Kiedy chwila wypełnia się woli zdziwieniem,
pozostaję samotny, zanurzony w takość.
Walcząc o krótki oddech z moiry przebudzeniem,
poszukuję zmiany kochającej jakość.
Szczęścia niespokojnego, wydartego trumnie,
wybranego z nicości czarnego humoru.
Szczęścia rozedrganego, które nic nie umie,
podbarwionego tęczą w rozpaczy kolorach.
Wybieram sobie chwile, jak ptak, który wraca
zza morza w śpiewnym kluczu z powrotem do domu.
Pozbawiona energii, spalona wspomnień raca,
o których nie potrafię powiedzieć nikomu.
Pozostaje mi miłość rozmodlona z łzami,
wydarta z głębi serca, potwornie zmęczona.
Pozostaje mi litość otulona snami,
zanurzona w bezkresie, jak w śmierci ramionach.
Komentarze