Wpadamy z deszczu pod rynnę,
kleimy się do języka plotki,
nieopierzone żółtodzioby,
plątające się na granicy znaczeń.
Ślad po nas widać z kosmosu,
bzdura do potęgi świeci zdziwieniem.
Czas się z nami nie pieści.
Mamy rozbić wrażenie.
A my, jak sieroty, szukamy ciepła.
Ludzkiego ciepła zawartego w słowach.
Podrzutki kultury, odrzuty procesu
produkcji odpowiedzialnych obywateli.
Nakładamy make up, ubieramy się modnie.
Wyglądamy, tylko mówić nam zakazano.