Rankiem dzień otworzył zamyślone oczy,
słońce złotym wozem wyrusza na łów,
a mnie melancholia ze zdziwienia toczy,
czy moja tożsamość odnowi się znów.
Bo świat się odmienił w zarazy godzinie,
zamykam się w domu niespiesznie jak żółw.
Czy ta izolacja uwolni przyczynę,
a ja doznam sama poznawczego chrztu?
Czy wejdę oczyszczona w ramy nowej jaźni,
kiedy inne trudności los rzuci pod nogi?
Czy, jak znoszona kurtka, ze sobą w przyjaźni,
będę się odbijać, bo świat będzie wrogi?
Jedną tylko miłość zatrzymam dla siebie,
pełną troskliwości do bliskich mi ludzi.
Będę śpiewać głosem cnych aniołów w niebie,
swoją wolę walki w głębi serca wzbudzę.