Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
4368
BLOG

Jak Bowie zwiódł swych interpretatorów

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Trzeci album Davida Bowiego The Man Who Sold the World (Człowiek, który przechytrzył świat) ukazał się w listopadzie 1970 roku w USA, a w kwietniu 1971 w Wielkiej Brytanii. Płytę z tytułowym przebojem o niejasnej wymowie uznano za wyraźny zwrot młodego wokalisty i kompozytora w stronę hard-rocka.

Tekst The Man Who Sold the World, tytułowego utworu z trzeciego studyjnego albumu Davida Bowiego, niełatwo zrozumieć, a jeszcze trudniej przełożyć. Z kilku powodów, najmniej może z powodów czysto językowych, głównie raczej za względu na charakterystyczny dla tego twórcy sposób pisania, a może trafniej byłoby powiedzieć: konstruowania swych tekstów. Te bowiem Bowie przede wszystkim dopasowywał do rytmicznej struktury kompozycji, co nie znaczy, że artyście jakoś szczególnie zależało na ich absolutnej regularności.

Nie, słowa miały jedynie dać się sprawnie wyśpiewać, wybrzmieć należycie i ułatwić wykreowanie klimatu utworu. Wbrew pozorom jednak, zawarty w nich przekaz – choć bywało, że nieoczywisty przy pierwszym słuchaniu – też był dla Bowiego ważny. Ale stosowane często niedoprecyzowane sensy, momenty narracyjnej nieciągłości, wreszcie pewna językowa i gramatyczna dezynwoltura sprawiały, że to, co śpiewał, często było odbierane przez fanów w kategoriach wypowiedzi quasi-poetyckich.

*
Główne wątki myślowe w tekstach Bowiego, zwykle konsekwentnie prowadzone, za sprawą ornamentyki oraz narracyjnych osobliwości kojarzą się raczej z nowoczesną, niełatwą do interpretacji poezją niż z tradycyjnymi, pisanymi po Bożemu, słowami piosenek. Rozwichrzoną wyobraźnię autora, niejasne, bo mroczne i wieloznaczne obrazy wzmagające poczucie dziwności istnienia albo przynajmniej zadumy nad egzystencjalną tajemnicą – wszystko to, można znaleźć właśnie w Człowieku, który przechytrzył świat.

The Man Who Sold the World

We passed upon the stair,
We spoke of was and when
Although I wasn't there,
He said I was his friend

Which came as some surprise
I spoke into his eyes
I thought you died alone,
A long-long time ago

Oh, no, not me
I never lost control
You're face to face
With the man who sold the world

I laughed and shook his hand,
And made my way back home
I searched for form and land,
For years and years I roamed

I gazed a gazely stare
At all the millions here
We must have died alone,
A long-long time ago

Who knows? Not me
We never lost control
You're face to face
With the man who sold the world

Who knows? Not me
We never lost control
You're face to face
With the man who sold the world


Już pierwsze słowa piosenki – “Minęliśmy się u szczytu schodów” – budzą zastanowienie, rodzą pytania. Z kim minął się narrator, choć go tam wcale, jak zapewnia (Although I wasn’t there ), nie było. Dlaczego jego rozmówca, skłonny do rozmowy o rzeczach przeszłych oraz ich datowania, nazwał narratora swoim przyjacielem. Zaskoczony tym wyznaniem autor tekstu/Bowie rewanżuje się dziwną, skierowaną tamtemu prosto w oczy konstatacją: „Myślałem, że już od dawna nie żyjesz”. Zresztą kolokwializm: od wieków, też by tutaj pasował.

*
Ale status rozmówców oraz ich wzajemna relacja nie są bynajmniej jedyną zagadką w tej opowieści. Narzuca się też pytanie o schody: że prowadzą w górę, wiadomo, ale jak wysoko. Czy też może, jak chcieli starożytni, „droga w górę i w dół jest jedna i ta sama”. Przywoływano również początek wiersza Antigonish Hughesa Mearnsa, z roku 1922, tym chętniej że początkowo album miał nosić tytuł Metrobolist, będący cokolwiek niezdarnym językowo nawiązaniem do Metropolis Fritza Langa. A podobieństwa obu tekstów wręcz się narzucały.

Last night I saw upon the stair
A little man who wasn’t there
He wasn’t there again today
Oh, how I wish he’d go away.

     Hughes Mearns, Antigonish

Spopularyzowany wśród Anglosasów (m.in. przez nagranie orkiestry Glenna Millera) wiersz Mearnsa traktował, najpierw serio, potem coraz bardziej ironicznie o nawiedzonym domu w niewielkim kanadyjskim mieście Antigonish, znanym z najstarszych poza Szkocją imprez propagujących w sezonie wiosenno-letnim szkocką i celtycką kulturę tradycyjną. Człowiek, niekoniecznie mały, który pojawia się i znika u szczytu schodów, to figura dobrze zadomowiona w kulturze anglosaskiej, choćby dlatego że zwykle dość strome schody, które prowadzą do sypialni na górze, do pokojów dzieci, na facjatkę czy do pokojów gościnnych to był brytyjski mieszkaniowy standard. Postać demonicznego karła, tyle że przeniesiona do Wenecji, pojawia się np. w nakręconym w 1973 roku filmie Nicolasa Roega Don’t look now  (Nie oglądaj się teraz ).

Interpretatorzy są na ogół zgodni, że tekst Bowiego opowiada o spotkaniu narratora z sobowtórem, którego status egzystencjalny pozostaje dość niejasny. Pytanie, czy to jest duch czy projekcja, czy rozmowa z alter ego, a może jakaś próba dotarcia do nieujawnionej dotąd części swojej osobowości. Zresztą w wywiadzie telewizyjnym z pierwszej połowy lat 90. artysta przychylił się właśnie do tej trzeciej, najbardziej ambitnej wykładni.

*
Nie mniej zagadkowy wydaje się tytuł piosenki, który ostatecznie awansował do rangi miana całej płyty. Analogon nazwy jednego z rozlicznych utworów z gatunku fantastyki naukowej Roberta A. Heinleina, który w roku 1950 wydał nowelę The Man Who Sold the Moon, jest z pewnością językowo lepszy od neologizmu, który z głośnym filmem Langa mogły kojarzyć tylko niszowe środowiska ambitnych kinomanów, nie mówiąc już o nieporównywalnie większej po roku 1969 marketingowej sile przebicia tematyki kosmicznej oraz znaczącej pozycji Heinleina w kulturze popularnej tamtej epoki.

Frazy I never lost control oraz we never lost control przynoszą nową porcję niejasności. Czy idzie o zwykłe opanowanie, czy o panowanie nad milionami obserwowanych z uwagą fanów (I gazed a gazely stare /At all the millions here ), czy może wręcz o zapanowanie nad losem, czyli o ewentualną nieśmiertelność, skoro śmierć w osamotnieniu nie wchodzi w grę (Oh no, not me )? I pytanie zasadnicze, dlaczego autor tekstu tym ważnym, w gruncie rzeczy boskim uprawnieniem obdarzył obu rozmówców, którzy minęli się u szczytu schodów? Ale czy faktycznie wyposażył ich w takie prerogatywy, kiedy i to przecież zostaje poddane w wątpliwość (Who knows? Not me )?

Warto się przyjrzeć okolicznościom, w jakich ten rozedrgany znaczeniowo i tajemniczy tekst ujrzał światło dzienne. Chris O’Leary przedstawił to następująco: „W ostatnim dniu miksowania longplaya Bowie miał pojawić się z tekstem do ostatniego kawałka, który wciąż czekał na swą kolejkę. Tony Visconti niecierpliwił się, bębniąc palcami po konsoli, podczas gdy Bowie siedział w holu budynku Advision Studios, bazgrząc naprędce tekst na papierze. Wreszcie wpadł do studia, żeby nagrać ten wokal, utwór został zmiksowany w kilka godzin i wysłany jeszcze tej samej nocy. Pewnie myślicie, że w tak niesprzyjających okolicznościach wyszło coś rodzaju Black Country Rock; otóż nie, wręcz przeciwnie, to był właśnie The Man Who Sold the World, najciekawszy tekst z całej płyty”. 

*
 Jak już wspomniałem, miałem kłopot ze zrozumieniem, co w istocie nasz (myślę pokoleniowo, bo to rówieśnik) wybitny, ale niesforny idol miał na myśli, jaką historię chciał opowiedzieć, co przekazać. Bo znając jego twórczą pasję, kreacyjną żarliwość, a także pracowitość i akuratność wobec słuchaczy, byłem pewny, że to nie mogła być żadna semantyczna wydmuszka. Że metafizyczne ambicje ponad stan, to jedno; że chęć zaskakiwania pomysłowością, to drugie; ale że trzecie dno tego dziwnego, pozornie zatrącającego o eschatologię tekstu, ma jakieś sprawdzalne odniesienie do konkretu.

Minęliśmy się u szczytu schodów... Ten pierwszy wers, niczym natrętny szlagwort, naprzykrzał się pamięci. Na szczęście, nie jestem Anglosasem, więc ani Glenn Miller, ani kobzy z Antigonish w Nowej Szkocji, ani wspomnienie noweli Heinleina nie zacierały mi śladów, nie myliły tropów. Tak, David Bowie zawsze, a zwłaszcza w tamtym, można powiedzieć wręcz gorączkowo twórczym okresie był bardzo wyczulony na sygnały płynące z zewnątrz. Mody kulturowe, tropizmy polityczne, subtelności ze świata sztuki, obyczajowe transgresje – wszystko to ciekawiło go i pociągało, wydawało się ważne.

Grał na wielu instrumentach, śpiewał, pisał sobie teksty, przyglądał się rówieśnym. M.in. organizował Free Festiwal, którego interesujące melodycznie wspomnienie pojawia się na jego poprzedniej płycie Space Oddity (1969), z okładką ozdobioną grafiką modnego wówczas Victora Vasarely’ego. Ale kino też interesowało młodego rockmana wciąż jeszcze szukającego swej drogi. Wprawdzie dopiero za parę lat zagra Bowie tytułową rolę w obrazie wspomnianego wyżej Nicolasa Roega (Człowiek, który spadł na Ziemię, 1976), ale pewne doświadczenia filmowe miał już przecież za sobą. Film. Tak, należało podążyć właśnie tą ścieżką, żeby rozwikłać zagadkę nieśmiertelnego (?) sobowtóra Davida B.

*
W 1969 roku Michael Armstrong nakręcił Image (Wizerunek), czarno-białą dwunastominutową etiudę filmową z wykorzystaniem przetworzonego głównego pomysłu z powieści Portret Doriana Graya. U Wilde’a portret ponosi wizualne uszczerbki wynikłe ze starzenia się i moralnej szpetoty sportretowanej osoby. W filmie Armstronga szczuplutki Chłopiec (David Bowie) o nieco demonicznej urodzie, namalowany przez Artystę (Michael Byrne) z problemami mentalno-emocjonalnymi zaczyna osaczać swego twórcę. Pojawia się za oknem oraz w innych wielu miejscach opustoszałego domu, wywołując tym przestrach, a następnie agresję malarza, który własnoręcznie i wielokrotnie próbuje zabić intruza.
Najbardziej brutalna część akcji rozgrywa się na wąskich, stromych schodach wewnątrz starej kamieniczki. W siódmej i ósmej minucie filmu obserwujemy sekwencję zdarzeń nieodparcie kojarzącą się ze scenerią przywołaną w tekście Człowieka, który przechytrzył świat: oto zabity już wcześniej ciosami noża w brzuch Cłopiec/Bowie stoi u szczytu schodów, po czym rusza w dół, ku przerażonemu Artyście... Malarz podejmuje kolejną, oczywiście i tym razem bezskuteczną próbę uśmiercenia swego widmowego prześladowcy, który niejako wyemanował z obrazu. Wreszcie grana przez Byrne’a postać w psychotycznym amoku niszczy feralną podobiznę, podczas gdy za oknem bez przerwy pada deszcz.

Działający pod presją czasu Bowie wykazał się pomysłowością oraz skutecznością. Wrócił pamięcią do nakręconego rok wcześniej filmu i w zręcznie skonstruowanym tekście zapisał, jako narrator, scenę u szczytu schodów, że sobą w roli demonicznego Chłopca, który mimo wielokrotnego zabijania wciąż żyje... Inteligentne, kontekstowe operowanie migotliwymi znaczeniami odniesionymi do fabuły filmu pozwoliło mu na stworzenie niejednoznacznego, trudnego do interpretacji, a przecież kulturowo nadal prawdziwego tekstu. Stało się to możliwe dzięki nieujawnieniu sytuacyjnych kulis oraz za sprawą niedopowiedzianej miejscami narracji.

Wiadomo już, kim jest ten drugi i dlaczego pozostają w przyjaźni, a nawet stanowią podwojoną jedność. A dziwny z pozoru dialog między nimi to literacka gra piszącego na szybko potrzebny tekst Bowiego-muzyka z Bowiem-aktorem, widzianym/wspominanym przez siebie samego w scenach etiudy Armstronga z roku 1969. Brawo Bowie!

*
Wprawdzie w jednym miejscu ten pośpiech z holu londyńskiego studia nagraniowego Advision skutkował dość chropawą językowo frazą I gazed a gazely stare, którą skrytykował nawet Chris O’Leary. Cóż, pleonazmy rzadko kiedy zachwycają, ale pełni szczęścia być nie może... Dopiero wiedząc to wszystko, dopiero poznawszy faktyczną osnowę tekstu, mogłem podjąć próbę jego przekładu.

Człowiek, który przechytrzył świat

Minęliśmy się na schodach
pogadując o tym, co i kiedy
Choć mnie tam wcale nie było
uznał mnie za swego przyjaciela

Czym trochę mnie zaskoczył
Powiedziałem mu prosto w oczy
Myślałem że już dawno temu
zmarłeś w osamotnieniu

O nie, nie ja...
nie zwykłem nigdy tracić się 
Przecież masz przed sobą faceta
który przechytrzył cały świat

Zaśmiałem się, uścisnąłem mu dłoń
i ruszyłem z powrotem do domu
Przez długie lata wędrówki
szukałem formy i kraju

Uważnym bystrym spojrzeniem 
wpatrywałem się w miliony tych tutaj
Chyba zmarliśmy w osamotnieniu
Już dawno, dawno temu

Kto to wie? Ja nie
Lecz nigdy nie stracimy się
Spoglądasz przecież na faceta 
który przechytrzył cały świat 

Kto to wie? Ja nie
My nigdy nie stracimy się
Spoglądasz przecież na faceta
który przechytrzył cały świat

Zaskakujący przekład tytułu? I pytanie, dlaczego tak. Bo nieznana u nas nowela Heinleina opowiada o facecie, który postanowił zrobić interes na uzyskaniu wyłącznych praw do powierzchni Księżyca. I osiąga ten cel, sprzedając chętnym mikroskopijne działki, zachwalając rzekome diamenty w pyle księżycowym itp. Stąd jej tytuł: Człowiek, który sprzedał Księżyc. Tytuł opowieści Heinleina, zaliczanego do tzw. Wielkiej Trójki twórców amerykańskiej SF, jest zatem nieco metaforyczny, ale w odniesieniu do fabuły powieści ma sens.

O ile jednak metafora z Księżycem, za sprawą m.in. Twardowskiego oraz fantastyki naukowej kulturowo czytelna, dawała się nieźle zracjonalizować, o tyle w przypadku globu ziemskiego analogiczna formuła byłaby raczej niezrozumiała, więc i przeciwskuteczna. Człowiek, który sprzedał świat – nie brzmi dobrze i nie wiadomo, co miałoby to znaczyć. Człowiek, który sprzedał Ziemię – brzmi jeszcze gorzej, a w wersji mówionej wręcz myląco.

Charakterystyczne, że w przekładzie tekstu tego utworu Bowiego, zamieszczonym w portalu Tekstowo.pl, również wykorzystano niestandardowe znaczenie angielskiego czasownika to sell (sprzedać, sprzedawać). Tłumaczka Magda, o nicku aero4m, oddała tytułową frazę w słowach  „Człowiek, który okłamał świat", rezygnując z mocniejszych slangowych znaczeń w rodzaju: nabrał, zwiódł, oszukał, okantował  czy wręcz zdradził. Osobiście sądzę, że „Człowiek, który przechytrzył świat” jest formułą optymalną. Niepozbawioną elementu negatywności, ale dostatecznie kurtuazyjną, a co najważniejsze dobrze do Davida Bowiego – w pośpiechu piszącego słowa, żeby nagrać ten ostatni wokal – oraz do jego ówczesnej postawy pasującą.

 (25–27 sierpnia 2018)

Pierwodruk w dwumiesięczniku literackim Topos nr 6 (163) 2018

Zobacz galerię zdjęć:

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura