Harcownik Harcownik
1091
BLOG

Frajerzy od piłki kopanej.

Harcownik Harcownik Ekstraklasa Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Od czasów przekrętów pokazanych w filmie Piłkarski poker w polskiej piłce niewiele zmieniło się na lepsze. Do profesjonalizmu zawodników, trenerów i menadżerów na poziomie europejskim wciąż jest daleko. W polskim futbolu nadal liczą się tzw. myki lub wymyki.
Dajmy na to taki przykład. W puli losowania są cztery drużyny - dwie mocne i dwie słabe. Oczywiście lepiej jest grać w grupie z jedną mocną drużyną i dwoma słabymi, zamiast grać z dwoma mocnymi i jedną słabą drużyną.  Co zrobić, aby dostać się do tych mocnych?  Trzeba być mocną drużyną, albo …. trzeba rozegrać mało meczów, ale za to ze słabymi drużynami i dzięki takiemu prostemu wymykowi ranking polskiej drużyny skórokopów poszybował prawie na sam szczyt. Prawda, że proste?
To jest właśnie ten myk - wykorzystanie luki w przepisach, która pozwala drużynie słabej dostać się do mocnego koszyka. Nie my pierwsi to stosowaliśmy, ale jako ostatni na tym wpadliśmy.


Ekspertów zajmujących się piłką nożną jest mało, a i ta nieliczna garstka wie, z czego są najlepsze konfitury, więc długo trwało pompowanie balona huraoptymizmu i balona oczekiwań. W tym czasie sprzedano o wiele więcej reklamowanych produktów, wysoko wypozycjonowano nie tylko komercyjne marki, ale i samych piłkarzy, dziennikarzy sportowych, ekspertów sportowych, sprzedano rekordowe prawa do emisji, biletów, wycieczek itd. Jednym słowem przewalono mnóstwo kasy.


Balon pękł podczas mistrzostw świata w Rosji, kiedy zobaczyliśmy naszych paralitycznych piłkarzy w „akcji”. Wystraszeni, na trzęsących nogach. Do pełnego obrazu brakowało tylko przypiętego albo luźno majtającego się między nogami medycznego worka na mocz.


Aby uniknąć tego rodzaju myków i zarobić jeszcze więcej kasy zmieniono formułę i wprowadzono Ligę Narodów - nowe rozgrywki, które boleśnie zweryfikowały poziom i stan polskiej piłki.
Jestem kibicem, ale nie jestem fanatykiem. Żal mi tych wszystkich frajerów, którzy za swoich prezesów i kopaczy gotowi są skoczyć w ogień.

Klub to Wy! To Wy kibice jesteście grupą, na której drużyna piłkarska zarabia i jesteście tymi, którzy powinni reagować wtedy, gdy dzieje się źle.


A co mamy w Krakowie?
Stado bezmózgich baranów sterowanych przez złodziei i gangsterów. Żal mi naprawdę pana Jerzego Fedorowicza, który wygłupił się i w telewizyjnym wywiadzie, w którym niemal ze łzami w oczach mówił:
... co z tą naszą Wisełką i żeby Wisełka nie spadła...
... to jest bardzo ważny problem społeczny...
  ...nikt tego nie może zrozumieć...
Po pierwsze to nie jest żaden ważny problem społeczny, tylko problem nielicznej grupy kibiców Wisły. W skali ogólnopolskiej należy tylko zadbać o to, aby nie dotować złodziei i bandziorów z publicznych pieniędzy. Poza tym żadnego problemu społecznego nie ma.
Wszelkie relacje z władzami klubu powinny być poddane kontroli lub audytowi odpowiednich organów, tak krakowskich organów samorządowych, jak i krajowych (prokuratura, skarbówka), oraz organizacyjnych - jak PZPN, (który zdaje się nic nie może lub nie chce).


Gdy nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze.
Wobec piłkarzy długi Wisły sięgają około 6 mln zł wobec innych podmiotów około 20 milionów. Jeżeli piłkarzowi nie płaci się przez dwa miesiące to może on rozwiązać umowę z klubem i zabrać swoją kartę zawodniczą. Nadal przy tym zachowuje roszczenie o zapłatę zaległych wynagrodzeń.
Podobna sytuacja miała miejsce kiedyś w Widzewie. Sprawami kupna i sprzedaży zawodników zajmował się syn prezesa. Zamiast sprzedać jednego lub dwu zawodników i uregulować należność wobec pozostałych, zajmował się opowiadaniem jakiś bajek do prasy i generalnie prowadzeniem rozrywkowego trybu życia. Efekt był taki, że kilku lub kilkunastu zawodników odzyskało swoje karty zawodnicze. Czyli obrazowo mówiąc zamiast sprzedać jednego za milion i uregulować zaległe pensje wobec pozostałych, stracono około 7 milionów, gdyż sprzedawać nie było już kogo. Towar - czyli zawodnicy odeszli za darmo a długi do spłacenia nadal pozostały.
Taka sama sytuacja jest obecnie w Wiśle, zamiast sprzedać trzech zawodników (tyle wynika z wyceny zawodników), najprawdopodobniej wielu z nich odzyska swoje karty zawodnicze i odejdzie za darmo.
Jak się dowiadujemy pozostałe długi w kwocie około 20 milionów miano załatać sprzedażą klubu za złotówkę i obietnicą kolejnej pożyczki na 20 milionów.
Co za "wyrafinowany" biznes?
Spłacać długi przez zaciągnięcie kolejnych długów. Sprzedając przy tym markę za 1 zł. Do prowadzenia takiej menadżerki nie trzeba mieć skończonej podstawówki. Nawet jedna połowa mózgu wystarczy do podejmowani takich strategicznych decyzji.

Powiem tak, jeżeli Wam kibicom zależy na klubie? To przestańcie chodzić na mecze organizowane przez złodziei i bandytów. Zawiążcie od podstaw nowy klub, zawrzyjcie umowę z miastem o udostępnienie boiska i twórzcie tę drużynę od podstaw uczestnicząc aktywnie w jej budowaniu.

Każdy klub może upaść, ale jeżeli są ludzie, którym zależy na klubie, to po upadku się podniosą, w takiej czy innej formie. Widziałem, jak upadał Widzew i ŁKS i powiem tylko, że Wisły w obecnej formie już nikt nie uratuje. Żaden szejk z petrodolarami. Albo kibice stworzą coś nowego i przejmą poprzednią nazwę, zanim przehandluje ją zarząd, albo klub przejdzie do historii.


Gdzieś w Ameryce drużyna futbolu amerykańskiego w ten właśnie sposób zdobyła mistrzostwo kraju. Najważniejsze decyzje - w tym dotyczące wyboru prezesa i trenerów odbywały się publicznie na stadionie.


Klub to nie są działacze. Klub to kibice. Kibice, którzy są z klubem bez względu na to, w której lidze rozgrywek gra ich drużyna.
Widzew spadł do 4 ligi i świat się nie zawalił. Wręcz przeciwnie klub rozwija się jak nigdy. Tylko paru oszustów i prezesów straciło twarz i wiarygodność. Zdemaskowano ich niekompetencje i chęć zysku - jak w sprawie dotyczącej znaku i nazwy klubu.

Nie tak dawno, jak zwykle szedłem rano przez park miejski do piekarni po chleb. Pogoda była brzydka, było chłodno i siąpiła mżawka. Idąc widziałem ogromną grupę ludzi biegającą po parku. Większość w czerwonych koszulkach Widzewa. Biegli trasą oznaczoną taśmami, obok widać było sporo osób w żółtych kamizelkach tzw. technicznych - zabezpieczających ten bieg od strony technicznej. Wyglądało to bardzo profesjonalnie. Wszyscy to kibice Widzewa. Po prostu tłumy ludzi. 
Nie chciałem przeszkadzać biegnącym, więc sporo czasu musiałem odczekać, aby móc przejść na przełaj trasy biegu. Stałem i przypatrywałem się biegnącym. Nie wszyscy mieli kondycje, ale u wszystkich widać było zapał i dobre samopoczucie. Biegło w sumie ponad 650 osób, bo nie wszyscy byli oficjalnie zarejestrowani.
Poszukałem w necie i znalazłem filmik, który dokładnie potwierdza moje wrażenia.



Szedłem dalej podbudowany tym, co zobaczyłem i postanowiłem, że wezmę udział w kolejnym biegu. Doszedłem do piekarni. Przed piekarnią też byli kibice, jednak ci stali grupkami i pili piwo przed wejściem do autokaru jadącego na mecz do Chorzowa. Oni z pewnością nie nadawali się do dłuższego biegania.


Tylko od kibiców zależy, jaki profil przybierze ich klub.


Osobnikom mało aktywnym i biernym takim, jak Fedorowicz, pozostaje biadolenie, opowiadanie dyrdymałów o rzekomo ważnym problemie społecznym i naiwna nadzieja, że ich klub nie spadnie z ekstraklasy. Jednym słowem frajerstwo.

Harcownik
O mnie Harcownik

Grafika z akcji #GermanDeathCamps. fot. Tomasz Przechlewski / CC 2.0 Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport