wyrwałem dziś miłość z niebytu
jak nieopierzone pisklę
zamknąłem ją w ramy świtu
w białą mgłę jak poczwarka spowitym
wyrwałem siłę z niemocy
ranną sarnę spłoszoną w ustroni
znikąd ciągle czekałem pomocy
pozostało mi słowo w obronie
wyostrzyłem dowcip jak strzałę
ciosem w umysł zabiłem zdumienie
tylko śmiechu twojego się bałem
on spowijał miłość zapomnieniem
rozebrałem prawdę ze złudzeń
naga stała oparta o ciszę
doczekałem się woli marudzeń
które w bezmilczeniu wciąż słyszę
pozostaliśmy sami w tej matni
wolni w uczuć upojnej godzinie
pozostaliśmy sobie ostatni
czekając aż gorycz przeminie
Komentarze