pedro65 pedro65
210
BLOG

Ściana

pedro65 pedro65 Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 W filmie zespołu Pink Floyd „The Wall” opartym na jednej z najbardziej znanych płyt rockowych XX stulecia, znajduje się niezwykła scena. Z umieszczonej na słupie pośród pobojowiska brytyjskiej flagi odpadają elementy, zostaje tylko duży, czerwony krzyż na środku. Z tego krzyża po słupie, a następnie po ziemi ścieka czerwony płyn, zapewne krew, docierając w końcu do kratki kanalizacyjnej. Scena ta przypomniała mi się pod koniec kwietnia, kiedy motywu krwawiącej flagi brytyjskiej użył ktoś na FB w kontekście sprawy Alfiego Evansa, najsławniejszego w tamtym czasie dziecka, któremu brytyjskie sądy odmówiły prawa do dalszego podtrzymania funkcji życiowych. Skojarzenia pobiegły dalej, aż do finałowej sceny z filmu, w której bohater jest sądzony przez sędziego mającego postać robaka za to, że „przyłapano go na okazywaniu uczuć prawie ludzkich”.

 Nie chcę rozważać, czy Alfie miał szanse przeżycia lub wyzdrowienia i czy odłączenie aparatury było zaprzestaniem uporczywej terapii, czy uśmierceniem małego człowieka. Można zrozumieć logikę argumentacji, że dalsza terapia wydawała się beznadziejna, a przeznaczone na nią pieniądze podatnika powinno się wykorzystać do innych celów. Jednak w przypadku tego chłopca nie tylko jego rodzice byli zdecydowanie przeciwni zaprzestaniu leczenia, ale znalazło się państwo, które przyznało mu obywatelstwo, szpital, który był gotów terapię kontynuować i wojskowy transport do tego szpitala. W tym kontekście upór strony brytyjskiej, aby dziecka „w jego najlepszym interesie” nie wydać ludziom którzy pragnęli utrzymania go przy życiu, lecz go tego życia pozbawić, musi nie tyle dziwić, co przerażać. „My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć ...” (J 19,7) - takie słowa służyły już kiedyś jako uzasadnienie wyroku śmierci na niewinnym Człowieku i w sprawie Alfiego były też wielokrotnie cytowane.

 Czy brytyjskie państwo miało coś do ukrycia, czy też tak bardzo obawiało się dopuszczenia do precedensu - nie wiem. Jeżeli chodziłoby o precedens, to wydaje mi się, że polegałby on przede wszystkim na przyznaniu, że ludzie nie są własnością państwa. Wiem natomiast, że sprawa Alfiego jest kolejną odsłoną wojny o tożsamość naszej cywilizacji, zwanej też czasem „Wojną przeciw słabym”. W roku 2014, relacjonując wizytę mojej rodziny przy grobie świętej Gianny Beretty Molli, kobiety, która oddała życie, aby mogło urodzić się jej dziecko, napisałem takie słowa: „W batalii o życie nienarodzonych i słabych, ostatniej wielkiej bitwie, w której Europa ma jeszcze szanse ocalić się przed nieodwracalnym i żałosnym upadkiem, święta Gianna świeci jak jasna pochodnia, wskazując właściwą drogę.” Dziś wierzę w te słowa jeszcze mocniej, niż wtedy. Europie pozostało już niewielkie pole manewru, aby ocalić fundamenty latarni, jaką kiedyś była dla całego świata.

 Inną odsłoną tej samej wojny cywilizacyjnej, tym razem toczącą się w Polsce, jest batalia o uchwalenie projektu ustawy „Zatrzymaj Aborcję”, zakazującej wykonywania aborcji z powodu spodziewanej ciężkiej choroby lub wady nienarodzonego dziecka. Bardzo prosty projekt zmiany ustawy czeka w Sejmie już ponad pół roku i najwyraźniej większość sejmowa nie bardzo chce się nim zająć. Rozumiem, że podstawową słabością demokracji jest konieczność tzw. liczenia głosów, ale czy w sprawie tak podstawowego prawa, jak prawo do życia, ludzie uważający się za wyznawców wartości chrześcijańskich lub konserwatywnych mogą pozwalać sobie na oportunizm ?

Co ciekawe, zwracano też uwagę na koszty społeczne prawa, na skutek którego będzie się rodziło więcej dzieci niepełnosprawnych. Czyżby obowiązek wspierania osób niepełnosprawnych i chorych był kolejną przyczyną zgody na aborcję i wręcz jej promocji w krajach, które skądinąd stać na finansowanie licznych, niekoniecznie sensownych działań ? A przecież wydawałoby się, że cywilizacja, która może sobie pozwolić na masowe dopłacanie do „ekologicznych” wiatraków, w których potem nie opłaca się produkować ekologicznego prądu, byłaby w stanie udźwignąć finansowanie kosztów opieki nad najsłabszymi.

 Czy zatem, jako kraj i jako cała cywilizacja europejska znajdziemy w sobie jeszcze siłę, aby tych najsłabszych konsekwentnie otoczyć opieką ? I aby tej opieki nie uzależniać od rozmiarów osoby, która jej potrzebuje, bo przecież do tego sprowadza się zgoda na tak zwaną „aborcję”. Bądźmy czujni. Krajom, które w udzielaniu takiej zgody zaszły znacznie dalej niż my, aborcja już nie wystarcza. Najsłabsi niekoniecznie są bardzo mali, zatem względy praktyczne i ekonomiczne zasugerowały otwieranie kolejnych drzwi - tak zwaną eutanazję, czy specyficzne procedury kończenia terapii poprzez odłączenie aparatury, czyli w konsekwencji uduszenie albo zagłodzenie człowieka.

 Nie może nas usypiać przekonanie, zresztą słabo już dziś uzasadnione, że jesteśmy katolickim społeczeństwem i że u nas takie rzeczy nie mogą się zdarzyć. Holandia w latach 50-tych XX wieku, zaledwie dwa, trzy pokolenia temu, była bardzo tradycyjnym i katolickim krajem. Dzisiaj praktykuje legalną eutanazję, dostęp do narkotyków i wiele innych fatalnych pomysłów na wymazanie z ludzi obrazu, na wzór którego zostali stworzeni. Irlandia w latach 80-tych, zaledwie pokolenie temu, zmieniła swoją konstytucję, aby skutecznie chronić nienarodzonych. Dziś ten dzielny naród, który potrafił przez stulecia bronić swojej godności i wiary przeciwko potężnemu okupantowi, poniżył się, jako pierwszy chyba na świecie legalizując aborcję w powszechnym referendum. Wystarczyło trochę więcej pieniędzy, poczucie obyczajowego luzu i umiejętnie wykorzystany kryzys zaufania do Kościoła, aby dwie trzecie głosujących Irlandczyków postanowiło przeskoczyć na drugą stronę Ściany, ze światła w ciemność.

 Można spodziewać się, że tak zwane siły postępu oraz niebagatelne środki finansowe zostaną teraz skierowane przeciwko Polsce. „Runą na nas z morza i z powietrza”- jak powiedział pewien rozczarowany działaniem swojego dowódcy żołnierz w znakomitym skądinąd filmie „Twierdza”. I nie będzie żadnych „kompromisów aborcyjnych”, bo oni, najzwyczajniej w świecie nie mogą znieść, aby w mroku rzucanym przez budowaną wciąż uporczywie Ścianę paliła się choć jedna latarnia. Narody świata mają obowiązek, na własne życzenie, zabijać własne dzieci.

 Czy Bóg wybaczy Europie, która nie chce chronić „braci Jego najmniejszych” ? I czy wybaczy Polsce, jeżeli nie będzie ona gotowa stać się ostatnią latarnią życia na naszym kontynencie ? Nie pytajmy. Zbigniew Herbert ujął najbardziej sensowną odpowiedź zwięźle: „masz mało czasu trzeba dać świadectwo”. I to powinniśmy robić. 24 czerwca w Sanoku odbędzie się jeden z licznych w całej Polsce Marszów dla Życia i Rodziny - to bardzo ważne, publiczne zdarzenie i nie powinno nas na jednym z tych marszów zabraknąć. Ale to nie wszystko. Świadectwo trzeba dawać także co dnia, w naszych mikrośrodowiskach. Wobec wahających się w sprawie zakładania rodziny i przyjmowania nowego życia naszych bliskich. Wobec znajomych czy kolegów z pracy, którym zamiłowanie do rzeczy, wygoda albo złuda nowoczesności przysłoniły nadrzędną wartość życia i miłości. Strona promująca śmierć i samotność będzie doskonale wyposażona, dofinansowana i zorganizowana, jak zawodowa armia. My, broniący miłości, rodziny i życia, jesteśmy bardziej w sytuacji partyzantów, walczących dosłownie o każde domostwo, o każdy próg. Nie wahajmy się. Najmniejsi, najsłabsi bracia Jezusa potrzebują naszej pomocy.

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo