plastic surgeon plastic surgeon
325
BLOG

Wyrok medialny, nie sądowy (o molestowaniu i dyskryminacji na uczelni)

plastic surgeon plastic surgeon Społeczeństwo Obserwuj notkę 1
Nie cichną echa po skandalu na Uniwersytecie Warszawskim. Okazało się, że znany profesor molestował studentki. Pokrzywdzonych jest kilkanaście kobiet, profesor przestał pracować na UW, sprawę nagłośniła Gazeta Wyborcza. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że chodzi o osobę, która w świecie nauki jest znana i jeśli chodzi o językoznawstwo to autorytetem nie ustępuje profesorom Bralczykowi, czy Miodkowi. I co dalej?


No właśnie co dalej albo co było wcześniej? Na początku z pełną mocą zaznaczam, że nie bagatelizuję takich zarzutów Są to bardzo poważne oskarżenia i tym bardziej trzeba do nich podejść z ostrożnością. Zacznijmy od ustalenia faktów.

W sierpniu 2020 powstała komisja rektorska mająca przeciwdziałać dyskryminacji na UW. Do tej komisji złożona została skarga odnośnie zachowania profesora. Z czasem zaczęły ujawniać się kolejne kobiety, które miały być obiektem niewłaściwego zachowania wykładowcy. Sprawa trafiła do mediów, cała uczenia zawrzała, wszyscy są oburzeni. Moje źródła na UW podają, że rektor wysłał e-mail do każdego studenta, gdzie przeprasza i kaja się w imieniu całej uczelni. Są wykładowcy, którzy również przepraszają, informują o pomocy psychologa i zachęcają do ujawniania się kolejnych ofiar. W mediach społecznościowych powstają strony typu Stop przemocy seksualnej na UW. Według doniesień medialnych złożone zostało zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. To tyle jeśli chodzi o fakty procesowe, bo medialny wyrok już zapadł: zboczeniec, w najlepszym razie niewyżyty staruch.

Molestowanie, słowo – problem

Przyjrzymy się bliżej, o co konkretnie oskarżany jest, były już, pracownik UW. Studentki zarzucają niesławnemu naukowcowi między innymi, że wkładał ręce pod bluzkę, dotykał w niewłaściwy sposób, zwracał się niewłaściwie np. kotku, pisał, że są wyjątkowe i za nimi tęskni, przed jedną miał się onanizować.

O tym donoszą media. Nie wiem czy tak było, czy nie było. Warto jednak zastanowić się, co znaczy słowo molestowanie. Według słownika molestowanie to: nawiązywać z kimś kontakt o charakterze seksualnym wbrew jego woli; a co ustawa kodeks karny na to? I tu mamy ciekawostkę, bo KK nie zna słowa molestowanie. Prawo posługuje się terminami takimi jak zgwałcenie albo inna czynność seskualna czyli

(…)kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego (art. 197 § 1 kk)

 inna czynność seksualna, (…) Kto, przez nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia, doprowadza inną osobę do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności(…) art. 199 § 1 kk. I o te właśnie inne czynności się rozchodzi.

Chamski podryw, czy przemoc seksualna?

Jeszcze raz podkreślam, nie wiem, czy wskazany przez studentki profesor jest winien, czy nie. Pozostawiam to sądowi. Sądowi, nie mediom ani opinii publicznej. Należy przypomnieć przypadek amerykańskiego aktora. Kevin Spacey został rozjechany medialnym walcem. Śmiało można powiedzieć, że jego kariera nie tyle została zwichnięta, co wręcz przetrącona. Media nazwały to skazaniem na ostracyzm, co można przetłumaczyć jako całkowite wyeliminowanie z życia publicznego. Okazało się, że sąd ostatecznie uniewinnił aktora. Co ciekawe, gdy całe postepowanie było w fazie początkowej Spacey był w trakcie kręcenia kolejnego sezonu serialu House of Cards, z uwagi na ciążące zarzuty wytwórnia podziękowała aktorowi i nie bacząc na niemałe koszty zmieniła scenariusz, który w nowej wersji nie przewidywał udziału aktora. Finał tej historii okazał się niebywały, aktor pozostał uniewinniony z zarzutów, jednak musiał zapłacić 31 mln dol. (!) za złamanie kontraktu (poprzez opuszczenie planu) z wytwórnią. No comments.

Dlaczego o tym wspomniałem? Przyjrzyjmy się czynom, które zarzuca się pracownikowi UW. Onanizowanie się, dotykanie wbrew woli, czy wkładanie ręki tam gdzie nie należy wkładać, tak, to wszystko można zakwalifikować jako inne czynności seksualne. Jak jednak potraktować wiadomości SMS o treści jesteś wyjątkowa, tęsknię albo zwracanie się do kogoś per kotku albo kochanie? Tu oczywiście dochodzi kwestia etyki zawodowej. Czy osoba z tytułem profesorskim, piastująca stanowisko w Radzie Języka Polskiego może sobie pozwolić na takie wyrażenia względem swoich uczniów? Zapewne nie (przy założeniu, że takowych używała) to jednak kwestia etyki zawodowej, a nie przestępstwo.

A co, z tak zwanym, podrywem, czy flirtem? Jedno i drugie zgodnie z definicją słownika języka polskiego to zabiegi mające na celu pozyskanie względów osoby płci odmiennej. I tu dochodzimy do sedna problemu. Czym są owe zabiegi? Listem miłosnym, profilem na portalu randkowym, zaczepieniem na ulicy, czy jeszcze czymś innym? Jak odróżnić zaloty (mniej lub bardziej udane) od przemocy seksualnej? Granicę zdaje się wyznaczać zdrowy rozsądek, a co jeśli zdrowy rozsądek zastępowany jest polityczną poprawnością, która redefiniuje pewne pojęcia?

ZMP 2.0 czyli walka z dyskryminacją

image

W sprawie profesora nie dają mi spokoju dwie rzeczy. Pierwsza, to fakt, że mówimy o procederze, który swój początek miał trzydzieści lat temu (według mediów, jedno z doniesień dotyczy zdarzenia z tego okresu) a ostatnie zdarzenie miało miejsce dwa lata temu. To nieco zastanawiające. Jeszcze raz zachęcam do odsunięcia emocji i spojrzenia na chłodno. Jeśli naukowiec dopuścił się takich czynów i dana kobieta poczuła się skrzywdzona, to należało zgłosić to na policję. W przypadku dotykania sfer intymnych, czy wkładania ręki pod bluzkę, czy w spodnie zgłoszenie zaraz po fakcie dawało szansę na szereg czynności procesowych, jak choćby zabezpieczenie śladów biologicznych. A teraz, po dwóch albo po trzydziestu latach, to mamy słowo przeciwko słowu i media zastępują sąd. Wygląda to na polską odsłonę akcji #me too

Kolejna kwestia to sama komisja dotycząca dyskryminacji. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale po tym co przeczytałem na stronach UW, to komisja ta jest organem, którym można poszczuć każdego od studenta do wykładowcy. I co ciekawe komisja ta nawet nie kryje politpoprawnych zapędów, i tylko sobie wiadome grono decyduje co jest dyskryminacją, a co nią nie jest. Niestety Warszawa i znaczna część środowisk naukowego i kulturalnego temu nowemu politpoprawnemu totalitaryzmowi poddaje się co najmniej bezrefleksyjnie, a co za tym idzie zdroworozsądkowe myślenie zastępuje impuls stadny. Jak można przeczytać na stronach UW celem działania komisji jest:

przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na jakąkolwiek cechę prawnie chronioną oraz dbałość o przestrzeganie zasady równego traktowania na terenie uczelni.

Jakąkolwiek cechę chronioną. Nie mam jednoznacznie określone z czym walczymy, innymi słowy walczyć możemy z każdym. I mając media za sobą każdego można medialnie ukrzyżować. Nie jestem pasjonatem historii , ale jak dla mnie cała ta organizacja to odrodzony, wczesno-peerelowski ZMP, czuwający nad poprawnym myśleniem. Zachęcam do odwiedzenia strony rownowazni.pl. To taki medialny organ walczących z dyskryminacją na UW. Znajdują się tam przede wszystkim poradniki jak reagować, gdzie to zgłaszać i moje ulubione….korzyści z reagowania (czyli dlaczego donoszenie jest ważne i dobre). Dlaczego o tym pisze? Bo przypadek warszawskiego profesora pokazuje w którą stronę to idzie i jak łatwo w takiej nagonce o efekt śnieżnej kuli. Zaczynamy od obmacywania, następnie niewłaściwe odzywki, kolejne kobiety zarzucą pewnie niewłaściwe spojrzenia. A nad wszystkim czuwa antydyskryminacyjny aktyw.

Kwestie związane z krzywdą w sferze seksualnej są delikatne i wzbudzają emocje. Co więcej, raz skierowany zarzut tego typu przykleja się do człowieka i, niczym guma do życia, nie chce się odkleić, bez względu na stan faktyczny. A co jeśli ten zarzut jest nieprawdziwy?

Zróbmy taki eksperyment myślowy: facet poznaje kobietę, powiedzmy w klubie, jest czarujący, prawi komplementy i obiecuje dozgonną miłość. Jego zabiegi doprowadzają do upojnej nocy. Rano kobieta cieszy się, że znalazła księcia, jednak książę okazuje się opryszkiem i drwiąc z naiwności kobiety odchodzi. Rozżalona kobieta dochodzi do wniosku, że w sumie to nie miała ochoty na upojną noc i to co zaszło było wbrew jej woli. Idzie na policję i zgłasza akt przemocy seksualnej. Delikwent zostaje zatrzymany pod bardzo nieciekawym zarzutem…

Oczywiście to przykład przejaskrawiony i wręcz karykaturalny, ale każdy dorosły człowiek wie, że relacje międzyludzkie nie są algorytmem i mają wiele odcieni. Jeśli oskarżenie o przemoc seksualna będzie młotem na facetów, to kto wie, może strach przed kobietą będzie tak wielki, że uśmierci piękną tradycję podrywania i uwodzenia.

Na koniec pragnę podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze nie jestem oskarżony o żadne tego typu rzeczy i mój tekst jest inspirowany obawą przed pewnym, w mojej ocenie, chorym trendem, Po drugie ja nie wiem, czy językoznawca z UW dopuścił się tych czynów, czy nie. Wiem jedno, wyrok powinien wydać sąd, a nie przestrzeń internetowa.


SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo