kelkeszos kelkeszos
4211
BLOG

Noc listopadowa. Inne spojrzenie

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 145

Noc wybuchu powstania listopadowego to jeden z dramatyczniejszych momentów w historii Polski. W tradycji patriotycznej mocno umocowany jako bohaterski zryw szlachetnej młodzieży przeciwko azjatyckiej despotii, niszczącej godność narodu i podstawy jego politycznego i społecznego bytu. Wychowani na "Reducie Ordona", "Swoińskim w okopach Woli", "Warszawiance"  i wizjach Lelewela, Mochnackiego, czy "Wieszczów", nie jesteśmy zazwyczaj w stanie spojrzeć  krytycznie na wydarzenia z 1830 i 1831r. przyjmując ich wyidealizowany obraz.

Pierwszym monografistą Powstania Listopadowego był Maurycy Mochnacki, dający w swym dziele całą panoramę Królestwa Polskiego po Kongresie Wiedeńskim, a jego przekaz wzmocniony geniuszem Mickiewicza, Słowackiego i kilku innych, mniejszej rangi poetów, stał się dominującą wizją tego co się podówczas wydarzyło. Na tyle dominującą, że wszelkie inne spojrzenia, choćby nieco bardziej krytycznie oceniające działalność spiskowców - są z góry skazywana na zamknięcie w szufladzie antypolonizmu. 

Królestwo Polskie w ogóle nie ma u nas dobrej historycznej prasy, jego istnienie nie jest dla większości historyków żadnym walorem, a wrzucone do przepaści 123 lat niewoli  nie wywołuje żadnych pozytywnych skojarzeń, choć przy trzeźwym tacytowskim spojrzeniu, bez gniewu i uprzedzeń, powinno być uznane za taki etap porozbiorowych dziejów narodu, dzięki któremu ten naród w ogóle był w stanie rozwinąć swoje żywotne siły i zrealizować postulat formułowany w chwilach rozpaczy, w dobie trzeciego rozbioru. Jeśli nie możemy uniknąć połknięcia, to musimy zrobić wszystko, aby nas nie strawiono.

Listopadowy zryw młodych spiskowców z armii i szkół wojskowych zaczął się tragicznie i zainicjował wydarzenia, o równie tragicznym finale. Początkiem była rzeź generałów i wyższych oficerów, bratobójcze walki w Warszawie, a skutkiem katastrofa wojny polsko - rosyjskiej, upadek konstytucyjnego Królestwa, likwidacja większości atrybutów jego autonomii i trwałe zamknięcie szansy na to, aby stało się ono we właściwym momencie czynnikiem pozwalającym na szybszą emancypację narodu.

Wydarzenia lat 1815 - 31 są w sposób niewiarygodny wręcz zmistyfikowane i nawet ludzie mocno zainteresowani historią mają o nich wyobrażenia częstokroć zupełnie rozbieżne z faktami. Nawet finał , w postaci szturmu Warszawy z września 1831r., tak wzniośle opisany przez Mickiewicza, potwierdza tę tezę. Szturmu Warszawy nie było. Były walki na Woli, stanowiącej przedmieście, a potem kilkudniowy rozejm, w trakcie którego Ignacy Prądzyński wynegocjował niezwykle łagodne warunki kapitulacji miasta, posuwając się wcześniej do czegoś co nawet jego przychylny biograf musiał nazwać czynem mieszczącym się w kategoriach zdrady.

Dzięki owym warunkom, główny inicjator wybuchu powstania, Piotr Wysocki, mógł spokojnie z resztą wojska udać się na emigrację, ale tego nie zrobił. Wzięty do rosyjskiej niewoli, choć początkowo skazany na śmierć, skorzystał z carskiej łaski, zamieniającej mu wyrok na zsyłkę, którą odbywał w bardzo przyzwoitych warunkach, prowadząc dochodową wytwórnię mydła. Wziął tam wprawdzie udział w spisku zesłańców, ale znowu szczęście mu sprzyjało, skazany bowiem na karę 1000 kijów, przeżył ją w dość dobrym stanie, jako chyba jedyny , któremu udała się taka sztuka. I potem dalej doskonale prosperował, w końcu uzyskując pozwolenie na powrót do rodzinnej Warki. Zaiste, jak na człowieka, który wywołał tych rozmiarów bunt i zamachnął się na carskiego brata, naczelnego wodza armii w której służył, to poniósł konsekwencje zadziwiająco łagodne.

Podobnych wątpliwych biografii znamy co najmniej kilka, a najsłynniejszą z nich jest życiorys Waleriana Łukasińskiego, z którym wielki hagiograf tej postaci, Szymon Askenazy miał ogromny problem, zwłaszcza w kwestii wyjaśnienia działalności majora w zamojskiej twierdzy, a potem jego losów w Petersburgu, gdzie nic kupy się nie trzyma.

Zostawmy to, bo nigdy nie rozstrzygniemy, czy wybuch Powstania Listopadowego był prowokacją, a jeśli tak to czyją, jakie siły powodowały, że cała kampania wiosenno - letnia 1831r. miała z obu stron charakter "dziwnej wojny" , w której nikt nie chciał wydać drugiej stronie walnej bitwy, do głównego starcia doszło bez intencji walczących stron, a wszystkie świetne plany polskiej kontrofensywy, przygotowywane przez dwóch genialnych, ale zawzięcie ze sobą rywalizujących strategów - Ignacego Prądzyńskiego i Wojciecha Chrzanowskiego, były skutecznie neutralizowane przez głównodowodzącego, ale też polityków z księciem Adamem Czartoryskim na czele. Nie dowiemy się jakie były przyczyny nagłej śmierci Dybicza i Wielkiego Księcia Konstantego i dlaczego Prądzyński dopuścił się faktycznej zdrady , informując Rosjan zbliżających się do Warszawy o istnieniu silnego korpusu generała Ramorino, wysłanego z misją zadania im podobnego ciosu , jaki w 1920r. otrzymali bolszewicy. Nie dowiemy się też dlaczego na czele owego korpusu stał właśnie Ramorino, postać zupełnie nie nadająca się do takiej roli.

Wiemy jedno. W październiku 1831r. de facto, a potem i de iure skończyło swój byt Królestwo Polskie, czyli prezent od historii jaki Polacy dostali po najgorszej militarnej klęsce jaką kiedykolwiek ponieśli, czyli zagładzie armii Księstwa Warszawskiego w Rosji. Wykorzystanie tego momentu, to powód do wielkiej dumy. Przez piętnaście lat zadaliśmy jako naród kłam wszelkim wyobrażeniom o Polsce i Polakach, z niedużego, zrujnowanego i niesamodzielnego bytu państwowego, tworząc w tak krótkim czasie wielkie centrum gospodarcze, naukowe i kulturalne, a także militarne, bo armia Królestwa była podówczas najlepszą w Europie, co przyznawali sami Rosjanie, twierdząc w popowstaniowych memoriałach pisanych dla Mikołaja, że jednostka polskiej piechoty stanowiła równowartość trzech do czterech rosyjskich.

Temu wszystkiemu położyły kres wydarzenia , których rocznicę dziś obchodzimy. Bratobójcze walki na ulicach Stolicy, zabicie przez podchorążych własnych nauczycieli i zamordowanie ludzi o tak wielkich polskich biografiach jak generałowie Hauke ( w prostej linii przodek Księcia Karola ), Blumer, czy Stanisław Potocki, pradziadek majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala". O mały włos nie został zamordowany przez własnych podkomendnych pułkownik Bogusławski, późniejszy bohater spod Ostrołęki, który "noc listopadową" przeżył ciężko poraniony.

Stoimy wobec wyjątkowo niejednoznacznych ocen. Młodym entuzjastom, o zerowym poziomie rozumienia zjawisk politycznych, przeciwstawiamy starych generałów, mających w pamięci straszliwy odwrót 1812r. i stąd nieskłonnych do szafowania czyjąkolwiek krwią. Mamy polityków z masońskiej partii kaliskiej, dążących do rozlania morza polskiej krwi, aby na stosie trupów budować narodowego ducha i mamy Druckiego - Lubeckiego, wierzącego, że realnie niepodległą Polskę da się wskrzesić tylko budując jej gospodarcze zasoby, a wywoływanie wojny gdy nie ma się ani jednej fabryki broni - to narodowe samobójstwo.

Gdy Stanisław Smolka opublikował swoje słynne dzieło "Polityka Lubeckiego po Kongresie Wiedeńskim", tak precyzyjne i wszechstronnie udokumentowane, że wszelkie prace patriotycznie wzmożonych entuzjastów, natychmiast przy tym dziele zgasły, wszyscy współcześni musieli spojrzeć na listopadowy zryw z innego punktu widzenia. Jedni zostali przy swoim, inni nabrali wątpliwości. Przyznam , że zaliczam się do sceptyków i w ocenie powstania daleki jestem od entuzjazmu. Przeciwnie. Jeśli Królestwo Polskie ma być dla nas nauką, to właśnie ze względu na to , czego dokonano na polu społecznym i gospodarczym, a nie w zakresie porwania się na króla / cara.

Niestety, znowu nastały czasy, w których musimy mierzyć suwerenność, zdając sobie sprawę jak silnie jest ona ograniczana przez obce potęgi. Podobny problem mieli nasi przodkowie w ramach owej pogardzanej "Kongresówki" i dzięki postawie i działalności wielu wybitnych Polaków, zdali ten egzamin celująco, stwarzając kraj, który między rokiem 1824, a 1830 rozwijał się najszybciej w Europie. Chwała im za to. Kto chce niech czci Wysockiego i Mochnackiego. Ja mam wątpliwości i pozostanę przy swoim wielkim szacunku dla Staszica, Mostowskiego, a zwłaszcza Druckiego - Lubeckiego.




kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura