srebrna mgła na zamroczu
umyka spod drzwi
mokra mgła z szarych oczu
ścieka jak łzy
kwiat konwalii się ściele
po leśnym runie
sarna jak młode ciele
nic nie rozumie
polny narcyz unosi
głowę wysoko
los o szansę znów prosi
wierny obłokom
ona czeka na miłość
co serce wspiera
strąca zazdrość bezsiłą
spoza czasu - wybiera