kiedy cisza zagląda w bezmiar istnienia
przeznaczenie przestaje dywan tkać
w poplątane ludzkie losy
wplata się niedojrzałe nieszczęście
rozkwitające rosą łez
w chwilach opuszczonych przez uśmiech losu
wszystko spowija mgła bezkresnej potrzeby
zaufanie paruje w gorączce samostanowienia
wybaczam ludzki błąd
na skrzyżowaniu miłości z nienawiścią
które wydają się być wolne od przymusu
tylko tańczą w rytm odrzuconych zdarzeń
stwarzam rzeczywistość zapomnianą
zakręconą w warkocz milczenia
dzień gładzi moje dłonie czułym ciepłem poranka
który rozkwita zazdrosny o uwagę
jak wyczekana miłość rozjaśnia się świt
tylko trzeba pozwolić jej ... pozwolić