fot.Paweł Rakowski
fot.Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
2691
BLOG

Sojusz Abrahamowy w nowych realiach

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

Kiedy Donald Trump w 2017 roku ogłosił, że ustabilizuje Bliski Wschód w oparciu o „konstruktywne reżimy” wielu zachodnich komentatorów zastanawiało się o jakich reżimach mówił amerykański prezydent. Chwilę później w podobnym tonie wypowiedział się Netanjahu niejako precyzując słowa Trumpa, że chodzi m.in. o Arabię Saudyjską,. Zarówno Rijad jak i Tel-Awiw w sumie więcej łączy niż dzieli. Oba kraje czują się zagrożone przez Iran jak i islamski radykalizm. Zarówno Dom Saudów jak i Beniamin Netanajhu domagają się międzynarodowej izolacji gospodarczej i politycznej Iranu, co też przyniosło bardzo wymierny skutek. Libański Hezbollah, w kraju uchodzi za partię patriotyczną i pragmatyczną posądzany jest zarówno przez chrześcijan, sunnitów czy też druzów za współodpowiedzialność za kryzys gospodarczy kraju cedru. A to arsenał 140 tys. rakiet i ponad 40 tys. świetnych żołnierzy stojących na izraelskiej granicy krępuje wojenne ruchu Tel-Awiwu i Waszyngtonu, albowiem bez wyeliminowania Partii Boga nie może być wojny z Iranem. Iran może wytrzymać tysiące uderzeń rakietowych natomiast Izrael nie może sobie pozwolić na cios rakietowy na Tel-Awiw czy Haifę. Wiązałoby się to z wielkimi stratami ludzkim jak i załamaniem się mitu Izraela jako bezpiecznej przestrzeni dla Żydów.  

Od początku 2020 roku upadły libański system bankowy, a pandemia jak i zniszczenie portu w Bejrucie doprowadziło do sytuacji dramatycznej. Sponsorowana przez Iran organizacja niedostaje od swoich mocodawców dostatecznych środków finansowych, ponieważ sam reżim jest całkowicie zablokowany i w sumie niezdolny do prowadzenia regionalnej polityki. Albowiem na Bliskim Wschodzie nie liczy się ideologią, a liczy się tylko i wyłącznie złoto i amerykański dolar. Podobne jak w Bejrucie i Teheranie problemy występują w Damaszku jak i w Bagdadzie i widzimy, że w ciągu 12-stu miesięcy od przejścia protestów w Libanie, Iraku i w samym Iranie, szyicki projekt geopolityczny jest w ruinie.

Kryzys finansowy spowodowany przez sankcję nałożone przez Donalda Trumpa tworzył nowe realia w regionie. Szyicki Hezbollah musi zacząć wybierać czy lojalność wobec sponsora czy własne istnienie, albowiem głosy krytyczne wobec libański Partii Boga jednoczą libańskie ugrupowania konfesyjne we wspólnym interesie z Izraelem. I chociaż jeszcze nie ma jednoznacznych deklaracji ale przed wyborami amerykańskim zaczęło się sondowanie czy przypadkiem Izrael i Liban nie powinni zacząć negocjacji pokojowych. Bassil Gibran, zięć libańskiego prezydenta Michaela Aouna miał opublikować kilka tygodni temu tweeta rozważającego rozmowy z Izraelem, chociaż szybko nastąpiło dementi, że to fake news. Jednak rozmowy i tak się zaczęły w październiku i dotyczą wytyczenia granicy morskiej pomiędzy krajami. Z tym, że z perspektywy libańskiej jest to jeszcze większy problem niż izraelskiej, albowiem Liban oficjalnie nie uznaje istnienia Izraela, a na oficjalnych mapach czy podręcznikach szkolnych zamiast Izraela jest napis Palestyna. Tym samym jak można podpisać dokument z bytem, którego się nie uznaję – zastanawia się telewizja Al-Manar należąca do Hezbollahu, niemniej rozmowy trwają w dobrze znanym polskim żołnierzom stacjonującym w południom Libanie od lat 70-tych nadmorskiej miejscowości Naqoura. Libańska dziennikarka i autorka jednej z pierwszych książek o Hezbollahu Hala Jaber przyglądała się tym rozmowom i zauważyła, że delegaci izraelscy i libańscy wraz z pośrednikami ze sobą rozmawiali i spożywali razem posiłki, a z okolicznego płotu wisiała żółta flaga Hezbollahu. Jest to bardzo ważny komunikat. W kulturze bliskowschodniej nie przechodzi się do meritum od razu, a te rozmowy mają miejsce na obszarze na którym zarówno delegacji rządu z Bejrutu jak i kontyngent ONZ jest gościem Hezbollahu.

Zdaniem izraelskich mediów nie ma innej szansy dla Libanu niż zaczęcie negocjacji z Izraelem, który też musi się liczyć z swoim północnym sąsiadem. Benny Gantz, lider opozycji wobec Netanjahu stwierdził, że po stronie libańskiej jest „zrozumienie, że czas już być może nadszedł”. Tematem rozmów jest granica morska, ale faktyczną istotą jest gaz w akwenie 9-tym. Izrael nie może jego eksploatować w obawie przed atakiem Hezbollahu, jak i to odstrasza amerykańskich i saudyjskich inwestorów. Z drugiej strony tylko zyski z gazu mogą uratować Liban przed głodem i chaosem. Co więcej sojusz antyturecki pomiędzy Egiptem, Cyprem, Grecją a Izraelem paradoksalnie niejawnie mógłby obejmować też Liban. A powrót powiązanego z Saudami Saada Harrirego na stanowisko premiera kraju cedru pokazuje, że Ryjad aktywnie wszedł w basen Morza Śródziemnego aby uczestniczyć w procesie ograniczania wpływów Turcji i Kataru. Zdaniem libańskich obserwatorów Arabia Saudyjska chce zainwestować swój kapitał w gaz śródziemnomorski i to może nie tylko wskrzesić libańską gospodarkę ale i system bankowy. Jednak to wymaga przede wszystkim redefinicji swojego istnienia ze strony Hezbollahu i jednoznacznym opowiedzeniu się czy jest to partia polityczna reprezentująca libańskich szyitów czy realizator globalnych interesów Teheranu. Komentarz zastępcy sekretarza generalnego tej partii Naima Qassema w sprawie odwetu za śmierć Mohsena Faharizadeha, że jest to „wyłączna” sprawa Iranu może świadczyć o tym, że w Dahyji w dzielnicy szyickiej w Bejrucie bardzo poważnie zastanawiają się nad przyszłością.

13 września 2020 roku Izrael podpisał traktat pokojowy, chociaż bardziej realnie normalizujący stosunki z Emiratami Arabskimi i Bahrajnem. A więc oczy izraelskie patrzą na Iran nie tylko ze strony Azerbejdżanu ale też Bahrajnu, którego położenie czyni z tego królestwa praktycznym przedmieściem dla irańskiego wybrzeża. Media określiły proces pokojowy do którego miały dołączyć też Sudan, Maroko i sama Arabia Saudyjska mianem porozumienia Abrahamowy, a ulica arabska niejako utwierdziła się w swoim przekonaniu, że walka z Izraelem to fikcja, i że reżimy arabskie doskonale żyją z Żydami.

Zdaniem komentatorów, Trump wobec fiaska opcji palestyńskiej żyrował izraelski dialog z innymi krajami arabskimi, które w 2002 roku potwierdziły, że jeśli Palestyna powstanie na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Gazie to one zakończoną oficjalny stan wojny z Izraelem. Donald Trump uznał, że w Palestynie nie ma z kim rozmawiać i raczej miał rację. Gaza jest rządzona przez Hamas a Strefa A i B na Zachodnim Brzegu przez OWP z 85-letnim prezydentem Mahmudem Abbasem, który nawet jakby podpisał traktat pokojowy, to jego podpis i tak niewiele by znaczył, ponieważ 15-lat nie było wyborów, a Palestyńczycy, którzy jeszcze wierzą w jakieś iskierki korzystnego dla nich rozwiązania pokojowego wiedzą, że prędzej nastąpi śmierć prezydenta niż sensowne porozumienie. Przeskoczenie uhm kul harb – a więc z arabska, matki wszystkich wojen dało zasadniczo pozytywne rezultaty w aspekcie całego regionu. Świat arabski pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej niejako wykazał, że zagrożenie irańskie, gaz śródziemnomorski, izraelska technologia hydrologiczna i medyczna jak oraz redefinicja gospodarki i zysków ekonomicznych uzależnionych od cen ropy jest ważniejszą sprawa niż kwestia palestyńska. Jest to krzywdzące dla Palestyńczyków, ale nikt nie jest w stanie zmusić Izrael do wycofania ponad 500 tys. żydowskich osadników z Zachodniego Brzegu jak i do zaprzestania obecności wojskowej w Dolinie Jordanu. Byłby to czas marnotrawiony nie abstrakcyjne dyskusje, debaty, posiedzenia, negocjacje o niczym i z nikim. Obóz palestyński musi się reformować i w końcu przeprowadzić wybory i określić na nowo swoje relacje z Hamasem, a Izrael wchodzi ponownie w wir wyborczy, z którego i tak zwycięskie wyjdą ugrupowania niezdolne do jakiekolwiek kompromisu z Palestyńczykami. 

Jeśli nastąpi zamiana lokatora w Białym Domu Bliski Wschód wróci do chaosu, przestrzegają zwolennicy Donalda Trumpa. Przede wszystkim kontrowersje budzą dwa aspekty zmiany w polityce nowej administracji. Nawiązanie rozmów z Iranem oraz powrót do sprawy palestyńskiej. Arabia Saudyjska i Izrael doceniają obecny kształt w stosunkach bliskowschodnich, w których to zagłodzony Iran i jego projekt „od Kabulu do Bejrutu” jest tylko „straszakiem” i nie realnym regionalnym rozgrywającym w Syrii, Iraku i Libanie tak jak to miało miejsce do 2018-19 roku. Realnym zagrożeniem dla irańskiego reżimu nie jest Ameryka ale własna opinia publiczna, która jesienią zeszłego roku wywołała krwawo tłumione zamieszki wyniku, których mogło zginąć nawet 3-4 tys. Irańczyków. W trakcie protestów Irańczycy skandowali nie tylko hasła o naturze ekonomicznej ale i też hasło „nie Gaza, nie Liban nasze życie to Iran” będące żądaniem zaprzestania finansowania libańskiego Hezbollahu czy palestyńskiego Hamasu.

Sytuacja ekonomiczna jest tak zła, że Iran musi przejść proces denominacji waluty, a gospodarka Syrii i Libanu jest upadła przez co sojusznicy Teheranu muszą ograniczyć swoje aktywności. To też otwiera możliwości ponieważ zarówno w Bejrucie jak i w Damaszku zdawano sobie sprawę z tego, że nie ma już innych alternatyw i źródeł finansowania. Iran jest upadły , Rosja mocno podupadła, a Turcja mimo agresywnej polityki prezydenta Erdogana też ma inflację i to kwestia czasu, kiedy kryzys gospodarczy zatrzyma jej polityczne zapędy. Filozofia, którą zaproponował Donald Trump, że „problem się głodzi a nie bombarduje” zdała egzamin. Iran tak jak po śmierci Soleimaniego tak i Fahareizadeha nie zrobi nic co mogłoby zniechęcić nowego prezydenta od polityki resetu.

Dlatego też zamach pod Teheranem na Faharazedaha to była pewnego rodzaju prowokacja. W opcji najbardziej optymistycznej dla Netanajahu i następcy saudyjskiego tronu ibn Salmana, Iran zrobiłby coś co odroczyłoby reset dla zachowania twarzy. Jednak nie zrobi nic. Już irański parlament zapowiedział, że „odwetem za śmierć Faharazedaha będzie wzmożenie prac nad projektem nuklearnym”. A te i tak zostaną wstrzymane albowiem posypie się lawina dymisji zastraszonych naukowców oraz irański kontrwywiad będzie musiał wykryć źródła izraelskiego wywiadu Natomiast brak reakcji ze strony Teheranu pokazuje swoim satelitom w regionie, jak słaby jest reżim, który nie dość że pozwala na zamach na czołowego decydenta to jeszcze jest realnie uzależniony od amerykańskich nastrojów.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka