#prawo-cytatu
#prawo-cytatu
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
332
BLOG

Archiwum współczesności: Karol Wadowita

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Chciał przygarnąć cały świat. Nawet w przelotnym kontakcie potrafił dawać ludziom poczucie bliskości.

O Wadowicach, w których przyszedł na świat niespełna trzy miesiące przed osiemnastą decydującą w dziejach świata bitwą, nigdy nie zapomniał. Szczegóły dotyczące rodzinnego miasta: topografię okolicy, nazwy miejsc ważnych dla mitologii dzieciństwa, nazwiska sąsiadów, nauczycieli, kolegów, ze zdumiewającą łatwością wyliczał w 79 lat później, podczas pamiętnego wieczoru wspomnień na wadowickim rynku.

Fenomenalna pamięć
O niezwykłości tego spotkania, czasem niesłusznie redukowanego do wspomnienia o kremówkach z cukierni Hagenhubera, przesądziła zdumiewająca umiejętność prowadzenia poruszającej rozmowy – w istocie wspomnieniowego monologu – wobec rzesz wadowiczan i rodaków zgromadzonych nie tylko tam na miejscu, ale i z zapartym tchem śledzących w całym kraju relację telewizyjną.

Wielkiej otwartości papieża-Polaka sprzyjała jego fenomenalna pamięć, ale przede wszystkim właściwa mu swoboda w operowaniu słowem, i to zarówno w wymiarze oratorskim, całkiem zrozumiałym u rapsodyka z kręgu Mieczysława Kotlarczyka, jak i ta ważniejsza jeszcze, wynikająca z ogromnej wiedzy o tajnikach ludzkiej duszy oraz najgłębszego zakorzenienia w polszczyźnie. „Tutaj wszystko się zaczęło” i po latach skulminowało.

Karol Wojtyła, jako uczeń miejscowego gimnazjum im. Marcina Wadowity, oprócz polskiego uczył się również niemieckiego, łaciny i greki, którą z programów polskiej szkoły usunęła tzw. reforma jędrzejewiczowska (od nazwiska ministra Janusza Jędrzejewicza), wdrażana od lipca 1932. Pierwsi absolwenci zreformowanego liceum świadectwa dojrzałości otrzymali w czerwcu 1939. Rocznik Wojtyły składał egzamin maturalny rok wcześniej.

Ostry trening językowy, jakiemu poddawali swych wychowanków ówcześni nauczyciele, sprzyjał doskonaleniu pamięci. Obcowanie z klasyką – greccy tragicy, rzymscy retorzy, niemieccy filozofowie – rozwijało intelektualnie i czyniło dojrzalszym postrzeganie świata. Sposób stawiania problemów, precyzyjny język i powaga, z jaką robili to ówcześni maturzyści, bez wątpienia wystawia kadrze szkoły średniej w prowincjonalnych Wadowicach jak najlepsze świadectwo.

Wewnętrzne zdyscyplinowanie
Wojtyła junior, syn oficera armii austrowęgierskiej, następnie oficera armii polskiej, urodzony w miasteczku, które wówczas liczyło 7 tys. mieszkańców, nie miał żadnych guwernerów ani prywatnych nauczycieli. Jeśli wybił się ponad przeciętność, to dzięki własnym przymiotom ducha i charakteru, dzięki pracowitości i uporowi w zdobywaniu wiedzy. Dzięki sumienności, którą może lepiej nazwać wewnętrznym zdyscyplinowaniem, rozeznaniem wagi spraw, wreszcie umiejętnością zapanowania nad pokusami wieku dziecięcego, a później młodzieńczego.

Dobrze ilustrują to drobne, nieistotne z pozoru sytuacje. Lolek nie uznawał ściągania ani podpowiadania. Nie wynikało to jednak z pychy prymusa, lecz płynęło z głębokiego przekonania, że byłaby to jakaś forma oszustwa, grzech przeciwko uczciwości. Jurek Kluger, bardzo z Karolem Wojtyłą od najmłodszych lat zaprzyjaźniony, doskonale o tym wiedział. Toteż na klasówce z łaciny, nie radząc sobie z przekładem zadanego tekstu, nawet nie próbował prosić Lolka o pomoc, tylko wpatrywał się w masywne plecy siedzącego przed nim kolegi. I błagał w myślach o szansę dla siebie.
Znalazł ją, gdy kolega na krótko odchylił się w bok. Klasówka uratowana. Ale – co może ważniejsze, bo dowodzące dojrzałości i delikatności uczuć wadowickich gimnazjalistów z tamtych lat – Kluger postanowił, że nawet nie zapyta, czy to był świadomy gest pomocy czy zwykła próba rozprostowania kości, znużonych długim trwaniem w jednej pozycji.

Przyszły święty
Kartka z napisem „Przyszły święty”, przyczepiona do drzwi pomieszczenia, w którym podczas studiów na polonistyce Wojtyła często się uczył, to wcale nie przejaw ducha proroczego ówczesnych wychowanków krakowskiej Alma Mater, tylko młodzieńcze wyzłośliwianie się nad lubianym, ale – jak sądziło wielu kolegów – przesadnie pilnym studentem. A przecież kardynał Andrzej Maria Deskur, zaprzyjaźniony z późniejszym papieżem od czasów ich współpracy w powojennym Bratniaku, właśnie to przypomniał sobie w dniu uroczystości pogrzebowych na Placu Świętego Piotra, obserwując liczne transparenty z napisem „Santo subito”.

Karol Wojtyła został wychowany w myśl tradycyjnych zasad, w duchu pobożności, bynajmniej nie wysilonej, lecz zwyczajnie na co dzień praktykowanej. Religijności nie spychano wtedy jeszcze do lamusa zachowań niemodnych i w sferze publicznej niepożądanych. Otwarte deklaracje przynależności do tego czy innego Kościoła nie stygmatyzowały. Spójny przekaz kulturowy, jaki zapewniało obcowanie z klasyką, przekładał się wprost na rolę moralności w życiu społecznym. Greckie tragedie dowodziły uniwersalizmu wartości, leżących u podstaw cywilizacji chrześcijańskiej Europy. A świetne dziedzictwo polskich romantyków traktowano jako niezbywalny, artystyczny wyraz doświadczenia narodowego i kulturowego obywateli Rzeczypospolitej.

Słowo zawsze odgrywało w życiu Karola Wojtyły ogromną rolę. Deklamował klasyków, wygłaszał przemówienia powitalne, brał udział w szkolnych przedstawieniach. Wreszcie sam zaczął pisać wiersze. O zakresie tych poetyckich i historiozoficznych wtajemniczeń, świadczą choćby próby ideowego zmierzenia się z przedchrześcijańskim dziedzictwem Słowiańszczyzny.

Mistyczne Dębniki 
Przyszły papież, który urodził się w domu przy ulicy Kościelnej 7, lubił chodzić do klasztoru ojców karmelitów „Na Górce”, jeździł też z ojcem do Kalwarii Zebrzydowskiej. Religia była dla niego ważna, ale z pasją uprawiał turystykę, grał w piłkę, odnosił sukcesy w szkolnym teatrze. No i wybierał się na polonistykę. Po wizytacji wadowickiego gimnazjum kardynał Adam Stefan Sapieha wyraził żal, że tak wyróżniający się uczeń, który zwrócił na siebie jego uwagę, nie myśli o studiach teologicznych.

Sama polonistyka nie była jeszcze czymś najgorszym. Zbyszka Siłkowskiego, przyjaciela z czasów wadowickich, Lolek naprawdę przeraził dopiero wtedy, gdy oznajmił, że zamierza poświęcić się karierze aktorskiej. Siłkowski zniechęcał go do tego, jak umiał najlepiej, wskazując na mało chwalebny tryb życia artystycznej bohemy. I obawiając się, nie bez racji, że przyjaciel nie wróci już na stałe do rodzinnego miasta.

Natomiast kapitan Wojtyła nie sprzeciwiał się planom syna, widząc w przenosinach do nieodległego Krakowa raczej szansę niż zagrożenie. Dzięki kontaktom z rodziną żony, znalazł dla nich obu mieszkanie na Dębnikach, do którego przenieśli się w 1938 roku. Ta niewielka, lecz charakterystyczna dzielnica, położona na prawym brzegu Wisły, naprzeciw Wawelu, odegrała w życiu przyszłego papieża znaczącą rolę. To na Dębnikach, w lutym 1940,Wojtyła junior poznał krawca Jana Tyranowskiego, który dwudziestolatkowi z Wadowic podsunął traktat o pobożności maryjnej Ludwika Grignion de Montfort, oraz pisma mistyczne św. Jana od Krzyża. 1 listopada 1940 Karol rozpoczął pracę w kamieniołomie na pobliskim Zakrzówku.

Na Dębnikach, 18 lutego 1941, w domu przy ulicy Tynieckiej zmarł ojciec Karola. Można zasadnie przypuszczać, że podczas nocy spędzonej przy zwłokach ojca myśl o kapłaństwie zaczęła w Karolu, pozbawionym już swoich najbliższych, poważnie dojrzewać. Jednak dopiero w październiku 1942 roku młody Wojtyła rozpoczął naukę na tajnych kursach teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. A w pół roku później definitywnie rozstał się z rapsodykami oraz z myślą o karierze teatralnej.

Przynosił Słowo Boga
Zbyszek Siłkowski miał trochę racji, bo Karol Wojtyła nigdy już na stałe w rodzinne strony nie powrócił. Ale też nigdy nie opuścił tych, których Opatrzność postawiła na jego drodze. Jak to było możliwe, pozostaje tajemnicą papieża-Wadowity. I jego najpiękniejszą chyba ludzką cechą.

Matkę stracił, gdy miał zaledwie 9 lat, jako dwunastolatek przeżywał śmierć ukochanego brata, utraty ojca doświadczył w wieku lat 21. Wybrał stan kapłański, służbę Bogu. Studiował filozofię, nieustannie się rozwijał. Kazał zamontować specjalną lampkę, żeby móc czytać nawet podczas podróży samochodem. Wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Organizował konwersatoria jako metropolita krakowski, organizował je jako biskup Rzymu.

Wiele pisał. Wiersze i poematy. Rozprawy filozoficzne. Warto wiedzieć, choćby dla uświadomienia sobie rozmiarów tej spuścizny, że korpus oficjalnego nauczania Jana Pawła II z czasów pontyfikatu – encykliki, adhortacje, listy apostolskie, przemówienia, homilie – jest równy ośmiu objętościom Biblii.
Nie ulega wątpliwości, że wszelkie postaci słowa w życiu papieża z Wadowic odegrały ogromną rolę. Ale tym, co najistotniejsze w jego kapłaństwie – potwierdzają to wszyscy, którzy mieli okazję bliżej się z nim zetknąć – była chęć spotkania się z ludźmi i niesienia im pomocy. Zwłaszcza poprzez Słowo Boga.

Nauczanie Karola Wojtyły, nawet jego filozoficzne rozprawy, w tym zwłaszcza „Miłość i odpowiedzialność” (1960), były zakorzenione w bogatym doświadczeniu duszpasterskim. Zawsze garnął się do ludzi, z różnych środowisk. Później też do ludzi z najróżniejszych stron świata. I zawsze chętniej słuchał niż mówił. 

Spotykał wciąż nowych ludzi –zwłaszcza jako papież – ale o swych wcześniejszych znajomych nie zapominał. Jego przywiązanie do przyjaciół z czasów wadowickich i krakowskich pozostaje niemal przysłowiowe. Podobnie jak umiejętność rozpoznawania osób rzadko lub tylko raz w życiu wcześniej spotkanych: pamiętał nie tylko twarze, ale i okoliczności jakoś ważne dla swych rozmówców.
 
Chciał przygarnąć świat
Ksiądz Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II i współautor książki „Dlatego Święty”, w latach 80. raz podawał papieżowi mikrofon, innym razem powitał Głowę Kościoła w imieniu alumnów jednego z rzymskich seminariów duchownych. Mimo to, gdy po kilku latach, towarzysząc polskiemu biskupowi jako „ksiądz Sławek z Rzymskiego Wikariatu”, znalazł się na prywatnej audiencji, papież od razu skomentował brodę, której młody ksiądz w czasie ich poprzedniego spotkania jeszcze nie nosił.

Umiejętność prowadzenia żywej rozmowy z rzeszą zgromadzonych naraz, tak jak w Wadowicach czy choćby podczas światowych spotkań młodych, poczucie bliskości ofiarowane nawet w przelotnym kontakcie – sprawiały, że ludzie tak się do papieża z Polski garnęli. To był jego szczególny dar, powszechnie rozpoznawany i ceniony, ale niełatwo, o ile w ogóle, poddający się racjonalnemu objaśnieniu.

Choć pewnej wskazówki może dostarczyć wspomnienie zaprzyjaźnionego z Karolem Wojtyłą włoskiego polityka i uczonego Rocca Buttiglionego, który powiedział: Po raz pierwszy zobaczyłem Wojtyłę jako młody człowiek. Stałem w wielkim tłumie. Zatrzymał się przy mnie na chwilę, aby uścisnąć mi dłoń. Wszystko trwało krótko, może 30 sekund, ale było oczywiste, że w potrzebie za każdego z nas oddałby życie. I takim zapamiętałem Go już na zawsze.


(2011)

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo