Harcownik Harcownik
4029
BLOG

Obalanie mitów o wolności panującej w UE i w USA

Harcownik Harcownik USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 82

Ostatnio na Salonie24 pokazało się wiele notek na temat zamachu na wolność słowa oraz notek o wszechwładzy korporacji. Kiedy napisałem o tym kilka miesięcy temu, to moja notka została szybko strącona w niebyt.(1) Natomiast obecnie notki zawierające podobne tezy, długo wiszą na SG. Wszyscy widzą objawy, ale nie dostrzegają przyczyn. Mało tego nadal wiele z tych notek zawiera mity, które powszechnie funkcjonują w świadomości społecznej, ale są niestety tylko mitami. Te fałszywe przekonania, kształtują całkowicie otaczający nas świat, przedstawiając go często w sposób błędny. Bo czyż można z fałszywych przesłanek wyciągnąć prawdziwy wniosek?


Zwrócę się bezpośrednio do czytelnika:
Twoje przekonania określają, jak postrzegasz świat, jakie sytuacje Ci się przytrafiają, jakich ludzi spotykasz i jakie masz z nimi relacje. Co więcej, przekonania określają intencjonalny kierunek twoich myśli i działań. Zmiana przekonań niestety jest rzeczą bardzo trudną, ale tylko dzięki temu wysiłkowi możesz zmienić rzeczywistość wokół siebie i zmienić samego siebie. Dlatego podejmę kolejną próbę naprawy Twoich przekonań i postaram rozprawić się z mitem wolności panującej w UE i w USA.

Najpierw sprawa wolnego rynku, rzekomo funkcjonującego w Unii Europejskiej (UE). Podstawę działania UE stanowią traktaty - wielostronne umowy międzynarodowe. Po reformie prawa UE (i nieudanej próbie narzucenia Konstytucji UE), najważniejsze dwa traktaty to: Traktat o Unii Europejskiej (TUE) oraz Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE). UE działa wyłącznie na podstawie i tylko w granicach prawa - tak przynajmniej zapisano w traktatach. Panuje powszechne przekonanie o funkcjonowaniu wolnego rynku w UE, który jest zagwarantowany prawem UE. Poza nielicznymi wyjątkami, nikt nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić, czy w wyżej wymienionych dokumentach w ogóle jest mowa o wolnym rynku. A wystarczy w programie komputerowym za pomocą funkcji "szukaj" sprawdzić, czy w/w dokumentach występuje fraza "wolny rynek". Proszę samodzielnie dokonać takich ustaleń. Prawda jest taka, że w fundamentalnych traktatach nie ma ani słowa o „wolnym rynku”, jest natomiast notorycznie używana fraza „wspólny rynek” i „rynek regulowany”. Słowa "regulowany" lub "wspólny" nie stanowią synonimu słowa "wolny". Regulowany, dlatego że zwiera regulacje np. dotyczące krzywizny bananów lub uznające ślimaka za rybę (które to ustalenia urągają zdrowemu rozsądkowi i wiedzy naukowej). W przekazie społecznym wręcz indukuje się przekonanie o wolnym rynku, tymczasem w rzeczywistości jest to rynek regulowany - głownie przez centrale polityczną w Berlinie. Pomimo licznych przykładów wskazujących, że berlińskie regulacje ograniczają wolny rynek, nadal wielu Polaków wierzy w ten mit. Przykłady: zaoranie polskich stoczni(2), likwidacja polskiego rybołówstwa(3), rozwalenie a w zasadzie przejęcie polskiego przemysłu cukrowego(4) oraz przejęcie lub unicestwienie konkurencyjnych zakładów, funkcjonujących niegdyś w wielu różnych dziedzinach polskiej gospodarki np. produkcji leków.

O dziwo, Polacy nadal bezpodstawnie wierzą w mit wolnego rynku funkcjonującego w UE.

Kolejnym mitem, tym razem za wielkiej wody, jest mit o wolności słowa w USA, rzekomo gwarantowany obywatelom Pierwszą Poprawką do Konstytucji USA. Znowu nieliczni, sięgnęli do konstytucji USA i choćby tylko za pomocą narzędzia wyszukiwania zapoznali się z faktami. Zadali sobie trud ustalenia, jak w rzeczywistości jest z tą wolnością słowa zapisaną w Konstytucji USA. Fraza „wolność słowa” pojawia się tylko w Pierwszej Poprawce do Konstytucji USA. Oto jej treść:


POPRAWKA I.
Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd.


Literalnie widzimy, że podmiotem, którego dotyczą powyższe ograniczenia jest Kongres. To Kongres nie może ograniczać wolności słowa lub prasy. Nie ma formuły zapisanej expressis verbis gwarantującej obywatelom wolność słowa tak, jak jest to zapisane w Konstytucji RP w artykule 54.


Art. 54. Konstytucji RP [Wolność słowa]
1.  Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2.  Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej.


Proszę zwrócić uwagę na różną konstrukcję obu norm prawnych. W Konstytucji RP obywatelowi zapewnia się wolność słowa, zatem przyznaje mu konkretne prawo. Każdemu prawu zazwyczaj towarzyszy odpowiednie roszczenie skierowane przeciwko tym, którzy to prawo naruszają.(5) 
W Konstytucji USA zapisano wprost jedynie zakaz wydawania ustaw ograniczających prawo do wolności, z czego dopiero pośrednio - w drodze interpretacji prawniczej - można (lub nie można) wyprowadzić wniosek o istnieniu prawa obywateli do wolności słowa(6). Konstytucja USA zawiera bezpośrednio zakaz ograniczania wolności słowa przez Kongres, a nie prawo obywateli do wolności. A co z innymi podmiotami lub instytucjami np. Korporacjami? Czy ich także obejmuje ten zakaz a jeżeli tak, to w jakim zakresie?


Dopiero pośrednio w drodze interpretacji Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA można wyciągać wnioski, z których można wywodzić prawa obywatelskie. Mamy tu do czynienia z odwrotną drogą formułowania praw. A ustalenie treści tych praw jest kwestią interpretacji dokonywanej przez uprawnione organy. Kto jest uprawniony do tej interpretacji? Ten, kto tworzy prawo w USA. A kto tworzy prawo w USA? Sądy (na drodze precedensów), Kongres (z zastrzeżeniem tych poprawek, które ograniczają jego kompetencje), oraz de facto Korporacje (dokładniej prawnicy opłaceni przez korporacje) - niestety taki jest stan faktyczny. Na koniec warto wspomnieć, że przynajmniej teoretycznie, prawo tworzą także obywatele USA - oni, bowiem stworzyli Konstytucję USA.

(My Naród Stanów Zjednoczonych, w celu umocnienia Unii, ugruntowania sprawiedliwości, zapewnienia ładu wewnętrznego i środków na wspólną obronę, stworzenia warunków sprzyjających powszechnemu dobrobytowi, zabezpieczenia dla nas i dla potomnych błogosławieństw wolności ustanawiamy i przyjmujemy tę oto Konstytucję Stanów Zjednoczonych Ameryki)(7).

Obecnie jednak poprzez zapis w Konstytucji te prawa zostały scedowane na Kongres, Prezydenta i sądownictwo, które ma prawo dokonywać interpretacji Konstytucji i praw obowiązujących w USA. Trzeba wspomnieć o tym, że Naród USA, jest obecnie całkowicie kontrolowany przez wielkie korporacje za pośrednictwem mediów społecznościowych i innych programów elektronicznych.
Korporacje narzucają ton temu, co każdy obywatel powinien myśleć. Finansują naukę - poprzez system grantów, kształtują politykę - tworząc fundacje i think tanki. Korporacje bezprecedensowo zaatakowały Prezydenta USA - dokonały zamachu na władzę wykonawczą, która zgodnie z Konstytucją USA należy właśnie do Prezydenta USA. Co to oznacza? Prezydent USA jest Wodzem Naczelnym armii i marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych (newralgiczny składnik NATO) oraz milicji Stanów w przypadku powołania jej do czynnej służby na rzecz Stanów Zjednoczonych. Pojmujecie teraz już grozę sytuacji przejęcia kontroli nad instytucjami siłowymi?
To dlatego facet, na którego głosowało 70 milionów obywateli został uciszony przez bezkarne korporacje, A dokładnie mówiąc przez kilku obrzydliwie bogatych facetów, którzy zmówili się, aby ocenzurować wypowiedzi głowy państwa, aby ograniczyć Prezydentowi USA dostęp do środków masowego przekazu, gwiżdżąc przy tym na fakty, że w świetle obowiązującego prawa, Prezydent Trump nadal jest głową państwa i legalnie urzędującym Prezydentem USA, aż do chwili zaprzysiężenia Prezydenta Elekta. Natomiast żadna z osób stojących na czele korporacji, praktycznie nigdy nie miałby szans na legalne objęcie władzy wykonawczej w USA, w demokratycznej procedurze.


O paradoksie! Kraj nazywany światowym policjantem, który wielokrotnie finansował i przeprowadzał pucze w innych krajach, a w razie potrzeby "zrzucał demokrację z bombowców", teraz sam stał się ofiarą dokładnie takiego samego schematu przejmowania władzy, lecz tym razem przeprowadzonego przez korporacje. Światowemu policjantowi zabrakło sił i środków dla ochrony własnego Kongresu i to w chwili rozpatrywania zastrzeżeń, co do prawidłowości wyborów prezydenckich. Oczywiście, cała operacja (jak to zazwyczaj bywa) odbywa się pod hasłami walki o demokrację.


Teraz na drodze korporacji do zdobycia pełnej i niekontrolowanej władzy w USA stoi tyko Kongres (dwuizbowy Sejm i Senat), a w zasadzie przedmiotem ataku będą republikańscy senatorowie, którzy jeszcze posiadają większość w Senacie - Izbie Wyższej Kongresu. To oni stanowią ostatnią zaporę.


Władze sądową w USA sprawuje Sąd Najwyższy oraz sądy niższe. Władza ich rozciąga się na wszystkie kwestie prawne, które mogą się wyłonić w związku z treścią Konstytucji, praw obowiązujących w Stanach Zjednoczonych, oraz traktatów zawartych przez Stany Zjednoczone i tych, które będą zawarte przez nie w przyszłości, na wszystkie sprawy administracji, na spory, w których Stany Zjednoczone będą stroną, itd.
Wiemy, że Prezydent USA mianuje sędziów Sądu Najwyższego za zgodą Senatu. Przykładowo Prezes Sadu Najwyższego przewodniczy ewentualnej rozprawie przeciwko Prezydentowi Stanów Zjednoczonych w procedurze impeachmentu (usunięcia ze stanowiska). To dlatego, zupełnie niedawno, obserwowaliśmy tak dzikie wycie po stronie lewicowej opozycji, gdy Prezydent USA obsadzał wakaty i opróżnione stanowiska w najwyższych organach amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Niestety, ze strony Prezydenta USA była to jedynie gra zna zwłokę. Nie łudźmy się - większość z tych sędziów także korzysta z Twittera, Facebooka i ma mózgi przeflancowane przez korporacje, ich świat coraz szczelniej domykany jest w wirtualnej medialnej bańce. Informacje, które do nich docierają są filtrowane, modelowane i mają bezpośredni wpływ na to, jak sędziowie postrzegają rzeczywistość. To jedynie kwestia czasu, kiedy bezwiednie przejdą na ciemną stronę mocy. Konsekwencją będzie zmiana orzecznictwa w USA, które zacznie ewoluować w stronę balsamowania dyktatury korporacji, nazywanej dla niepoznaki „rządem technicznym”, „rządem światowym” lub bardziej skromnie „rządem fachowców” - być może nawet z dodatkiem "o wysokich standardach moralnych".


Powróćmy jeszcze na moment do wolności słowa i zastanówmy się, kto wypełnia treścią zapisy konstytucyjnej poprawki mówiącej o wolności słowa oraz do tego, kto przyznaje stosowne roszczenia, gdy ewentualnie owa mityczna wolność słowa zostanie naruszona. Otóż nadal spory wpływ na to mają sędziowie i sądy w USA.
Dorobek orzeczniczy sądów w USA w sprawie wolności słowa nie jest jednak imponujący, zważywszy, że każda sprawa jest inna i każda kolejna może stworzyć nowy precedens, czyli nową linie orzeczniczą i nową wykładnie interpretacyjną.
Przełomowymi wyrokami opartymi na regulacji wynikającej z Pierwszej Poprawki a dotyczącymi wolności sowa były sprawy sądowe: „Hustler Magazine” przeciwko Falwell, oraz „New York Times” przeciwko Sullivan.
Przełom w tej pierwszej sprawie, która polegała na zamieszczeniu w magazynie Hustler fałszywej reklamy ośmieszającej znaną osobę publiczną, polegał na ugruntowaniu dotychczasowej linii orzeczniczej, dotyczącą granic krytyki osób publicznych w świetle wolności słowa, obostrzając przesłanki pociągnięcia do odpowiedzialności za zamierzone wywołanie krzywdy emocjonalnej bądź start moralnych. Skład orzekający nie odniósł się do celu, jakiemu miałyby przyświecać karykatura bądź satyra. To znaczy, gdyby dokonana była w złej wierze - co jak wiemy wykracza już poza klasyczną definicję krytyki, jako wypowiedzi polemicznej mieszczącej się w granicach dyskursu. Sąd ograniczył się w swoich rozważaniach do przyjęcia, iż wszelkie tego typu formy wyrazu, bez względu na ich charakter (polityczny, społeczny), powinny podlegać możliwie szerokiej ochronie. Wydaje się, że granice wolności słowa, które w swojej istocie mają charakter ograniczający, powinny być przesunięte na tyle daleko, by zapewnić każdemu nieskrępowaną wolność do wyrażania siebie, a w konsekwencji możliwość poszukiwania i odnalezienia prawdy.


Poszukiwanie prawdy w świecie permanentnej inwigilacji i selekcjonowania przez komunikatory (korporacyjne narzędzia) spersonalizowanych informacji, jest coraz trudniejsze a nawet staje się niemożliwe.


Temat jest bardziej skomplikowany, odnoszę wrażenie, że wyżej wymienione sprawy sądowe, choć są kanonami odnoszącymi się do wolności słowa gwarantowanej w Pierwszej Poprawce, to w istocie rzeczy będą miały niewielkie zastosowanie dla tak bezprecedensowego przypadku, jakim jest ocenzurowanie i zablokowanie swobody wypowiedzi urzędującemu Prezydentowi USA. Jedno jest pewne, sprawa zdecydowanie zasługuje na wnikliwe rozpatrzenie przez amerykański wymiar sprawiedliwości - tak w formie teoretycznej, jak i praktycznej.

Podkreślam:
Korporacje przejmują kontrolę nad tym, w jaki sposób postrzegasz świat. Kształtują Twoje przekonania. W ten pośredni sposób zdobywają wpływ na kontrolę Twojego zachowania i poglądów. Rzekomo odbywa się to w celach utylitarnych: w celu wolnorynkowym, w celu zrównoważonego rozwoju, powszechnej szczęśliwości. Nikt nie przyzna otwarcie, że odbywa się to w celu maksymalizacji zysku.

A jakie są fakty? Wszędzie tam, gdzie wkraczają korporacje ze swoimi biznesami usiłują ograniczyć role konkurencji i wprowadzają praktyki monopolistyczne. Dotyczy to wszystkich największych szefów korporacji. Przykładowo, właściciel (lub figurant) zarządzający jedną z tych giga korporacji, ostatnio otwarcie przyznał, że sprzedał dane swoich klientów Chińczykom, ale zastrzegł, że jego korporacja nie czyta waszych e-maili. Wierzycie mu? Jego kolega stojący na czele innej giga korporacji, miał śledzić użytkowników swojej platformy handlowej i analizować, co aktualnie sprzedają, dzięki czemu mógł wprowadzać na rynek podróbki tychże towarów, lecz po niższych cenach. Wszystko dzięki temu, że zostały wyprodukowane w Chinach, w kraju dyktatury komunistycznej, gdzie łamane są prawa człowieka i panuje powszechna inwigilacja obywateli.
Cóż za zadziwiająca wspólnota interesów korporacyjnych kapitalistów z władzami chińskiej dyktatury?


Ideałem dla korporacji, byłoby gdyby dopasować cenę produktu do zamożności portfela klienta, poznać jego potrzeby, a nawet za pomocą innych kanałów sztucznie je wykreować, a następnie sprzedać klientowi towar za możliwie najwyższą cenę, jaką jest w stanie zapłacić. To nie jest Science fiction (Sci-fi), to tylko kwestia czasu. Zintegrowany system informacji bankowych oraz internet rzeczy już niebawem pozwoli na taką formę dojenia frajerów. W takim modelu biznesowym wolność słowa jest tylko przeszkodą. Idealnie, gdyby kontrola obejmowała każdy aspekt sprzedaży. Nie masz środków płatniczych? To udzielimy ci kredytu, za pieniążki, których produkcję także mamy pod kontrolą. Własność? A po co ci własność? Zamień ją na usługi, które świadczymy kompleksowo a dostaniesz szereg ulg i rewelacyjnych promocji. Budowanie sytemu lojalnościowego. Po co wprowadzać na uczelniach punkty za pochodzenie? Wystarczy wprowadzić punkty za właściwe przekonania, a za niewłaściwe wykluczać ze zdalnego kształcenia a tym samym uniemożliwiać dalszy rozwój naukowy np prawnikom. Natomiast najbardziej spolegliwych nagradzać i finansować poprzez granty lub zlecone prace.


Powracając do rozważań o Pierwszej Poprawce do Konstytucji USA gwarantującej rzekomo wolność słowa. Formalnie korporacja nie jest adresatem normy prawnej zawartej w Pierwszej Poprawce (ta poprawka nie jest skierowana do Korporacji - nie one są adresatem normy prawnej). Zatem wszelkie roszczenia plebsu, który ewentualnie poczuje się pokrzywdzony lub ograniczony w swoich prawach przez korporacje należy kierować na drogę sądową. Kierować przeciwko całej armii prawników opłacanych przez korporację. Powodzenia!!!
Tak, jak zwykły obywatel teoretycznie posiada prawo do wolności, tak teoretycznie jest w stanie wygrać bardzo długotrwałą i kosztowną batalię z wielkimi korporacjami. No, ale czasami takie cuda się zdarzają. Pod warunkiem, że prawnicy nie są jeszcze całkowicie wyprani z moralności, którą to podobno każdy ma własną. Tak przynajmniej twierdzi pani Karolina (uprzywilejowana pupilka właścicieli Salonu24), która stwierdziła, że nie ma jakiejś wspólnej moralności, więc nie można wymagać od innych, aby zachowywali się moralnie, zgodnie z jakimś oczekiwanym standardem. Pani Karolina głosi, a Salon24 promuje na SG, że moralność to sprawa indywidualna i wara innym od tego, jaką kto ma moralność.  Szefowie korporacji też maja swoja moralność, która może nieco odbiegać albo nawet dość znacznie odbiegać od moralności np. 70 milionów obywateli.

Efekt jest taki, jaki na łożu śmierci proroczo wypowiedział George Orwell, cyt.:
„W naszym świecie nie będzie żadnych emocji oprócz wściekłego strachu, złości, triumfalizmu i poniżania własnej osoby. Instynkt płciowy zostanie zredukowany do pustego orgazmu. Nie będzie żadnej lojalności, oprócz lojalności dla partii. Ale zawsze będzie odurzenie chęcią władzy. Zawsze i w każdej chwili będzie podniecenie mocą i dreszczem zwycięstwa, euforią zmiażdżenia wroga, który był bezbronny. Jeśli chcesz zobaczyć obraz przyszłości, wyobraź sobie but odciskający się na ludzkiej twarzy - na wieki.
Morał, jaki należy wyciągnąć z tej niebezpiecznie koszmarnej sytuacji jest prosty:
Nie pozwól, aby tak się stało.
To zależy od Ciebie.”

Koniec cytatu.

Dokładnie ten rezultat obserwujemy obecnie, kiedy tak zwani „demokraci” na kilka dni przed złożeniem urzędu przez Donalda Trumpa uruchamiają wobec niego procedurę impeachmentu, popierają zablokowanie urzędującej głowie państwa dostępu do mediów masowego przekazu. Jak na dłoni widać dziką chęć upokorzenia i zniszczenia wroga, który jest silny jedynie poparciem swoich wyborców. Ich także postanowiono wykluczyć i skazać na banicję. Na razie banicję wirtualną i medialną, choć blokowanie dostępu do kont bankowych i kanałów komunikacyjnych, jest już całkiem realne.  Lewicowa opozycja demonstruje dobitnie, że można ukatrupić politycznie każdego faceta, który nie podoba się bogaczom stojącym na czele korporacji. W historii USA istnieje długoletnia tradycja mordowania prezydentów, ale mordowanie medialne (nie fizyczne) to jest novum i zarazem signum tempore ponowoczesnych czasów. A jeżeli można wyautować społecznie Prezydenta USA, to tym bardziej można wyautować każdego szarego obywatela i nikt nie ujmie się za jego prawami. No, chyba że kilku polityków przestraszy się takich korporacyjnych praktyk i zacznie temu przeciwdziałać lub kilku sędziów dostrzeże zagrożenie dla systemu.

Moralność też jest oparta na przekonaniach, religijnych, filozoficznych itd.
I jak teraz, pani Karolino, zakazać korporacjom działań niemoralnych?
Dlaczego bogaci faceci, którzy dążą do zmonopolizowania rynku i w sposób niemoralny ograniczają działania konkurencji, mieliby nie zmonopolizować polityki? Co ich przed takim działaniem powstrzymuje?

I to dochodzimy do sedna - sojuszu lewaków z wielkim kapitałem. Dla niektórych jest to sojusz ciężki do pojęcia, wręcz niezrozumiały. Czy góra cukru, lub góra pieniędzy musi z człowieka czynić od razu kapitalistę? Czy nie może on być nowoczesnym lub ponowoczesnym Marksistą finansującym utylitarne projekty, przykładowo: LGBT, walkę z ocieplaniem klimatu w Hiszpanii, walkę z emisją CO2 z węgla europejskiego, ochronę kornika „białowieszczańskiego”?


Wielu lewicowych polityków jest opłacanymi marionetkami w rękach kapitału.

Świadomie na to się godzą lub nieświadomie wybierają taką właśnie drogę kariery - do władzy i pieniędzy. Weźmy taki podwórkowy przykład pana Kalisza. Adwokata, a więc wydawałoby się osoby posiadającej jakąś tam moralność ukształtowaną w PRL i PZPR. Otóż w tym przypadku posiadanie poglądów lewicowych, socjalistycznych i pro społecznych, absolutnie nie stoi w sprzeczności, aby zajadać się kawiorem, jeździć Jaguarem, otaczać się luksusem a w weekend uczestniczyć w protestach nowego proletariatu - to znaczy nowego prekariatu. Wspierać biedotę w walce o władzę oraz przywileje (Kalisz był przeciwny otwarciu zawodów prawniczych, krytykował lustrację). Czy gdyby pan Kalisz doszedł do takich pieniędzy, jak Mark Zuckerberg, Elon Musk, Jeff Bezos czy George Soros, to zmieniłby swoje lewicowe poglądy i lewicową moralność na poglądy prawicowe i prawicową moralność, na takie np. w stylu Korwina? Czy przestałby wtedy wspierać lewicowe projekty, na reklamie których może przecież tylko zyskać? Gdyby reklamy nie działały, to korporacje nie pakowałyby w nie tylu milionów. Dlaczego wspomniani powyżej panowie, najbogatsi ludzie na świcie (niestety, nie obowiązują tu parytety - nie ma żadnej pani) mieliby zmienić swoje zachowania i moralność, skoro tylko dzięki temu osiągnęli sukces i nadal umacniają swoją pozycję? Pora na obalenie kolejnego mitu i żenującego wręcz uproszczenia myślowego, rodem z książeczek o marksizmie i leninizmie, zgodnie, z którymi ten, kto ma kapitał musi mieć prawicowe poglądy. Świat się zmienił Kapitalista współcześnie może mieć jakiekolwiek poglądy, może ich w ogóle nie posiadać i kierować się wyłącznie chęcią zysku. Mało tego może swobodnie wpływać i kształtować poglądy innych ludzi a nawet całych mas społecznych. A jeżeli już dochodzi do tego, że w mediach publicznie demonstruje jakieś poglądy, to czy one muszą być szczere i prawdziwe?



Przypisy:

(1)   Link do artykułu:: https://www.salon24.pl/u/realkonkret/1087515,rewolucja-bezmyslnych-wandali-notka-pozegnalna

(2)  W ten sam sposób ekipa Tuska o mały włos, za sprawą inwestycji Amber-Gold doprowadziłaby do przejęcia przez Niemców polskiego lotnictwa.

(3)  Link do artykułu: https://www.salon24.pl/u/realkonkret/976598,czy-niemcy-kradna-polskie-ryby-i-niszcza-polskie-rybolowstwo

(4)  Za pomocą wprowadzenia limitów, które doprowadziło do przejecie zakładów, następnie zniesienia tychże limitów, w rezultacie czego obecnie znajdujemy się w punkcie wyjścia, tyle tylko, że zmieniła się struktura właścicielska zakładów - polskie zakłady mają teraz niemieckich właścicieli.

(5)  Wyjątki zawarte są w ustawach. Ale jak wiemy, są akty niższego rzędu i wszystko może zakończyć się bałaganem  i chaosem niekompetencji tak, jak w przypadku wcześniejszego przejścia na emeryturę pani Gersdorf, które nie było zgodne z zapisem konstytucji RP mówiącymi o kadencyjności pierwszego prezesa SN.

(6)  Z faktu, że ktoś ma zakaz pozbawienia innej osoby czegoś, nie wynika jeszcze, że ta inna osoba jest w posiadaniu tego czegoś.

(7)  Cytat z preambuły do Konstytucji USA.



Harcownik
O mnie Harcownik

Grafika z akcji #GermanDeathCamps. fot. Tomasz Przechlewski / CC 2.0 Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka