Rankiem wataha wróbli otoczyła podwórko,
kury się zezłościły, wiec zwołały pod chmurką.
Narada trwała godzinę, decyzje były trudne,
zgoda odeszła z wiatrem, zostały kury marudne.
Wszystkim chodziło o władzę, o przestrzeń wolnej woli.
Wróble walczyły o miedzę w tańcu złośliwej swawoli.
Kury pragnęły jedynie mieć dla siebie podwórko,
udały się do sądu, wróble miały pod górkę.
Obrońcą wróbli gęś była - na całym ciele siwa,
chciała przekonać sędziego, że kury są niegodziwe.
Że się kokoszą, panoszą, każdemu przyprawiają łatki,
że plotki wokół roznoszą, wsadzają niewinnych za kratki.
Sędzia, indor czerwony, wysłuchał obie strony,
wydał wyrok salomonowy, odesłał skłóconych do krowy.
Krowa była na diecie, nie ufa się wtedy kobiecie,
zła na cały inwentarz, kopnęła kopytem w kalendarz.
Odesłała wszystkich w trzy diabły, aby emocje opadły,
słaba płeć w postaci kaczek ogłosiła erę wypaczeń.
Kogut się uniósł honorem - kury na głowę są chore.
Tak bywa, gdy duma kurza, rządzi w granicach podwórza.
Wróble zaświergotały, oddały głos kotom małym,
bo kotki są bardzo miłe, nie wchodzą w spory zawiłe.
Pies sprawę rozsądził w końcu, kury królują na słońcu.
a w cieniu rządzą wróble, skończyły się spory brudne.