Wiktor Adler Wiktor Adler
2070
BLOG

Czy bycie aktywistą miejskim staje się religią? Czyli o dogmatach ruchów miejskich.

Wiktor Adler Wiktor Adler Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Od kilku lat w największych polskich miastach obserwuje się wzrost znaczenia tzw. ruchów miejskich. Tworzą je „aktywiści miejscy”. Z początku zjawisko formowania się ruchów miejskich można było oceniać pozytywnie. Zajęły się one kwestiami zaniedbanymi przez rządzących – rozwojem komunikacji miejskiej czy infrastruktury rowerowej, a także zagadnieniami związanymi z ekologią. Z czasem stały się poważną siłą polityczną o znaczącym poparciu społecznym. Na ich elektorat łakomym okiem spoglądały różne formacje polityczne, przede wszystkim Platforma Obywatelska i w ostatnich latach .Nowoczesna, wprowadzając rozmaite pomysły aktywistów do swojego programu, realizując część ich postulatów i zasilając swoje struktury aktywistami. Zjawisko to podkopało społeczne poparcie dla ruchów miejskich, które zagrożone zanikiem zaczęły przesuwać się na pozycje coraz bardziej skrajne i ideologiczne. Obecnie niektóre z ruchów miejskich popadły w zupełne odrealnienie, forsując w miastach takich jak Warszawa czy Poznań ideę miasta pozbawionego samochodów w ogóle. Chyba nie trzeba przekonywać Czytelnika, jak bardzo to założenie jest nierealne. To właśnie aktywiści miejscy stoją za modnym w ostatnich latach zwężaniem ulic w największych polskich miastach, masową likwidacją miejsc parkingowych, złośliwym utrudnianiem życia kierowcom w celu zmuszenia ich do zamiany własnego pojazdu na podróż komunikacją zbiorową. Jednocześnie nie czynią nic, aby poprawić jakość tej ostatniej i zachęcić Polaków do przesiadki z auta do autobusu. I tu dochodzimy do sedna problemu. Dlaczego?

Czytelnik po przeczytaniu tytułu zapewne podrapał się po głowie. No jak to – religia? Upił się ten Adler czy jak? Przecież aktywiści nie tworzą formalnych związków wyznaniowych, nie modlą się do rowerów, nie budują świątyń, nie zbudowali mitologii w której wyznawaliby wiarę w siły nadprzyrodzone i dokonywaliby ich personifikacji. Jednak jest coś, co ruchy miejskie zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do związków wyznaniowych czy wręcz sekt. Jest to odrzucenie posługiwania się racjonalnymi przesłankami oceny rzeczywistości na rzecz posługiwania się dogmatami wiary. Dogmaty zaś charakteryzują się tym, że nie potrzebują żadnych racjonalnych uzasadnień – po prostu się w nie wierzy albo nie. Dodatkowymi cechami fanatycznego kultu religijnego, które przejawiają ruchy miejskie są nienawiść wobec „wrogów wiary” (wyrażana niezwykle agresywnym hejtem w internecie wobec wszysktich, którzy mają inne zdanie niż aktywiści), niechęć wobec nauki, odporność na argumenty. Dodatkowo aktywiści miejscy charakteryzują się przekonaniem o własnej wyjątkowości, przynależności do oświeconej „elity” która wie lepiej jak zarządzać miastem od pozostałych mieszkańców, poczuciem posiadania prawa do decydowania w imieniu wszystkich mieszkańców za nich samych, wynikającego z przynależności do wspomnianych elit, pogarda dla osób nie podzielających wiary w dogmaty aktywistów, używanie jawnej mowy nienawiści prowadzącej wręcz do depersonifikacji kierowców (z naczelnym hasłem „miasta są dla ludzi a nie samochodów”).

Ktokolwiek dyskutował z tak zwanymi miejskimi aktywistami, przedstawicielami ruchów miejskich ten wie, że w przypadku pojawienia się osoby o innych poglądach nawet nie próbują operować jakimiś racjonalnymi argumentami, natomiast posługują się dogmatami właśnie. W te dogmaty wiary święcie wierzą, mimo, że nie sprawdzili w żaden sposób, czy twierdzenia te są zgodne z rzeczywistością i czy ich koncepcje są aplikowalne w warunkach polskich miast. Oto przykłady takich dogmatów:

1. Wiara w to, że obrzydzanie życia kierowcom na wszelkie możliwe sposoby spowoduje masowe porzucenie przez nich samochodów – aktywiści nie dostarczyli jakichkolwiek dowodów na to, że takie zjawisko następuje, a wręcz przeciwnie, dekada stosowania takiej polityki przez Hannę Gronkiewicz-Waltz w Warszawie nie spowodowała zaistnienia takiego zjawiska. Co więcej, przez politykę walki z kierowcami Warszawa stanęła w korkach i tonie w smogu, z którym aktywiści rzekomo walczą. Podobne zjawisko można zaobserwować w Poznaniu, gdzie niezwykle agresywną politykę przeciw kierowcom, opartą na dogmatach ruchów miejskich wprowadził prezydet Jaśkowiak.

2. Dogmat, zgodnie z którym komunikacja miejska w Warszawie jest wystarczająco dobra, aby wszyscy kierowcy mogli się do niej przesiąść bez drastycznego obniżenia komfortu dojazdu do pracy – o fałszywości tego dogmatu wie każdy, kto dojeżdżał do pracy w centrum Warszawy z słabo skomunikowanych dzielnic zewnętrznych, czy próbował wyjechać z centrum nabitymi jak puszki sardynek autobusami w godzinach szczytu. Do wielu linii, np. 519, od drugiego-trzeciego przystanku nie da się wsiąść. Aktywiści udają, że problemu nie widzą.

3. Dogmat, w myśl którego posługiwanie się samochodem jest wyrazem tylko i wyłącznie lenistwa – aktywiści pomijają zupełnie inne powody, dla których kierowcy wybierają transport indywidualny, a nie zbiorowy.

4. Wiara w możliwość istnienia miasta zupełnie pozbawionego samochodów – aktywiści zdają się zapominać o istnieniu całego sektora usług, które wykonuje się z dojazdem, a także w swojej retoryce zupełnie pomijają kwestie potrzeb sektora transportu i dystrybucji. Aktywiści zapominają też o potrzebach osób starszych i niepełnosprawnych.

5. Niemal każde rozwiązanie stosowane na Zachodzie jest z automatu dobre – aktywiści pomijają różnice klimatyczne, różnice w gęstości zaludnienia, różnice w wielkości (powierzchni) miast – i możliwe do wprowadzenia w Warszawie. Są jednak wyjątki – rozwiązania z Zachodu promujące samochody, nawet elektryczne, są złe bo zachęcają do posiadania samochodu.

6. Każde rozwiązanie stosowane na Wschodzie jest z automatu złe – aktywiści w związku z tym odrzucają np. sekundniki w sygnalizacji świetlnej, popularne w Moskwie, czy elementy nowoczesnego zarządzania miastem w stylu Smart City wypróbowane w miastach Azji, takich jak Singapur.

7. Wszystko, co proponują „aktywiści” jest nowoczesne i postępowe – podczas gdy proponowane przez nich wrzucenie mieszkańców do komunikacji zbiorowej jest tak naprawdę ideą przestarzałą o co najmniej 30 lat. Nowoczesne trendy zarządzania komunikacją z Zachodu oparte na wynajmie aut, carsharingu, carpoolingu są „złe” – bo zachęcają do posiadania znienawidzonego przez aktywistów samochodu. Mają oni nawet własną nazwę na auta – nazywają je „blachosmrodami”.

8. Miejsca parkingowe są złe, ponieważ tworzenie miejsc parkingowych zachęca ludność do kupowania samochodów. Zdaniem aktywistów, na każde nowe miejsce parkingowe przypadają 2 nowe samochody. Oczywiście nigdy nie udowodnili istnienia takiego związku przyczynowo-skutkowego.

Takich dogmatów jest wiele. Dlaczego aktywiści, zamiast posługiwać się fachową wiedzą, posługują się dogmatami? Wynika to bezpośrednio z ich nastawienia mającego charakter wręcz fanatyczny, wrogości do kierowców wyniesionej z negatywnych doświadczeń z czasów, gdy infrastruktura rowerowa kulała bądź nie istniała w ogóle (zaś jazda rowerem po ulicach była niebezpieczna), a także z ich poczucia misji. Inne przyczyny tkwią w samych osobach aktywistów. Całkowity brak fachowej wiedzy urbanistycznej, brak zdolności dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych, brak wyobraźni przestrzennej, myślenie życzeniowe, niezdolność do analizy konsekwencji własnych pomysłów, utrzymywanie wiary w wyznawane dogmaty pomimo znajomości dowodów je podważających, błędy poznawcze, Efekt Krugera-Dunninga, niezdolność do oceny jakości informacji, wybitna łatwowierność i podatność na efekt potwierdzenia, niechęć do zdobywania i prezenowania dowodów, całkowicie nieadekwatne postrzeganie własnych zdolności intelektualnych, buta, pycha, posługiwanie się hermetyczną nowomową, ciągoty do stosowania mowy nienawiści, banowania i cenzurowania rozmówców, mania na punkcie istnienia spisku „sił zła” (rzekome lobby samochodowe, którym nazywani są ci Warszawiacy, którzy nie popierają działań aktywistów) – to tylko główne grzechy „aktywistów”. Całość uzupełnia hipokryzja – kierowcy łamiący przepisy są chętnie przez aktywistów „walicowani” (w ich języku oznacza to donoszenie na policję), podczas gdy na grupach aktywistów takich jak słynne „Święte Krowy Warszawskie” jakiekolwiek tematy dotyczące łamania prawa przez rowerzystów są szybko kasowane, a ich autorzy – usuwani z grupy.

Dodatkowo aktywiści bardzo wybiórczo podchodzą do wszelkich badań naukowych i dowodów. Bardzo akcentują te, które popierają ich tezy i zupełnie pomijają przeciwne. Całkowicie przykładowo pomijają raporty Polskiego Alarmu Smogowego, które obalają lansowany przez aktywistów dogmat, jakoby to ruch samochodowy był w głównej mierze odpowiedzialny za smog w Warszawie. Aktywiści nie dostrzegają także oczywistych konfliktów interesów, gdy ZDM zamawia sondaże na temat swojej działalności. Dziwnym trafem te „obiektywne sondaże” zawsze zawierają peany na cześć działań ZDM. Dlaczego więc zapytani o zdanie mieszkańcy Świętokrzyskiej nie pieją z zachwytu nad zwężeniem i korkami które spowodowało? Dlaczego mieszkańcy Warszawy nie przerzucają się masowo na korzystanie z komunikacji miejskiej z której rzekomo są tak zadowoleni? No cóż, to zapewne jakieś niezbadane tajemnice natury...


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo