Jadę bez rozkładu jazdy w przestrzeni zachwyceń.
Spławiam cienie na granicach chorego bezczucia.
Świecą nade mną, mrugając okiem, smutne księżyce.
Uciekam fali wyzwolonego z racji współczucia.
Jestem bezdomny na matce Ziemi, w losu pożodze.
Szukam się z miejscem, gdzie się spełniają wolne marzenia.
Uciekam myślom o zatraceniu po błędnej drodze.
Szukam wolności bezwarunkowej w pustce milczenia.
Świat zawirował w zranionej dumy cichym bezczynie.
Samotnej duszy los zagrał marsza wolnej miłości.
Ja odrzuciłem twoje wyznania tak bez przyczyny.
W pętach bezbronnej, wobec przemocy, dziecięcej złości.
I tylko dola porzuconego przez świat człowieka
porusza ludzi zakotwiczonych w czarnej rozpaczy.
Inni odchodzą pozostawiając ślad pod powieką.
Cichy, drgający niemym współczuciem w przestrzeni znaczeń.