Jest w mojej wsi droga. Droga prowadząca do nikąd, solidna, niezbyt zniszczona, wyłożona solidną kostką. Ma około 700 metrów. W zasadzie nikt nią nie jeździ. W całości leży na terenach prywatnych. Największy ruch panuje na niej gdy ktoś organizuje tam kulig. Od kiedy pamiętam wiejskie kuligi dla dzieciarni były organizowane regularnie gdy tylko spadł śnieg. Oczywiście w czasach minionych dużo częściej niż obecnie. Z przyczyn wiadomych. Pamiętam kuligi śmigające po drodze publicznej, za saniami konnymi, później za traktorem, za samochodem. Akurat wczoraj spadło trochę śniegu i warunki do kuligu były dosyć znośne. Zaczepiliśmy do samochodu rząd sanek i chyba ze dwadzieścia dzieciaków miało super zabawę. Przy okazji lepienie bałwana, bitwa na śnieżki, ognisko i ufundowane przez sponsora czekoladowe wafelki i herbatka. I zabawa już miała się kończyć gdy nagle ujrzeliśmy zjawisko jak nie z naszej planety.
Otóż na naszą imprezę, migając niebieskimi światłami podjechał radiowóz. Widok dlatego nieziemski, że ostatnio policję widziałem we wsi w stanie wojennym jak przyjeżdżali kupować bimber i rąbankę. Wtedy oczywiście nie byli policją, a milicją. „Mamy doniesienie obywatelu, że wy tutaj organizujecie nielegalny kulig”. Wow!!! Poważne przestępstwo. Skruszony powiedziałem: „Poddaję się dobrowolnie surowej karze pod warunkiem poinformowania mnie o przepisach, które mówią jak ma wyglądać kulig legalny”. Niestety odpowiedzi się nie doczekałem. Ponad pół godziny tłumaczyliśmy, że impreza jest na terenie prywatnym i żeby dali sobie spokój. W końcu pojechali.
Oczywiście szybko okazało się kto jest tym sygnalistą. Otóż we wsi mamy pięć nowych chałup zbudowanych przez przybyłe z Wrocka rodziny, które tak sobie żyją trochę obok nas. Rano wstają, razem z dziećmi jadą do miasta i wracają pod wieczór. W weekendy wyjeżdżają albo ktoś do nich przyjeżdża. Ale dzieciaki czasem wychodzą i z miejscowymi się kumplują. No i wydało się kto kapuje. Otóż jeden chłopaczek jak zobaczył z okna imprezkę to bardzo chciał w niej uczestniczyć. Matka mu nie pozwoliła ze względu na możliwość zagrożenia zdrowia i życia. Ale on tak bardzo płakał, że nie może tam się pobawić, że matka postanowiła zakończyć imprezę, żeby synek się nie stresował, a ona nie traciła urody przez nerwy. I zadzwoniła na policję.
Nie musiała tak radykalnie postępować. Mogła przecież delikatnie wytłumaczyć synkowi, że może sobie ściągnie na komputer jakąś grę pod tytułem „Tęczowy Kulig” czy jakoś tak, albo ściągnie na telefon kuligową aplikację. I będzie miał to samo albo i lepiej, a nie będzie narażał się na przeziębienie i smarki niczym zamarznięty wodospad Niagara.
Że też jeszcze nikt w tym naszym zbiorowisku geniuszy, czyli sejmie nie wpadł na pomysł ustawy „kuligowej”. Mogliby naprawdę się wykazać.
Moje propozycje;
1. Ukończenie kursu dla przewodników kuligów zakończonego państwowym egzaminem (koszt kursu 2000 zł, egzamin 250 zł)
2. Zamontowanie atestowanego haka kuligowego zgodnego z normami unijnymi ( koszt haka 1500 zł)
3. Notarialna zgoda rodziców na uczestnictwo w kuligu (100 zł od łepka)
4. Obowiązkowe ubezpieczenie uczestników (50 zł od łepka dziennie, ciągnący 200 zł)
5. Do ciągnięcia zastosowanie atestowanej linki zgodnej z normami unijnymi ( 100 zł za metr bieżący)
6. W kuligu mogą uczestniczyć jedynie sanki atestowane, zgodnie z normami unijnymi ( koszt sanek 1000 zł, atest ma jeden jedynie słuszny producent)
7. Kulig powinien być zgłoszony do Urzędu Gminy na dwa tygodnie przed terminem jego wystąpienia z dokładnym podaniem miejsca, terminu i ilości uczestników (koszt zgłoszenia 100 zł)
8. O imprezie należy zawiadomić pogotowie ratunkowe, straż pożarną, policję, sołtysa oraz proboszcza, w przypadku poczęstunku batonikami sanepid ( 50 zł od zgłoszenia)
9. Osobom towarzyszącym zabrania się spożywania napojów alkoholowych pod groźbą kary grzywny
I nareszcie będzie jak w cywilizowanym kraju.
Komentarze