Jesteśmy snem Absolutu. Taki sen miał pan Zefirek. Snem, który porusza materią, uwalnia esencję życia. Na granicach przetrwania sen zaczął się kruszyć, pan Zefirek obudził się z zaśnieżonym ekranem świadomości. Po śnie pozostał mu niesmak. Życie jest potencjałem, który ujawnia się w ciągłym rozwoju. Definicja pana Zefirka fenomenu życia zakładała rozwój, nie rozpad, a rozwój, osiąganie coraz to nowych stadiów rozwojowych. Było to wbrew obiegowym opiniom, które życie uzależniały od zdolności dawania nowego życia. Jeśli ktoś jest nieśmiertelny, nie musi prokreować. Nawet byłoby to niewskazane, bo takim istotom groziło przegęszczenie. Nieśmiertelni się nie rozmnażali.
Pan Zefirek na ten moment nie miał dowodów na potwierdzenie swojej teorii dotyczącej życia. Dowody to była kropka nad i, do której się nie spieszył. Wystarczało mu snucie rozważań na pograniczu fikcji. Pan Zefirek sformułował teorię granic poznania. Jak się przekracza granice codzienności musi się natrafić na coś wartościowego, bo zjawiska są jednym ze sposobów istnienia w świecie, więc są powszechne. Zjawiska codzienności były już dobrze rozpoznane, pozostawały do zbadania zjawiska niecodzienne, a te wymagały przekraczania mentalnych granic. Świat jest w ciągłej zmianie, rozwój jest permanentny. Myśl potrafi błądzić, w tym pan Zefirek widział potencjał - w błądzeniu.
Panna Wiola zaskakiwała pana Zefirka. Uważała błądzenie za metodę, tak zwaną ślepą próbę, która pozwalała bez oczekiwań na sukces dokonywać nowych odkryć. Kluczem był brak oczekiwań. Oczekiwania były ubrane w formę, do której nowe odkrycie rzadko pasowało i było odrzucane. Brak formy pozwalał postać odkrycia formułować od podstaw w pamięci roboczej. Zaskoczenie wywołało u pana Zefirka czkawkę, natrętną czkawkę, po której odbijało się obiadem. Pan Zefirek na obiad jadł grzyby i przez czkawkę grzyby chciały uwolnić się od pana Zefirka - nie był godnym towarzystwem - wątpił. Prawdziwki miały ambicje należenia do elity, a pan Zefirek był tylko niespełnionym filozofem. Chodził w dziurawych butach, w niemodnych spodniach na kant. Grzyby były zdegustowane w realu i w przenośni. To było za dużo. Panu Zefirkowi cofnęło się i obiad wylądował w koszu na śmieci. Czy to było bardziej szanowane miejsce? Wątpiłbym. Grzyby były tylko pozornie wolne. Ich przeznaczenie było zdeterminowane. Ostatecznie miały wylądować na wysypisku śmieci w różnorodnym, nieszlachetnym towarzystwie. Pan Zefirek z mściwą aprobatą popatrzył na kosz - był wolny z potencjałem, reszta była bez znaczenia.