PiSk PiSk
503
BLOG

Jak profesor Sadurski krytykantem został

PiSk PiSk Polityka Obserwuj notkę 4

W Polsce przyjął się powszechnie pewien zwyczaj dotyczący każdej niemal dziedziny, o jakiej tylko można dyskutować na forum publicznym: światowym, europejskim, ogólnopolskim, miejskim, wiejskim a nawet podwórkowym. Zwyczaj ten jest tak stary, że wśród mieszkańców tego pięknego kraju utarło się już kilka powiedzeń dotyczących tego zwyczaju, z których najbardziej znanym jest powiedzenie: "Cudze chwalicie, swego nie znacie". Tym zwyczajem jest krytykowanie, w pejoratywnym znaczeniu tego słowa, wszystkiego i wszystkich nie za to, czego im się nie udało zrobić, tylko za to, co im się udało, a nawet za to, że w ogóle coś robią. Dla krytykantów nie jest ważny sens czy zasadność krytykowania, ale sama możliwość wyrażenia krytyki. Krytykant to człowiek..., no właśnie.

Aby zdefiniować osobnika podejmującego się takiej "profesji" nie trzeba wyszukiwać u niego jakichś szczególnych cech, ani nawet talentów. Krytykantem bowiem w Polsce staje się niemal każda osoba, którą poprosimy o wyrażenie opinii na temat cudzych inicjatyw, działań, osiągnięć i sukcesów. Krytykant nie musi być ekspertem, nie musi mieć wyższego wykształcenia z dziedziny, do której należy przedmiot krytyki. Ba, w ogóle nie musi mieć żadnego wykształcenia, żadnej ukończonej, a nawet zaczętej szkoły. Wystarczy, że temat się pojawi, że pojawi się odpowiednia dyskusja, i już po domach, w pracy, na ulicy i w mediach pojawia się cała masa krytykantów.

Można często odnieść nawet wrażenie, że nasz kraj zamieszkują sami krytykanci, gdyż krytykowaniem zajmuje się tu niemal każdy i są to ludzie z różnych grup społecznych: chłopi, mieszczanie, robotnicy, inteligenci, urzędnicy, górnicy, kolejarze, politycy etc. etc. Ulice, biura, domy, urzędy, szkoły, studia radiowe i telewizyjne zapełnione są krytykantami - ekspertami od wszystkiego.

Nawet tu, na Salonie znamy kilku dość prężnie działających krytykantów, o których prawie nic nie wiemy, oprócz tego, że stale coś lub kogoś krytykują. Zachodzi też, wcale nie bezzasadne podejrzenie, że oni to robią zawodowo, co oznacza mniej więcej tyle, że ktoś im za te ich krytyczne wpisy płaci.

Dziś do mojego zbioru krytykantów zajmujących się krytyką nie dla sztuki, choć będącą sztuką samą w sobie, dodałem profesora Sadurskiego. Nie żebym wcześniej nie czytywał jego tekstów, albo przyjmował zawarte w nich tezy bez jakiejś refleksji. Owszem widziałem w nich wiele krytyki mniej lub bardziej rzeczowej, ale nie rozważałem tej krytyki w celach zdefiniowania czegokolwiek. Ot, uważałem, że Profesor posiada jakieś poglądy i w ten lub inny sposób je sobie tutaj wyraża podpierając swoje krytyczne uwagi jakąś wiedzą, mniej lub bardziej naukowo-poznawczą. Mimo, że czytuję blog profesora od dość dawna, to właśnie dzisiaj pierwszy raz pomyślałem o Nim, że choć jest osobą, z opinii której korzystają różne media i wiele środowisk się z nią dość poważnie liczy, to jednak dobrze wpisuje się Profesor w moją definicję opisywanego tutaj krytykanta. Powiem więcej, czytając notkę Profesora Sadurskiego pt."Marsz warszawski" zauważyłem nawet, że Profesor niejako sam raczył się do tego przyznać. I wcale nie miedzy wierszami, tylko dość jawnie - niemal bez ogródek. Otóż Profesor wyznał, że wprawdzie nie oglądał ekonomicznej debaty PiS-u, ale PO niej jest bardziej przekonany niż PRZED, że program PiS-u to chała. No nie napisał to tak dosłownie, gdyż napisał, że PO debacie jest jeszcze bardzie przekonany, iż PiS nie ma żadnego spójnego programu, jednakże znaczy to mniej więcej to samo. Przy czym dodał, że "jak wynika z relacji", co samo przez się świadczy o tym, że debaty nie oglądał, "Prezes głownie przesłuchiwał się".

Sama notka prof. Sadurskiego jest, co prawda, o sobotnim Marszu, który zapewne Profesor też zna tylko z jakiejś relacji, bo w to, że tam był trudno byłoby komukolwiek uwierzyć, ale fragment o debacie był szczególnie dla mnie istotny, gdyż pokazuje, że nawet będąc posiadaczem wysokiego tytułu naukowego można wyrażać swoje opinie na temat wydarzeń czy zjawisk, o których się wie jedynie z opowiastek, a być może z samych z plotek, i nawet się z tym szczególnie nie kryć.

Nie wiem, i w to nie wnikam, kiedy i dlaczego Profesor zapragnął zostać jednym z licznych w naszym kraju krytykantów, o których przyszłe pokolenia będą pisać, że chwalili cudze. Mam jednak nadzieję, że prof. Sadurski nie chadza śladem innego, dość dobrze znanego tu na Salonie profesora i nie wyraża swoich opinii zachęcany do tego poprzez SMS-y przesyłane doń przez dobrze wszystkim znaną z takich praktyk kancelarię.

Czego Profesorowi gorąco z całego serca życzę.

PiSk
O mnie PiSk

Bezpartyjny, ale nie bezideowy. Wciąż czekający na cud, ale nie ten obiecany. PiSk nie należy mylić ani z PiS-em, ani z emisją wysokich tonów. To jest coś, co towarzyszy mi od zawsze - jest niczym dusza.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka