W preludium wiosny ptaki milkną
na krótką chwilę zamyślenia.
Wiatr na ten moment w liściach utknął,
w moczarach łosie śnią w zdumieniu.
Koncert owadów w dal się niesie
zaczarowany obcym brzmieniem.
Mała sarenka pląsa w lesie
tkając krokami czar istnienia.
A ja wyruszę na skraj świata,
samotny pielgrzym mokrych świtów.
Los w grze o życie da mi mata,
o moją wolę nie zapyta.
Dojdę do kresu znanych ścieżek,
z ramion opadnie mi zmęczenie.
Nazbieram malin, podam świeże
i zniknę cicho w przemilczeniach.