Pressje Pressje
263
BLOG

Wejście Iranu do „klubu atomowego” to tylko kwestia czasu

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 1

Przy całej złożoności i wieloaspektowości napięć wokół irańskiego programu nuklearnego jedno wydaje się w tej chwili być pewne: Iran w ciągu najbliższych kilku lat dołączy do grona państw posiadających technologię zdolną do produkcji broni atomowej. Nie oznacza to jednak automatycznej interwencji militarnej społeczności międzynarodowej.

„Za” i „przeciw” interwencji zbrojnej

Spośród wielu pytań stawianych w debacie toczonej wokół irańskiego programu atomowego, na pierwszy plan wysuwają się dwa najważniejsze: po pierwsze, kiedy Iran uzyska zdolność produkcji broni atomowej, oraz czy - a jeśli tak, to kiedy - Stany Zjednoczone lub Izrael zdecydują się na siłowe rozwiązanie „kwestii irańskiej”. I o ile w pierwszym przypadku wedle ostatnich doniesień „The New York Times” powołujących się na informację brytyjskiego wywiadu, nie stanie się to później niż za dwa lata, o tyle w kwestii ewentualnego ataku prewencyjnego zdania są dużo bardziej podzielone. Wedle tzw. „The Iran War Dial”, comiesięcznej prognozy przeprowadzanej przez magazyn „The Atlantic” na podstawie opinii 24 wyselekcjonowanych ekspertów, prawdopodobieństwo, iż konflikt z Iranem wybuchnie w ciągu następnego roku wynosi 36 proc. (dane za czerwiec, w marcu wskaźnik wynosił 48 proc.).

W obecnie toczącej się debacie z jednej strony część ekspertów (np. Matthew Kroenig w styczniowo-lutowym numerze „Foreign Affairs”, eksperci Cato Institute) podkreśla, że sankcje ekonomiczne nałożone na Iran przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską są niewystarczające. Przeciągające się zabiegi dyplomatyczne i negocjacje są z kolei nieskuteczne i jednym możliwym rozwiązaniem jest prewencyjny atak z powietrza, który zniszczyłby irańskie ośrodki jądrowe. Ich zdaniem jest to podyktowane kilkom czynnikami. Po pierwsze, państwa regionu, bojąc się o własne bezpieczeństwo, zaczną prace nad własnymi programami atomowymi w celu zrównoważenia groźby ze strony Iranu, co może doprowadzić do wyścigu zbrojeń na Bliskim Wschodzie. Po drugie, rząd w Teheranie mając możliwość tylko samej groźby użycia bomy atomowej mógłby skutecznie zagrozić amerykańskim inicjatywom politycznym i wojskowym w regionie. Po trzecie, brak działania i pozwolenie władzom irańskim na dalsze prace zaostrzyłoby obecnie napięte relacje na linii Izrael-Iran. Wówczas nawet najmniejszy zatarg mógłby eskalować i wymknąć się spod kontroli. W końcu po czwarte, obawa przed udostępnieniem broni atomowej międzynarodowym siatkom terrorystycznym. Inaczej rzecz ujmując, całą argumentację na rzecz ataku na Iran można sprowadzić do ogólnego wniosku, iż „lekarstwo nie może być gorsze niż sama choroba”, tzn. skutki ataku na Iran nie mogą być gorsze niż sytuacja w której rząd w Teheranie wejdzie w posiadanie broni atomowej.

Z drugiej strony zwraca się uwagę, iż agresywna polityka może doprowadzić do kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie. Nawet jeśli państwa arabskie skrycie popierałyby interwencję USA, to, podobnie jak to było w przypadku Iraku, atak mógłby przysporzyć Iranowi rzesze sympatyków wśród islamskich ekstremistów, którzy potraktowaliby Teheran jako ofiarę. W ramach odwetu utrzymaliby jego status jako lidera anty-zachodniego ruchu, albo przynajmniej wzmocnili przekonanie władz w Teheranie o potrzebie posiadania bomby atomowej. Co więcej, podkreśla się, iż założenie o krótkiej wojnie z ograniczonymi celami jest wadliwe. Atak z powietrza nie zniszczy bowiem w całości irańskich kompleksów atomowych ukrytych pod ziemią. W przeciwieństwie do syryjskiego i irackiego programu atomowego Iran jest pod tym względem bardziej zaawansowany technologicznie, a ośrodki bardziej rozproszone. Oznacza to, że nawet po uderzeniu możnaby łatwo zrekonstruować cały program. Konflikt prawdopodobnie nie będzie miał również ograniczonego charakteru. W odpowiedzi na artykuł Kroeniga Colin H. Kahn argumentuje, że obraz czystego, wzorcowego konfliktu jest mirażem, choć ostatecznie nie ma wątpliwości, że Waszyngton wygrałby w wąskim operacyjnym sensie. Wojna z Iranem będzie prawdopodobnie niezwykle brutalna, ze znaczącą liczbą ofiar i konsekwencji. Wszelka próba rozwiązania  siłowego spowoduje, iż Teheran stanowczo zareaguje nawet w przypadku chirurgicznego nalotu na jego ośrodki atomowe.

Kolejną wątpliwość budzi realność zagrożenia USA przez Iran. Mimo agresywnej retoryki stosowanej przez prezydenta Ahmadinedżada i jego wojskowych, przewaga militarna USA i Izraela jest niepodważalna, nawet w przypadku posiadania przez Iran broni atomowej (zob. tzw. second-strike capability). Również wspomniany Kenneth Waltz przekonuje, iż w pierwszej kolejności należy uznać Iran za racjonalnego aktora stosunków międzynarodowych, a to oznacza, iż pozyskanie przez Iran broni atomowej spowoduje ustabilizowanie się sytuacji na Bliskim Wschodzie i załagodzenie napięć na linii Izrael-Iran. Podobnie jak to ma miejsce w przypadku Indii i Pakistanu, zadziała mechanizm wzajemnego odstraszania się, który jak pokazuje historia, jeszcze nigdy nie doprowadził do wybuchu wojny na pełną skalę pomiędzy dwom państwami posiadającymi arsenały jądrowe. Tym samym większa równowaga atomowa oznaczać będzie większą stabilność (zdanie do pewnego stopnia podzielane również przez Johna Mearsheimera).

Możliwe scenariusze

Na łamach lipcowo-sierpniowego numeru „Foreign Affairs” Kenneth N. Waltz przedstawił trzy możliwe scenariusze rozwiązania „kwestii irańskiej”. Wedle pierwszego z nich Iran pod wpływem sankcji gospodarczych wprowadzonych przez USA i UE ustąpi od rozwijania swojego programu atomowego. Według drugiego Iran, podobnie jak np. Japonia, nie wszedłby w posiadanie broni atomowej sensu stricte, niemniej miałby zdolność i możliwości jej produkcji w krótkim okresie, tak aby w razie zagrożenia być zdolnym do jej produkcji. Trzeci scenariusz zakłada, że rząd w Teheranie, nie zwracając uwagi na stanowisko USA, UE oraz Izraela, kontynuować będzie prace na programem atomowym uzyskując w pewnym momencie zdolność do produkcji broni atomowej.

Realizacja pierwszego scenariusza jest mało prawdopodobna, nie tylko – jak twierdzi Waltz – ze względu na bezsilność USA i UE wobec np. Korei Północnej. Skoro od wielu lat nie udaje się wymusić na Phenianie zaprzestania prac nad programem atomowym, tym trudniej będzie osiągnąć skutek w przypadku Teheranu. W rzeczywistości bowiem ów scenariusz wymagałaby spełnienia dwóch podstawowych warunków: po pierwsze, sankcje gospodarcze nakładane na Iran musiałyby rzeczywiście negatywnie wpłynąć na stan irańskiej gospodarki. Obecnie trudno jednoznacznie ocenić jakie odniosły efekt, gdyż zarówno Rosja i Chiny w dalszym ciągu utrzymują stosunki gospodarcze z Iranem. Po drugie zaś, skutki sankcji muszą przełożyć się także na decyzje polityczne. Nie można przy tym wykluczyć sytuacji w której Iran w wyniku skuteczności nałożonych nań sankcji w jeszcze większym stopniu poczułby się zagrożony i dążyłby do przyśpieszenia prac nad swoim programem atomowym.

Drugi scenariusz byłby, wedle Waltza, rozwiązaniem optymalnym, niemniej, podobnie jak w pierwszy przypadku, tak i tu prawdopodobieństwo zaistnienia takiego scenariusza jest niewielkie (kolejne zakończone niepowodzeniem rundy negocjacji). Wynika to bowiem z faktu, iż obie strony konfliktu stoją na skrajnych i odległych od siebie stanowiskach. Amerykanie i Izraelczycy żądają całkowitego zakończenia prac nad programem atomowym, a władze w Teheranie nie zamierzają rezygnować z priorytetowego dla siebie programu.

Trzeci scenariusz byłby zdaniem Waltza akceptowalnym rozwiązaniem, które, analizując wcześniejsze przypadki Indii i Pakistanu, mogłoby stabilizująco wpłynąć na poziom bezpieczeństwa w regionie Bliskiego Wschodu. Jak pisze, obecne napięcia są najlepiej widoczne nie jako wczesne stadium relatywnie krótkiego kryzysu związanego z irańskim programem atomowym, ale jako finalny etap trwającego od dekad kryzysu atomowego na Bliskim Wschodzie, który zakończy się dopiero wtedy, kiedy przywrócona zostanie równowaga jądrowa. Ponieważ zagrożeniem bezpieczeństwa w regionie jest w pierwszej kolejności izraelski monopol na atom, sytuacja ulegnie poprawie w momencie w którym Iran, poprzez własny program atomowy doprowadzi do stanu równowagi, w której działać będzie mechanizm wzajemnego odstraszania się.

Artykuł Waltza koncentruje się głównie wokół odpowiedzi na pytanie dlaczego Iran powinien mieć bombę (tytuł Why Iran should get the bomb), natomiast niemal całkowicie pomija jeszcze jedną, budzącą obecnie najwięcej kontrowersji i sporów, możliwość – prewencyjny atak z powietrza na irańskie ośrodki atomowe, który miałby zakończyć irański program atomowy.

Wojny nie będzie

Prezentowany przez Waltza scenariusz, w którym Iran wchodzi w posiadanie broni atomowej jest w tym momencie najbardziej prawdopodobnym ze wszystkich trzech możliwości. Nie tylko bowiem dwa pozostałe scenariusze są mało realne, ale również atak prewencyjny na Iran wydaje się być mało prawdopodobny. Oczywiście, w tak dynamicznej sytuacji w każdej chwili może nastąpić niespodziewane wydarzenie, w wyniku którego sytuacja ulegnie nagłej i gwałtownej zmianie. Niemniej jednak wiele czynników przemawia za tym, aby zakładać, iż sankcje gospodarcze nie spełnią pokładanych w nich nadziei, a państwa zachodnie nie będą w stanie zapobiec irańskim pracom za pomocą rozwiązań militarnych. Gdyby faktycznie miało dojść do ataku prewencyjnego, to decyzja o jego rozpoczęciu powinna zostać podjęta w ciągu najbliższych kilku, kilkunastu tygodni. Im później miałby on nastąpić, tym Iran miałby więcej czasu na doprowadzenie swojego programu atomowego do momentu, w którym mając wystarczającą wiedzę, mógłby w każdej chwili rozpocząć cały proces od nowa. Dlatego obecnie najistotniejszą kwestią nie jest postęp rozwoju obiektów atomowych, ale stan irańskiego know-how, a to oznacza, iż potencjalny atak musi nastąpić jak najszybciej. To z kolei sprawia, iż na dzień dzisiejszy ewentualna wojna prewencyjna jest nie tylko mało prawdopodobna, ale wręcz nierealna.

Pierwszym argumentem przemawiającym za zachowaniem status quo jest trwający obecnie konflikt w Syrii. Jego skala, natężenie i liczba ofiar śmiertelnych, jak również uwaga ogólnoświatowych mediów powodują, iż problem irańskiego programu nuklearnego przesunięty został na drugi plan. W rezultacie gdyby miało dojść do jakiejkolwiek interwencji zbrojnej, w ramach np. akcji humanitarnej, to w pierwszej kolejności celem byłaby Syria, nie Iran – trudno sobie wyobrazić wojnę na dwa fronty: syryjski i irański. Ponieważ jednak Syria ma o wiele mniejsze znaczenie strategicznie i gospodarcze niż Iran, dotychczasowy brak działań ze strony Stanów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej, wynikający tyleż ze stanowiska Rosji i Chin, co z własnej bezsilności, wskazuje, iż ewentualny konflikt zbrojny z Iranem jest tym mniej prawdopodobny. Należy podkreślić, że jest on o wiele lepiej uzbrojonym i przygotowanym do wojny państwem niż Syria. Dotychczasowa bierność jest również wyraźnym sygnałem dla władz w Teheranie, iż ich działania poza groźbami i ostrą retoryką najprawdopodobniej nie spotkają się ze znaczącą odpowiedzią.

Drugim czynnikiem przemawiający za niskim prawdopodobieństwem wojny z Iranem jest stanowisko Stanów Zjednoczonych, które do tej pory nie tylko wycofały się z Iraku, są w trakcie procesu wycofywania swoich żołnierzy z Afganistanu. Co więcej, z początkiem tego roku zapowiedziały skręt w kierunku Azji i Pacyfiku, dzięki któremu będą mogły skutecznie rywalizować z Chinami. Również dotychczasowe wstrzemięźliwe podejście do arabskiej „Wiosny Ludów”, w tym niewielkie zaangażowanie się w konflikt w Libii wskazują, iż rejon Bliskiego Wschodu nie jest sprawą priorytetową dla Waszyngtonu. W porównaniu do prezydentury Georga W. Busha, Barack Obama ani razu nie odbył podróży do Izraela, natomiast Hilary Clinton odwiedziła go raz.

Prognozując ewentualny konflikt militarny z Iranem należy wziąć pod uwagę, iż polityka amerykańska skoncentrowana była głównie na sprawach wewnętrznych. Tu z kolei zachodzą bardzo ważne dla przyszłości Ameryki i kierunku jej polityki zagranicznej procesy:

1.               Przede wszystkim wiele wskazuje na to (np. ostatnie sondaże na zlecenie „The Washington post” i ABC), iż w wyborach prezydenckich ponownie wygra Barack Obama. Dotychczasowe stanowisko obecnego prezydenta w kwestii irańskiego programu atomowego pozwala zakładać, iż poza publicznymi groźbami, nie będzie on dążył do jakiegokolwiek siłowego rozwiązania. Nie należy oczekiwać, że większa elastyczność działań wynikająca z faktu sprawowania drugiej i zarazem ostatniej kadencji przez Obamę będzie oznaczać tak znaczące przewartościowanie obecnej polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych jakim jest militarna interwencja w Iranie.

2.               Jeśli wierzyć sondażom Instytutu Gallupa przeprowadzonym w lutym tego roku, blisko jedna trzecia Amerykanów (32 proc.) uważa, iż spośród wszystkich państw największe niebezpieczeństwo dla Stanów Zjednoczonych stanowi Iran. Niemniej jednak, jak wynika z raportu Council on Foreign Affairs pt. „Public Opinion on Global Issues”, zdecydowana większość Amerykanów sprzeciwia się siłowemu rozwiązaniu, opowiadając się za sankcjami gospodarczymi i rozwiązaniami dyplomatycznymi. Doświadczenie misji w Afganistanie i Iraku powoduje, iż Amerykanie nie chcą, w dobie kryzysu gospodarczego, angażować się w kolejny konflikt na skalę międzynarodową. Zwłaszcza jeśli istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że atak prewencyjny mógłby przerodzić się w długotrwały i wyniszczający konflikt o skali trudnej do przewidzenia.

3.               Kolejnym czynnikiem jest tzw. okres przejścia (ang. transition) w armii amerykańskiej, wynikający z ubiegłorocznych postanowień Budget Control Act –  porozumienia pomiędzy Białym Domem a Kongresem na mocy którego armia amerykańska ma do 2021 r. zredukować swoje wydatki o blisko 900 miliardów dolarów. Obecnie Pentagon wprowadza w życie cięcia na blisko 400 miliardów dolarów, w wyniku których nastąpi równoważenie trzech zmiennych: ogólnej wielkości sił zbrojnych, sprzętu i szkolenia oraz gotowości bojowej. Niemniej istotnym problemem pozostają cięcia w budżecie na kolejne 500 miliardów, które w ramach tzw. mechanizmu „sekwestracji” mają wejść w życie z początkiem 2013 roku, a które zdaniem przedstawicieli Pentagonu i części ekspertów mogą doprowadzić do znaczącego obniżenia liczby amerykańskich żołnierzy, jakości ich szkolenia i gotowości bojowej, oraz negatywie wpłynąć na procesy modernizacyjne, w tym zakup nowego uzbrojenia i sprzętu. Trudno sobie zatem wyobrazić, jak mógłby wyglądać jakikolwiek długotrwały konflikt z Iranem w momencie tak znaczących zmian w armii.

4.               Ostatnim czynnikiem jest widmo tzw. „Taxmagedonu” – terminu użytego przez autorów „The Washington Post” na określenie znaczących podwyżek podatków, które wedle przewidywań wyniosą około 500 miliardów dolarów, wchodząc w życie z dniem 1 stycznia 2013 roku. Wraz z końcem roku kończą się, wprowadzone jeszcze za czasów pierwszej kadencji George’a W. Busha, ulgi podatkowe, co przy dotychczasowym braku nowych rozwiązań podatkowych oznacza, iż nikt dokładnie nie wie jakie będą stawki podatkowe w przyszłym roku. Zdaniem części ekspertów mimo, iż przyniesie to spore przychody do budżetu, to jednak może również odbić się negatywnie na przychodach większości Amerykanów i wpłynąć na spowolnienie wzrostu gospodarczego USA, a tym samym spowodować powrót recesji gospodarczej.

Trzecim czynnikiem jest stanowisko Izraela.  Prawdopodobnie nie zdecyduje się on na samodzielny atak na Iran, przynajmniej do momentu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich w USA. Zdaniem Elliota Abramsa, eksperta Council of Foreign Relations ds. bliskowschodnich Izraelczycy, nie wierząc w skuteczność działań zarówno Stanów Zjednoczonych, Rady Bezpieczeństwa ONZ, jak i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, z obawy przed ewentualnym kontratakiem i konsekwencjami ze strony Iranu, odwlekają w czasie ewentualny atak. Sytuacji nie poprawia również rozłam polityczny, w wyniku którego centrowa partia Kadima wyszła z rządzącej koalicji, co może w znaczący sposób przyśpieszyć wybory parlamentarne. Możliwe, że zamiast na jesieni br. odbędą się one już na przełomie stycznia i lutego.

Stanowisko Rosji w momencie rozpoczęcia ataku prewencyjnego na irańskie ośrodki atomowe jest łatwe do przewidzenia. Niezależnie bowiem od polityki Kremla względem Teheranu, będzie ono odzwierciedlać dotychczasową politykę popierania antyzachodnich reżimów – w dużym stopniu zostało to już potwierdzone w ramach głosowań Rady Bezpieczeństwa ONZ przy okazji sytuacji w Syrii. Trudno również oczekiwać, iż przy napiętych wzajemnych stosunkach (będących konsekwencją z jednej strony wzrastającego rosyjskiego antyamerykanizmu o którym donosiły prawicowe media w USA, z drugiej zaś forsowaniu zagrażającego rosyjskim interesom nowego prawa tzw. Sergei Magnitsky Law and Accountability Act), strona rosyjska pozwoli na kolejną, po Afganistanie, Iraku i Libii, interwencję zbrojną w regionie Bliskiego Wschodu. W rezultacie stanowisko Rosji i jej ewentualna pomoc dla zaatakowanego Iranu jest czwartą przesłanką przestrzegającą przed atakiem prewencyjnym.

Gdyby miało dojść do wojny z Iranem, to Unia Europejska nie odegrałaby w niej jakiejkolwiek istotnej roli, jeśli w ogóle jej polityczni liderzy zdecydowaliby się na partycypację. Pogrążona w kryzysie gospodarczym i wewnętrznie podzielona, Unia Europejska straciła politycznie na znaczeniu, czego dowodem był ostatni, odbywający się w Meksyku szczyt państw G20. Podczas niego Europa musiała prosić o pomoc finansową i zapewniać pozostałe kraje, że mimo chwilowych problemów jest na drodze do wyjścia kryzysu. Również konflikt w Libii pokazał, że UE militarnie nie była w stanie poradzić sobie z krajem sąsiedzkim o niewielkim potencjale wojskowym. Dopiero pomoc ze strony USA spowodowała zakończenie kryzysu. Wszystko to sprawia, iż UE nie jest w stanie zaangażować w wojnę przeciwko Iranowi ani pod względem finansowym, militarnym i politycznym. Tym samym jeśli USA zdecydują się na wojnę z Iranem to odbędzie się ona bez udziału UE. Osobnym tematem jest możliwość wojny pod auspicjami NATO, niemniej i tu prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest niewielkie.

Wnioski

Najlepszym podsumowaniem sytuacji wokół Iranu jest opinia Anthony’ego H. Cordesman z Center For Strategic & International Studies, który napisał iż żadne rozwiązanie nie jest dobre: jedyny wybór to ten pomiędzy prewencyjnym atakiem, którego konsekwencję są niemożliwe do przewidzenia, albo doktryną powstrzymywania, co łatwo może okazać się regionalnym wyścigiem zbrojeń nuklearnych. Dodaje on, iż obecnie jedynym wyjściem jest opcja „wyczekiwania”. Nie dlatego, że jest ona najlepsza, ale dlatego, że jest najmniej zła ze wszystkich opcji. Problem w tym, że na to liczą władze w Teheranie, dlatego Iran z dużym prawdopodobieństwem niedługo wejdzie do grona „atomowego klubu”.

 

 Sebastian Górka, Starszy Analityk w Zespołe Ekspertów Klubu Jagiellońskiego

analiza ukazała się na stronie eksperci.kj.org.pl

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka