kelkeszos kelkeszos
6838
BLOG

O pożytkach z nawyku czytania, czyli dlaczego się nie zaszczepię.

kelkeszos kelkeszos Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 208

Do tej pory nie udało się naukowcom przekonująco zbadać, jaka choroba zakaźna spustoszyła Ateny u zarania wojny peloponeskiej. Mimo bardzo szczegółowej relacji na temat objawów i skutków, pozostawionej przez Tukidydesa, który sam się zakaził, ale należał do szczęśliwego grona ozdrowieńców, nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wielu skłania się ku opinii, ze jakiś wirus czy bakteria osłabiały zainfekowany organizm, a w tym potem ujawniały się skutki wynikające z uwarunkowań osobniczych. Nieistotne. Epidemia kosztowała życie ok. 1/4 Ateńczyków, a pełne świadectwo tego co się działo w dotkniętym plagą mieście, zostało przekazane w jednym z pierwszych i jednocześnie najwybitniejszych dzieł literackich w dorobku cywilizacyjnym.

Tukidydes przekazał w swoim dziele pierwszą relację o systemie odpornościowym organizmu. Nie wszyscy się zarazili, a jak wynika ze świadectwa pisarza, ci którzy chorobę przeszli, byli już bezpieczni - nie zarażali się po raz drugi. Historyk nie mógł oczywiście wiedzieć jaka przyczyna wywołuje taki skutek i nie zdawał sobie sprawy, że przeciwko wszystkim wrogom, także tym gołym okiem niewidocznym nasz organizm jest świetnie wyposażony, w doskonałą i sprawną armię.

Jak każde wojsko, tak i nasze nie jest sprawne bezwzględnie i zdarzają się sytuacje gdy trzeba mu pomóc. W Atenach z pierwszych rozdziałów "Wojny Peloponeskiej" rzeczywiście "trupy leżały na ulicach", a chorych pozostawiano bez opieki w obawie zakażenia, ba - zmarł sam Perykles, czyli zaraza nie wybierała. Podejrzewam, że mieszkańcy miasta na wieść o istnieniu specyfiku stawiającego barierę chorobie, wyrywaliby sobie owe dobro z rąk, a jego deficyt wywołałby wojnę domową. Jednak antidotum nie było, bo nie istniały szczepionki.

Uważnie śledząc salonowe dyskusje na temat szczepień, z zadowoleniem przyznaję, że to jedyne medium, z którego można się dowiedzieć czegoś konkretnego, daleko wybiegającego poza tępą propagandę głównego nurtu. I oto poskładałem sobie różne opisy i będąc kompletnym laikiem, mogłem sobie zobrazować o co chodzi w zasadzie działania proponowanego nam specyfiku i dlaczego tak szybko powstał. 

Wnioski nasuwają się same. Wszelka walka z infekcją i tak opiera się na sile i sprawności bojowej naszej armii, czyli układu odpornościowego. Według zasad działania tradycyjnych szczepionek organizmowi podrzucano martwego, nieaktywnego, albo bardzo osłabionego wroga, a układ immunologiczny szybko się go "uczył", przygotowując się na realny atak. Czyli dostawaliśmy zwłoki "obcego", aby po dokonaniu ich "sekcji" mieć odpowiednią broń na odparcie agresora. Taka szczepionka wymagała długiego opracowania, aby ten podrzucony "obcy" z jednej strony był na tyle neutralny, by nie narobić szkód, a z drugiej na tyle "czytelny", żeby broń była skuteczna.

Nowa szczepionka działa na innej zasadzie. Jej twórcy rozpracowują "obcego" na zewnątrz, jak wywiad wojskowy i na podstawie zebranych danych konstruują broń, dostarczoną do organizmu za pomocą strzykawki. Układ odpornościowy ma tylko pobrać oręż z tak zapełnionego magazynu i jak pojawi się wirus to natychmiast go zneutralizować. Patent świetny i szybki, ale niesie pewne ryzyko. Po pierwsze, informacje wywiadowcze muszą być pewne, a po drugie skonstruowana na ich podstawie maszyneria musi się dobrze wkomponować w nasz arsenał. I tu istnieją pewne obawy. Finalnie jednak i tak wszystko zależy od naszego wewnętrznego wojska, a tu pojawia się problem.....

Nie dość, że generujemy masę zagrożeń na własne życzenie - używki, zła dieta, brak ruchu, stres i lekomania - to jeszcze u progu "pandemii" rządzący zrobili wszystko, aby nasz system odpornościowy maksymalnie osłabić. Pół biedy jak przy wiosennym zamknięciu ktoś miał kawałek ogródka i perspektywę zachowania pracy i firmy. Gorzej jeśli , tak jak ogromna większość, tkwił całymi tygodniami w bezruchu, w przegrzanych betonowych pudełkach,  w obawie przed możliwymi skutkami tego co się dzieje. Taka sytuacja była zabójcza dla każdego systemu immunologicznego i chyba żaden, nawet najbardziej sprzedajny "ekspert" temu nie zaprzeczy.

W efekcie lekarstwo okazało się gorsze od choroby, bo nagle zaczęła wzrastać liczba zgonów nie związanych z "zarazą". Liczby są zastraszające i nikt ich przekonująco nie próbuje wyjaśnić, bo każda taka próba z pewnością doprowadziłaby do jakichś katastrofalnych wniosków, na przykład takich, że działania zmierzające do "wypłaszczenia krzywej", aby służba zdrowia się nie załamała, przyniosły tylko taki rezultat, że masa ludzi zmarła w wyniku tego, że systemu opieki zdrowotnej nie chcieli przeciążać. I tak oto na zasadzie czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, kilkadziesiąt tysięcy chorych zmarło poza zasięgiem działań służby zdrowia. Nie medialnie, a więc i nie politycznie. A codzienne nagłówki były nie o nich.

O efektach w postaci załamania ekonomicznego, niosącego indywidualne tragedie, o kompletnym wykolejeniu edukacji i przyzwyczajeniu młodych ludzi do siedzenia przed komputerem nie warto wspominać. Skutki ujawnią się za kilka lat, a taka perspektywa nikogo nie obchodzi.

W tej sytuacji , gdy propaganda wszystkich stron wali w jeden bęben: " pan - de - mia! szcze - pion - ka !" wydawałoby się, że publiczność ruszy do szczepień bez żadnych wahań, a miliony będą dawały łapówki, za wyższe miejsce w kolejce. Pan tu nie stał. Wepchał się do kolejki bez kolejki. Powinny wrócić te czasy. A tu nic. Flauta. Sceptycy górą, a w jednym chórze Arłukowicz chcący zakazać Edycie Górniak publicznych wypowiedzi, ramię w ramię z kilkoma prominentnymi Blogerami Salonu, widzącymi "antyszczepionkowców" w dziewiątym kręgu piekła i napominających Episkopat, że niezbyt aktywnie wspiera działania rządu.

Jako tradycjonalista wierzę w instynkt społeczny. To nieprawda, że ludzie są tępi, ślepi, głusi, niepiśmienni i palą czarownicami w nie ekologicznych piecach. To prymitywne wytłumaczenia. Otóż nie. Szeroka publiczność wyczuła globalny kant i instynktownie broni resztek swojej wolności. To nie jest ucieczka przed panią ze strzykawką, bo przed szczepieniami niosącymi ochronę przeciw realnym zagrożeniom buntują się nieliczni. Sam w dzieciństwie dostałem wyjątkowo podłą w odbiorze szczepionkę przeciw wściekliźnie, bo wystarczyło spotkać chorego lisa. Nikt się nie zastanawiał i nie protestował. Teraz jest inaczej, bo po prostu widzę jak oflagowano wirusa różnymi absurdalnymi proporcami, nie mającymi pokrycia w rzeczywistości, jak tępą i bezwzględną propagandę się w tej sprawie uprawia jak świat długi i szeroki. W związku z tym, nie negują, że szczepionka rzeczywiście może działać, pozostawiam swobodnemu wyborowi kto chce ją przyjąć. Ja uprzejmie dziękuję i proszę się ode mnie odczepić w tej sprawie. Wierzę w swój system immunologiczny, bo starałem się nie rujnować organizmu i mam powody przypuszczać, że zadziała, a najpewniej już to zrobił i nawet nie zauważyłem.

Tak czy owak życzę wszystkim normalnego 2021r., według kryteriów starej normalności.


kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości