Róża Lewanowicz (zdj.oficjalne)
Róża Lewanowicz (zdj.oficjalne)
prowincjałka prowincjałka
1963
BLOG

WYWIAD: „Nic nie jest proste w moim życiu”.Męskie fantazje, kobiece pisanie, kilka prostyc

prowincjałka prowincjałka Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 86


01 . Czym męskie fantazje różnią się od fantazji kobiecych? - pytam Różę Lewanowicz, wielostronnie utalentowaną autorkę kilku książek, blogerkę salon24.pl, kiedyś bardzo aktywną pod pseudonimem Zasznurowana.

Róża Lewanowicz: "Męskie fantazje" mogą kojarzyć się tylko z jednym... Ale po latach pracy w silnie zmaskulinizowanych środowiskach - armia, technologie wojskowe, IT - wiem, że mężczyźni w swoich fantazjach werbalizowanych na głos są mocno skupieni na własnych, indywidualnych potrzebach: dobra pensja, samochody, możliwość realizacji w ulubionych zajęciach, np. sporcie. Natomiast w fantazjach nie do końca wyrażonych świadomie chcą czuć, że to, co robią, ma znaczenie, że są ważni, silni, zapewniają opiekę słabszym.

Z kobietami jest odwrotnie. W pierwszym odruchu myślimy o innych: mężach, dzieciach, rodzicach, gdy tymczasem nieuświadomione zawsze fantazje dotyczą czegoś zgoła innego: chcemy realizować własne pasje, a jednocześnie czuć, że jesteśmy zaopiekowane.


02. A jak to wygląda w aspekcie ulubionych gatunków literackich?

Róża Lewanowicz: W skrócie - faceci nie lubią nadmiernej ckliwości i rozdrabniania się z emocjami. Jak to ujęła moja koleżanka: "Jeśli chcę, by mój mąż się odczepił, grożę, że zaczniemy rozmawiać o uczuciach". Ważniejsze jest działanie niż gadanie, zwłaszcza takie, którego się nie rozumie, bo się nie ma w sobie do tego narzędzi. Kobietom zależy na tym, by literatura wzbudzała jakieś emocje, by poruszała wewnętrzne struny, czasem do przesady, bo na co dzień zajęte są bolesną przyziemnością.


03. Dlaczego to przede wszystkim kobiety były zapalonymi czytelniczkami Twojej debiutanckiej trylogii sensacyjnej, chociaż przecież dzieje się ona głównie w środowisku wojskowym?

Róża Lewanowicz: "Porwana" podobała się także wielu mężczyznom, ale faktem jest, że poruszyła więcej kobiet. Uważam, że stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, pomimo szybko dziejącej się akcji, trylogia była bardzo emocjonalna, analizująca dogłębnie ludzkie problemy, np. w małżeństwie. Akcja stanowiła niejako tło do tego, o czym kobiety lubią czytać w romansach czy powieściach psychologicznych. Po drugie, cała opowieść stanowiła odwołanie do tych głęboko skrywanych kobiecych pragnień o byciu niezależną i zdolną do robienia "męskich" rzeczy, a jednocześnie byciu zaopiekowaną. Nastąpiło odwrócenie ról, które nie wszystkim mężczyznom mogło przypaść do gustu.


04. Co w Twojej ostatnio opublikowanej powieści typu fantasy sprawia, że tym razem zapala ona przede wszystkim zainteresowanie mężczyzn?

Róża Lewanowicz: "Drugie Drzewo" to powrót do tradycyjnego, a nawet pierwotnego, podziału ról, gdzie mężczyźni noszą spodnie (i broń), troszczą się o społeczność, bronią jej, zapewniają byt. W książce tej mniej jest analizy psychologicznej poszczególnych jednostek, a więcej jest skupienia na społecznych relacjach. Zauważyłam też, że kobiety odebrały treść bardziej dosłownie, co może nie być przyjemne, biorąc pod uwagę tematykę, zaś mężczyźni dostrzegli w niej intencjonalnie zawarty dowcip i ironię.


05. Jak byś zdefiniowała literaturę apokaliptyczną, do której zaliczasz  swoje „Drugie drzewo”?

Róża Lewanowicz: Ciekawe jest to, że ja w ogóle nie zaliczałam tej książki do gatunku "postapo", dopiero jeden z kolegów tak ją określił. Potrzebowałam tła do opisania historii samotnego człowieka, opuszczonego przez rodzinę i społeczeństwo. Świat po globalnej epidemii wydawał się być idealną scenerią dla kogoś takiego, scenerią, w której ta osoba odnajduje się lepiej niż inni, skoro rodzina i społeczeństwo rozpadły się na dobre.


06. Jeden z moich znajomych na początku ogłoszenia wiosną pandemii oraz pierwszych obostrzeń z nią związanych sięgnął ponownie po „Dżumę” Camusa. Czym tłumaczyłabyś to nagłe przypomnienie sobie o tej właśnie powieści?

Róża Lewanowicz: Na początku życia w Warszawie pracowałam przez parę miesięcy w kamienicy, którą Prus opisał w "Lalce". Był to adres sklepu Wokulskiego. To sprawiło, że czytałam tę powieść z wypiekami na twarzy. Tak samo było, gdy odwiedziłam Łódź i po prostu czułam, że muszę sięgnąć po "Ziemię Obiecaną", którą omijałam przez lata szerokim łukiem. Wydaje się więc, że szukamy w powieściach emocji, jakie towarzyszą nam w danej chwili, czegoś, z czym możemy się identyfikować, żeby poradzić sobie z tymi emocjami i myślami. Pisarz szuka ich w pisaniu, czytelnik w czytaniu.


07. Czy poza swoją apokaliptyczną powieścią znasz inne, które mogłyby stać się lekturą (być może nawet rodzajem instrukcji) na taki trudny czas jak obecny?

Róża Lewanowicz: Osobiście, jako czytelnik, nie lubiłam nigdy tego gatunku literackiego i gdyby ktoś zapytał mnie, czy kiedyś po taki sięgnę jako pisarz, odparłabym, że na pewno nie. Jednak to przecież jedynie środek do osiągnięcia celu, a w tym wypadku było to przelanie na papier, czy też raczej ekran komputera, nagromadzonych myśli i uczuć.

Książek nie polecę - chociaż znajomi mówili, że seria "Metro" jest świetna - bo praktycznie nie czytam powieści, ale oglądam czasem filmy i seriale opowiadające o świecie po epidemii (mój ulubiony serial to "12 małp", gdzie problem zarazy rozwiązuje się za pomocą podróży w czasie). Nie bardzo wierzę, by któryś z nich mógł stać się pociechą bądź instruktażem na trudny czas - są po prostu zbyt przygnębiające albo brutalne. Czytamy i oglądamy te treści, ponieważ lęk przed katastrofami globalnymi mamy zapisany w genach po przodkach, którzy ich doświadczyli. Literatura i film pomagają nam nieco rozładować napięcie, ale raczej niczego nie uczą.


08. Kilka lat temu, w ramach zwiedzania mojego Pomorza, trafiłyśmy do pewnego miejsca wypoczynkowego, położonego w bardzo specyficznym otoczeniu - jak sądzę bliskim Ci z racji Twoich wcześniejszych militarnych doświadczeń zawodowych. Po pewnym czasie okazuje się, że znalazło się ono w ważnym momencie Twojej apokaliptycznej powieści! Czym sobie na to zasłużyło?

Róża Lewanowicz: Ośrodek, las wokół, a nawet okoliczne gospodarstwa miały w sobie coś z pierwotnego piękna. Pamiętam, że pomyślałam podczas tego krótkiego pobytu, że gdyby ludzkość miała się kiedyś odrodzić po jakiejś katastrofie, zwłaszcza po tej, którą sama na siebie sprowadzi, to właśnie w takiej scenerii - z jednej strony w cudzie natury, a z drugiej w trudach ludzkiej pracy. Wokół nas biegały dzieci i ich psy, było zielono i spokojnie, czyli dokładnie odwrotnie niż w wielkim, betonowym świecie. I chyba dlatego prawdziwe zawiązanie akcji nastąpiło właśnie tam.


09. I od razu pytanie kolejne, czy nadmorski domek w lesie, w którym znalazłyśmy się we wrześniu tego roku ma również taką szansę? Jego klimat, jak pewnie przyznasz, był bardzo specyficzny.

Róża Lewanowicz: O, tak! Jakiś czas temu zaczęłam pisać powieść (idzie mi bardzo powoli), w której istotnym punktem programu jest wizyta głównych bohaterów nad morzem. Początkowo chciałam ich 'umieścić' w miejscu podobnym do ośrodka wypoczynkowego, ale po odwiedzinach w tym domku wiedziałam, że to właściwsza lokalizacja.


10. Czy w podobny sposób wykorzystujesz w powieściach "doświadczenie" spotykanych osób? Kiedyś wspominałaś o posiadaniu doskonałego słuchu językowego, o zdolności wychwytywania i zapamiętywania różnych indywidualnych stylów wypowiedzi. Taka zdolność na pewno bardzo pomaga przy tworzeniu postaci literackich. Kilka tygodni temu, kiedy byłyśmy na pożegnalnej kawie przed Twoim i Kasi Wichrowskiej wyjazdem ode mnie, zauważyłam, jak zachowanie pewnej osoby, z którą wymieniłyśmy kilka zdań na temat noszenia antywirusowych masek w kawiarni, w której byłyśmy, "zarezonansowało" w Tobie, że tak to określę. Widziałam, że przez kilka sekund byłaś tą osobą. W sumie nic nie robiąc, odbiłaś w sobie jej sposób zachowania, mimikę, manierę. Czy zdajesz sobie sprawę, że to potrafisz? Że to się dzieje?

Róża Lewanowicz: Tak, jestem świadoma tej umiejętności, która pozwala tworzyć fikcyjne postacie. Jak to ktoś zauważył - rzadko spotyka się talent do tworzenia wielu wiarygodnych charakterów w jednej powieści, a ja mam podobno umiejętność tworzenia takich bohaterów także na dalszych planach. Ale! Jak każdy talent, może on być rozpatrywany jako błogosławieństwo albo przekleństwo. Błogosławieństwo z oczywistych powodów, natomiast przekleństwem jest umiejętność wczuwania się w drugiego człowieka do tego stopnia, że się go 'widzi' na wylot. To nie jest przyjemne, zwłaszcza w dużej grupie osób, gdy np. wchodzę na spotkanie i od razu wiem, kto w jakim jest nastroju. Możesz sobie tylko wyobrazić, jak bym się czuła na koncercie rockowym. Wyczerpuje mnie ta nadwrażliwość, dlatego dystansuję się społecznie nawet bez pandemii.


11. Dystansujesz się społecznie, jak piszesz, ale, o ile wiem, nie jesteś odludkiem towarzyskim.

Róża Lewanowicz: To skomplikowane. Z racji nadwrażliwości - oraz wielu negatywnych doświadczeń - mocno się dystansuję. Spotkania towarzyskie, które wymagają ode mnie interakcji, drenują moje siły fizyczne i psychiczne, a jednak, jak chyba każdy człowiek, pragnę kontaktu z drugim człowiekiem, bo on jest równie ważny co tlen i pokarm. Muszę więc mocno wyważyć, z kim i jak długo się spotykać, na jakie imprezy chodzić, a jakie są nie dla mnie... Nic nie jest proste w moim życiu.


Druga część wywiadu z Różą Lewanowicz: Jak się dobrze wydać? Best of luck, Róża!


Róża Lewanowicz pochodzi z Dolnego Śląska, ale od lat mieszka i pracuje w Warszawie. Z wykształcenia jest polonistą i dziennikarzem, zawodowo związana z branżą IT. Oprócz pisania zajmuje się rękodziełem i fotografią.

Rozmawiała: prowincjałka



.

w Duchu i Prawdzie: żyję dniem dzisiejszym, szykuję się na wieczność, robię swoje; rocznik 1952; katoliczka rzymska; w s24 od roku 2007; kopie wszystkich edycji tego bloga - ponad 500 notek oraz niektóre gorące dyskusje tutaj: https://prowincjalka.blogspot.com/ .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura