noc przepłynęła
chłodnym rankiem
budzi się wiara w niespełnione
kropla rozpada się w podzięce
na milion kropel zamyślonych
cień co się skrada zawsze z tyłu
dziś się zapomniał w środku lata
podpiął się lekko pod motyla
nie mam już brata
chwytam milczenie pełne uczuć
grymasem w twarzy utrwalonym
nie wiem co dzisiaj się wydarzy
u mojej żony
ranek przepłynął w oka mgnieniu
zbieram marzenia pogubione
słyszę westchnienia jak przechodzą
cichcem na drugą życia stronę
świat spod podszewki trzyma gardę
urzeka pięknem nieistnienia
ja przeciw ludziom mam pogardę
za niespełnienia
żona zrobiła kawę w szklance
burzy się uczuć niepogoda
bo chciałem kawę w filiżance
a drugiej żona mi nie poda
wena uciekła
stygnie kawa
żona wychodzi dzisiaj z siebie
wierzę bezradnie nie ma piekła
w drodze do nieba
dzień mi upłynął na klikaniu
szum informacji zrobił swoje
wiersz się opiera wychowaniu
a dusza moja naga stoi
pointa poddaje się złudzeniom
zakończyć mocno bardzo pragnę
wychodzę z siebie nie mam cienia
Abram miast chłopca zabił jagnię