#prawo cytatu_Buzek-Janowski-Balazs
#prawo cytatu_Buzek-Janowski-Balazs
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
496
BLOG

Archiwum współczesności: Komu szkodzi Polski Cukier?

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Gospodarka Obserwuj notkę 26
Zachodni kapitał szykuje się do przejęcia kontroli nad polskim przemysłem cukrowniczym. Zdaniem ministra Balazsa, który popiera formę tzw. prywatyzacji regionalnej, zagranicznych inwestorów nęcą niższe u nas koszty produkcji i tańsza niż w UE siła robocza. Jeśli tak, to dlaczego my sami nie mielibyśmy zarabiać na tej strategicznie ważnej produkcji? I dlaczego po 5 latach „przekształceń własnościowych” według dotychczasowego modelu cukier pozostaje w cukrowniach, buraki u rolników, a nieosiągalne pieniądze – w bankach? Co dziwniejsze, pomysł korzystnego powiązania interesu plantatorów buraków, przemysłu przetwórczego i rodzimego kapitału napotyka na ogromne opory, zarówno u władz, jak i w mediach.

Widać, nie wierzymy już hasłu „cukier krzepi”, autorstwa Wańkowicza, które miało wspierać państwowy monopol cukrowniczy w II RP. Przed wojną, w odrodzonej po rozbiorach Rzeczypospolitej, zarówno produkty pierwszej potrzeby, takie jak sól, cukier czy zapałki, a także powszechnie stosowane używki (alkohol, wyroby tytoniowe) zostały objęte, co raczej zrozumiałe, monopolem państwowym. Miało to istotne znaczenie nie tylko dla finansów państwa, ale umożliwiało też szybki rozwój ważnych dla gospodarki sektorów przemysłu przetwórczego, w oparciu o naturalne zasoby krajowe i uprawy właściwe dla polskiego rolnictwa.

Porównanie realnych osiągnięć tamtego dwudziestolecia – zwłaszcza w zakresie modernizacji państwa, funkcjonalności i spójności systemu prawnego, a także poszerzania zakresu suwerenności gospodarczej – z zakończoną właśnie dekadą tzw. transformacji gospodarczo-ustrojowej nie wypada zbyt korzystnie dla III RP. Wtedy – byliśmy jednak głównie producentami, niekiedy twórcami innowacyjnych rozwiązań technologicznych, np. w przemyśle chemicznym czy lotniczym. Dziś, nawet we własnym kraju, w globalnym podziale pracy przypada nam przede wszystkim rola  pracowników najemnych i konsumentów. Często bezkrytycznie korzystamy z doradztwa zagranicznych ekspertów, kopiując rozwiązania, które u nas się nie sprawdzają albo są wręcz niekorzystne.

Towar strategiczny

W czasach, gdy Wańkowicz układał swój słynny slogan, cukier był towarem poszukiwanym, obecnie w państwach bogatej Północy podaż znacznie przewyższa popyt, czyli występuje nadprodukcja tego surowca. Jest to oczywiście nadprodukcja względna, gdyż w strefach głodu i niedożywienia na ubogim Południu te nadwyżki mogłyby zostać łatwo i z pożytkiem skonsumowane. Na razie jednak, mimo wezwań Watykanu, nie widać filantropów, którzy chcieliby finansować taki program dożywiania Trzeciego Świata.

W oficjalnie głoszonej „ideologii żywieniowej” bisacharyd sacharoza, bo tak brzmi chemiczna nazwa cukru konsumpcyjnego, jest uważana za niezbyt wartościowy składnik naszej diety. Jego nadmiar w pożywieniu ma bowiem sprzyjać zachorowaniom na cukrzycę, jedną z najbardziej rozpowszechnionych chorób cywilizacyjnych. Z drugiej strony, podkręcone tempo życia znacznie modyfikuje dotychczasowe sposoby odżywiania się. Zamiast czasochłonnych, tradycyjnych potraw z kuchni narodowych i regionalnych coraz częściej jemy najrozmaitsze słodkie batoniki, np. te „najlepsze o wpół do dziesiątej w Polsce”, ciastka, desery i lody, które zwykle popijamy lemoniadami, oczywiście też słodzonymi.

Nawet pobieżna obserwacja tendencji cywilizacyjnych pozwala orzec, że długo jeszcze cukier pozostanie towarem o znaczeniu strategicznym. Dlatego – mimo iż koszty robocizny w państwach uprzemysłowionych są znacznie wyższe od światowych, a cukier łatwiej pozyskiwać z trzciny cukrowej niż z buraka, jak również przez wzgląd na korzyści płynące z utrzymywania tradycyjnych kultur rolnych – państwa europejskie nie rezygnują ani z produkcji, ani z dotowania własnego cukru, w ilościach przekraczających ich krajowe zapotrzebowanie. Chronią też swe rynki, stosując wysokie cła i dopłaty do eksportu. Wiadomo przecież, co zrobiłby każdy rozsądny producent w chwili osiągnięcia statusu monopolisty.

Jak to z cukrem było...
Podstawą do rozpoczęcia tzw. prywatyzacji regionalnej stała się ustawa o przekształceniach własnościowych w przemyśle cukrowniczym i regulacji rynku cukru z 26 sierpnia 1994 roku, uchwalona w Sejmie II kadencji, zdominowanym przez koalicję SLD-PSL. W Polsce było wtedy 78 cukrowni, w 1995 roku dwie ogłosiły upadłość. Z pozostałych 76 zakładów – 58 zgrupowano w czterech regionalnych spółkach cukrowych. Są to tzw. z angielska holdingi: Lubelsko-Małopolski, Poznańsko-Pomorski, Śląski i Mazowiecko-Kujawski. Kryteria doboru cukrowni do poszczególnych spółek nie są całkiem przejrzyste. W holdingu Poznańsko-Pomorskim dominują np. zakłady cukrownicze z okolic Szczecina, a poznański człon nazwy uzasadniają jedynie dwie cukrownie. Z tej formy prywatyzacji zostało jednak wyłączonych 16 zakładów.

Ustawa, kilkakrotnie później modyfikowana, skutecznie rozregulowała rynek cukru w Polsce. Powstały ogromne zapasy tego produktu. Cukrownie z powodu kłopotów ze zbytem traciły płynność finansową, co w konsekwencji odbiło się na wypłatach dla rolników. Od kilku lat w okresie kampanii cukrowniczej słyszymy coraz głośniejsze skargi producentów i apele bezsilnych plantatorów. A tenor odpowiedzi płynących ze strony przedstawicieli władz resortowych i państwowych przypomina nierozwiązywalny w PRL „problem sznurka do snopowiązałek”. Rzecz w tym, że banki, choć prywatne i kapitalistyczne, dla udzielanych cukrowniom kredytów domagają się gwarancji rządowych. A bez kredytów nie ma mowy o terminowej zapłacie za buraki. Rząd z kolei uważa, że w obecnym ustroju gospodarczym naturalnym gwarantem powinna być Agencja Rynku Rolnego. Niestety, liberalny dogmat o eliminacji państwa z gospodarki nie trafia jakoś bankierom do przekonania.

Czy jest jakieś wyjście z sytuacji? Oprócz takiego oczywiście, że odłogowana przez zrujnowanych rolników ziemia przejdzie w obce ręce i problem się sam rozwiąże, bo buraki dla niemieckiego już holdingu będzie sprzedawać za twardą gotówkę plantator-obcokrajowiec. Czarnowidztwo?! Teraz jedynie 15 cukrowni jest wypłacalnych na bieżąco, 27 – spłaca swe zobowiązania na raty, a 20 – w ogóle nie płaci plantatorom i pracownikom.

Słodki, bo nasz

74 osobowa grupa posłów AWS w stanowisku sformułowanym 18 listopada 1999 roku i adresowanym do premiera Jerzego Buzka stwierdza, że wskutek praktyk, które umożliwiła ustawa sprzed pięciu lat, polskie cukrownictwo „jest w stanie zapaści”. Czy można się więc dziwić, że w tych warunkach prywatyzacja przynosi „niskie wpływy do budżetu państwa, a ponadto prowadzi do utraty kontroli nad polskimi cukrowniami poprzez sprzedaż ponad 50 proc. akcji koncernom zagranicznym”. Zdaniem posłów AWS, „przejęcie polskich cukrowni przez koncerny zagraniczne będzie skutkować natychmiastowym obniżeniem produkcji cukru o około 25 proc., a w perspektywie kilku lat doprowadzi do znacznego zmniejszenia produkcji, a tym samym znacznie ograniczy powierzchnię upraw buraka cukrowego w Polsce.”   

Minister rolnictwa Artur Balazs popiera prywatyzację przemysłu cukrowniczego w dotychczasowej formie. Uważa obawy przed obcymi za nieuzasadnione. Skoro zagraniczny kapitał wchodzi do Polski, to znaczy, że inwestorzy liczą na duże zyski. „Dobry interes robi się tylko wtedy, kiedy się produkuje. U nas najemna siła robocza jest znacznie tańsza niż w państwach Unii, koszty produkcji są nieco tańsze, inwestorzy mogą tu nieźle zarobić” – powiedział minister Balazs Gazecie Poznańskiej w listopadzie 1999 roku. Czy przemawia przez niego dobre rozeznanie sytuacji, czy jedynie urzędowy optymizm? Inwestorzy z pewnością chcą dobrze zarobić, ale pytanie, czy chcą u nas cukier produkować, czy raczej sprzedawać. Np. pozbyć się nadwyżek wyprodukowanych w kraju macierzystym.   

Bój o Polski Cukier

Jeśli jednak minister Balazs ma rację, to może warto korzystne w porównaniu do unijnych warunki produkcji cukru wykorzystać samodzielnie, a przy okazji powiększyć wpływy do wciąż dziurawego budżetu. Z możliwością przeznaczenia ich na nasze wymagające modernizacji i restrukturyzacji rolnictwo. Kraje członkowskie UE, do której tak usilnie aspirujemy, przejawiają tu daleko posuniętą zapobiegliwość. Próbujmy je naśladować.

„Zarówno w UE, jak i w innych rozwiniętych państwach obowiązuje ścisła regulacja rynku cukru w zakresie, cen, ceł i kwot produkcyjnych, a także praktyka koncentracji tego przemysłu w wielkie koncerny” – argumentują posłowie, wśród których znajdujemy nazwiska Gabriela Janowskiego, Elżbiety Barys, Barbary Frączek, Mariusza Kamińskiego, Tomasza Wójcika, Józefa Dąbrowskiego, Antoniego Tyczki, Leszka Piotrowskiego, Waldemara Sikory, Macieja Jankowskiego, Zdzisława Pupy, Franciszka Szelwickiego, Adama Bieli oraz Jana Marii Jackowskiego. I deklarując potrzebę znalezienia rozwiązań optymalnych, a zarazem zgodnych z polską racją stanu, postulują rozpoczęcie „w trybie pilnym przez ministerstwo skarbu państwa prac nad utworzeniem koncernu Polski Cukier S.A. , o potencjale produkcyjnym porównywalnym z koncernami zagranicznymi, z limitem produkcji cukru w kwocie A ponad 1 mln ton”.

Idea utworzenia spółki akcyjnej Polski Cukier nie znalazła uznania mediów. Na łamach Rzeczpospolitej Wanda Rembowska, prezes Mexpolu S.A., wystąpiła z ostrym protestem przeciwko tej inicjatywie. Kreśląc mroczną wizję upadku cukrownictwa, zaatakowała szefa Solidarności RI Romana Wierzbickiego, jednego z pomysłodawców założenia Polskiego Cukru S.A.  Zakwestionowała ideę krajowego monopolu, dając przykład UE, w której na 15 państw członkowskich funkcjonuje „ponad 30 firm produkujących cukier, czego w żaden sposób nie można nazwać monopolem”. Perswazyjną wymowę tej filipiki osłabiły znacznie opublikowane w Naszym Dzienniku materiały z biura poselskiego awuesowskiej posłanki Elżbiety Barys, dzięki którym okazało się, że Stanisława Wanda Rembowska jest „stroną w sprawie”, gdyż jej firma Effecta S.A. pośredniczyła w niekorzystnej dla skarbu państwa prywatyzacji kapitałowej zespołu cukrowni leszczyńskich ze Wschowa, które stały się własnością nieznanej niemieckiej firmy Pfeifer i Langen.

Słabosilna szesnastka
Od pomysłu grupy posłów AWS zdystansował się też minister Balazs. Uważa on, że bez napływu sporego kapitału polskie cukrownictwo nie potrafi się zmodernizować i konkurować na europejskich rynkach. Podobnie sądzi Emil Wąsacz, twierdzący nawet ostatnio, że wbrew opiniom kolegów, którzy podjęli próbę odwołania go ze stanowiska ministra skarbu, prywatyzował za mało i za wolno. Ministra Wąsacza  cieszy każdy dopływ pieniędzy, albowiem – jak powiedział – „kapitał nie ma narodowości”. Kapitał zapewne nie, ale jego dysponent – raczej tak! Znamienny jest też fakt, że obaj ministrowie nie przejawiają równie życzliwej neutralności wobec... kapitału krajowego. Cóż, widocznie ten jednak ma jakąś narodowość. Obaj ministrowie przymknęliby może oko na Polski Cukier S.A., pod warunkiem, że wnioskodawcy zadowoliliby się tymi szesnastoma słabosilnymi cukrowniami, które wyłączono z regionalnych holdingów i przeznaczono do sprywatyzowania w ostatniej kolejności. Ale zdaniem Gabriela Janowskiego, profesora Adama Bieli i Romana Wierzbickiego, dopiero wielki polski koncern cukrowniczy będzie dla plantatorów i pracowników cukrownictwa stanowić szansę na udział w rzeczywistej prywatyzacji. Co więcej, w oparciu o taką strukturę można tworzyć lokalny, niezależny od centrum rynek kapitałowy.

Potrzebę wstrzymania prywatyzacji regionalnej i powołania dużej ogólnopolskiej spółki cukrowej uzasadnił też niechcący Edmund Szot. Specjalizujący się w problemach cukrownictwa dziennikarz Rzeczpospolitej, pisząc o 16 zakładach wyłączonych z holdingów, jeszcze na miesiąc przed uchwalą Sejmu RP twierdził, że „znajdują się w najlepszej kondycji ekonomicznej, poza tym mogą jeszcze liczyć na część środków z prywatyzacji pozostałych zakładów. Ale – dodał zaraz – ich łączna produkcja to tylko około 400 tys. ton, co przy konkurencji tak silnych koncernów, jak niemiecki Südzucker (3,5 mln ton cukru), francuska Eridania Beghin-Say (3,3 mln ton) czy British Sugar (1,8 mln ton) nie wróży utrzymania się na europejskim rynku” ( „Bój o Polski Cukier”, Rzeczpospolita, z 22 listopada 1999 roku).


„Tygodnik Solidarność” nr 1 , z 7 stycznia 2000


Skromny przyczynek do opowieści o tym, jak po roku 1989 marnowano szanse na pomyślny rozwój Polski, żeby nie powiedzieć wprost: jak przekształcano gospodarczą, terytorialną i polityczną strukturę naszego kraju, by uczynić go organizmem peryferyjnym i zależnym gospodarczo od niemieckiego sąsiada, który wprawdzie wywołał i przegrał II wojnę światową, ale w przeciwieństwie do Rzeczypospolitej zdecydowanie wygrał pokój.

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka