990 roku Arabia Saudyjska zaczęła żyrować i finansować libański proces pokojowy, w którym utrzymano „demokrację konfesyjną” z drobnymi zmianami. System miał być parlamentarny a nie prezydencki jak i chrześcijanie utracili 1 % przewagę w sejmie, albowiem nie dało się już więcej ukrywać tego, że muzułmanów jest więcej. W krwioobieg libańskiego życia politycznego mieli wejść wszyscy watażkowie z czasów wojny domowej, którzy mieli rozbroić swoje milicję. Do libańskiego życia publicznego wszedł również Hezbollah, który się nie rozbroił albowiem walczył z izraelska okupacja południa kraju, ale oficjalnie zawiesił lub wymienił hasła islamskiej republiki na rzecz libańskiego patriotyzmu i ruchu narodowowyzwoleńczego.

Proces integracji ongiś zwaśnionych stron miał przenieść przestrzeń konfliktów z frontów na salę parlamentarną i można powiedzieć z perspektywy 30-lat, że to się udało. Liban pomimo izraelskiej (do 2000 roku) i syryjskiej (do 2005) okupacji i ciągłych wstrząsów oraz obstrukcji parlamentarnych czy ustawodawczych odrobił swoją lekcję. Libańczycy, chociaż mają różny poziom tożsamości czy identyfikacji narodowej wiedzą, że muszą żyć wspólnie z innymi, nawet jeśli nie ma wielkiej sympatii, to jest świadomość, że wolą Allaha wszyscy na wszystkich są tam skazani. Tym bardziej, że same elity muzułmańskie (zarówno szyici jak i sunnici) doskonale wiedzą o tym, że tylko chrześcijanie chronią ten kraj przed islamskim integryzmem rodem z Iranu lub z Zatoki Perskiej. Niemniej jeśli świadomość wspólnoty losu jest sukcesem, tak dalszy proces powojennej integracji okazał się całkowitą klapą. Lata wojny pogłębiły podziały i konfesyjny klientelizm wobec klanów, które niczym magnateria z czasów Rzeczypospolitej mają własną armię (chociaż ukrytą i niejawną), udzielne włości, przychylne sobie autorytety religijne a nawet prowadzą politykę zagraniczną, z którą to bardziej się liczą ościenne stolicę niż z bejruckim MSZ-tem.

Liban mówi dość, wszyscy won

17 października 2019 roku Liban stanął. Młodzież, niezależnie od konfesji jak i poziomu materialnego zablokowała jedyną autostradę w kraju ciągnącą się z sunnickiego Trypoli na północy przechodzącą przez pas maronicki oraz przez Bejrut i idącą aż do przedmieść szyickiego Tyru. Saura, saura a więc rewolucja pokolenia, którego wojny domowej nie pamięta i ma dosyć zgniłego kompromisu pokolenia swoich rodziców, który przyniósł chimeryczny spokój ale przeżarty jest korupcją i jawną bezczelnością władzy. Gdzie są miliardy dolarów z zawsze ofiarnej libańskiej diaspory przeznaczone na odbudowę kraju, w którym po 30 latach dalej widać ślady wojny. Dlaczego, każde gospodarstwo domowe ma problem z prądem i wodą i musi płacić podwójnie za podstawowe usługi i świadczenia? Ulica domagała się sprawiedliwości i różnie te pragnienia wyrażała na wiecach – w maronickim północnym Libanie demonstracje często zamieniały się w imprezy i koncerty taneczne, a na szyickim południu palono opony jak i ktoś odważył się podpalić portret lidera Hezbollahu Hassana Nasrallaha. Jeden kraj, ale jak różne oblicza, niemniej komitety rewolucyjne, które zajęły centralny plac w Bejrucie zaczęły obliczać ile to publicznych pieniędzy zniknęło, a ile to datków idących z zagranicy zostało przywłaszczonych przez czołowych decydentów, którzy poza polityką krajową uprawiają też tą politykę realną, a utrzymanie „dworu”, bojówek czy też kupowanie poparcia wymaga stale nakładów finansowych, których kraj pozbawiony ideologii politycznej oraz jakichkolwiek surowców i bogactw nie ma.

Libańska saura doprowadziła do dymisji z trudem zawiązany rząd Saada Haririego. Jego następca i zresztą klient domu Harririch Hassan Diab miał zadanie prawie niewykonalne. Do wciąż tlącej się rewolucji, doszedł kryzys finansowy spowodowany amerykańskimi sankcjami nałożonymi na Iran, reżim Assada oraz Hezbollah, stale uczestniczący w awanturach w Syrii, Iraku czy w Jemenie. Wiosną 2020 pojawiła się pandemia, która de facto zawaliła cały system bankowy i gospodarczy kraju, oparty w 90% na small biznesie oraz majątku wypracowanym przez poprzednie pokolenia żyjących w lepszych czasach. Libański lir przez 30 lat był prawie 1,5 do 1 USD, tym samym to amerykańska waluta była tym realnym środkiem płatniczym w kraju cedru. Od miesięcy lir i dolar się rozjeżdżają, przez co ceny szaleją, a banki zaprzestały wydawania pieniędzy z kont klientów.

4 sierpnia doszło do punktu zwrotnego w historii Libanu. Wbrew wszelkim teoriom spiskowym krążącym po Internecie, Libańczycy uznali, że za katastrofę w bejruckim porcie odpowiedzialna jest nieudolna i skorumpowana władza. Paradoksalnie zgadza się z tym również Hezbollah, który również jest oskarżany przez swoich oponentów o odpowiedzialność za tą tragedię. Nawet jeśli nie bezpośrednia, to pośrednia albowiem to szyicka organizacja kontrolowała port, jak i faktycznie przejęła cały kraj przez co Liban stał się faktycznym zakładnikiem szyitów podporządkowanym Teheranowi. Po tygodniu od tragedii, w której zginęło 160 osób a rannych zostało prawie 6000, przez Bejrut ponownie idzie płomień rewolucji. Premier Hassan Diab zrezygnował i najprawdopodobniej będą nowe wybory…tylko co z tego? Niezależnie od ich wyników i tak w parlamencie jak i w rządzie będzie Hezbollah. Nawet jeśli Nasrallah wycofa swoją partię z wyborów, to i tak mają najlepszą armię w regionie, przed którą respekt czuje pobity dwukrotnie przez nich Izrael i to od jego łaski lub detektyw z Persji zależy czy Hezbollah utrzyma dyskurs patriotyzmu libańskiego czy przypomni sobie o projektach utworzenia islamskiej republiki Libanu na wzór Iranu. Szyitów jest najwięcej w Libanie, więc system demokracji konfesyjnej musi być utrzymany inaczej Liban stanie się kolejnym państwem muzułmańskim. Dodatkowo 30 lat oligarchii i klientelizmu wchłonęło całe pokolenie i elitę, która najczęściej i tak jest spokrewniona z największymi rodami. Nieprzypadkowo prezydent Michael Aoun bronił przed krytyką Bassila Gibrana byłego szefa MSZ, który prywatnie jest zięciem prezydenta i szykowanym następcą jego obozu.

Galimatias libański nie ma rozwiązania. Libańczycy dowiadują się, że międzynarodowa pomoc po katastrofie również może być rozkradziona, a zarówno obóz prezydencki jak i parlament nie życzy sobie aby środki finansowe trafiały do Libanu na odbudowę Bejrutu poza jurysdykcją władz państwowych. Dymisja jednej ekipy oznacza wewnętrzne przetasowanie i ekspozycję innych twarzy tych samych „domów”. Szubienice w centrum Bejrutu, na których zawisły kukły przedstawiające prezydenta Micheal Aouna, premiera Hassana Diaba czy marszałka sejmu Nabich Berriego również budzą wątpliwości. Zarówno Aoun i Berri mają powyżej 80 lat i dawno już przygotowali oraz namaścili swoich następców. Prawidłowość klientelizmu jest taka, że obejmuje on całość, albowiem każdy w Libanie jest z kimś powiązany rodzinnie czy konfesyjnie czy regionalnie. Tak więc czy tłumy, które szturmują budynki ministerstw w Bejrucie oraz wieszają kukły znienawidzonych polityków nie są zbiorowością, które w ten czy w inny sposób żyrują system, którego nie da się realnie zmienić?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka