Wiesz; wydaje mi się, że wreszcie nadszedł koniec ery Michnika. Nie ukrywam, że czekałem na to od dłuższego czasu. Wczorajsze wprowadzenie płatności za internetową Wyborczą będzie gwoździem do trumny całego tego nurtu, który istotnie kształtował debatę w ciągu ostatnich dwu dekad. lat. Lata temu przestałem kupować papierową GW – irytowało mnie przynoszenie do domu dziesiątek stron reklamowych śmieci, a i właściwe pismo, z czasem coraz bardziej przewidywalne w opiniach, coraz bardziej stronnicze i jakby coraz dalsze od rzeczywistości, również przestało pociągać. Michnik zakotwiczył mentalnie gdzieś w trzeciej ćwiartce poprzedniego wieku i już zawsze spoglądał na świat korzystając z tamtego punktu odniesienia. W ogóle linia GW w ostatnich latach wydawała mi się równie napastliwa jak jej „prawicowych” konkurentów, tyle, że czynili to z większą ogładą, nie szarżowali z dzikimi wrzaskiem, nie odlatywali gdzieś na krańce galaktyki jak potrafi uczynić to np. Sakiewicz.
Mimo to GW trzymała Polskę w nieustannym podwójnym nelsonie. Niby można było rozmawiać, ale co to za rozmowa, gdy w płucach coraz mniej świeżego powietrza?
Ciekawe tylko kto przejmie teraz rząd dusz? Kto pociągnie tę grossowsko-hartmanowsko-środową narrację? Ktoś się pewnie znajdzie, ale kto? Zobaczymy, lecz nie sądzę, aby mógł to czynić z takim rozmachem jak GW. I dobrze.
Ludzie z Wyborczej chyba jeszcze nie wiedzą jak szybko się tonie, ale przekonają się o tym lada dzień. Internet pozwalał im jeszcze jako tako trwać w społecznej świadomości. Wiesz; ta codzienna poranna kawa połączona w jeden rytuał z szybkim oglądem „co tam na Wyborczej”. Lecz to łatwo odejdzie do przeszłości. Netowy lud znajdzie nowe przystanie, przywyknie do picia kawy przy innych stolikach, a powrotu już nie będzie. Bo niby jak i po co?
Dawno temu zrezygnowałem z telewizji. Teraz przyjdzie pewnie zupełnie rozstać się z prasą, bo nie znajduję tam niczego, czego nie wiedziałbym już wcześniej z innych źródeł, a do tego zupełnie nie smakuje mi sos, którym to podlewają. Będzie więcej czasu na książki. Świat znowu zwolni. Będzie trochę mniej adrenaliny, więcej spokojnej refleksji. Wiesz; w zasadzie cieszę się na to. Właśnie wczoraj zamówiłem w bibliotece kilka pozycji. Dziś jadę oddać poprzednie i odebrać nowe. Wygląda na to, że wieczorem znowu będzie jak dawniej. Ciepły koc, lampka czegoś na sen i szelest papieru. Laptop też odpocznie.
Hmm...Polska bez Michnika? Chyba tak. Kto by pomyślał, że stanie się to w ten sposób...
Miłego.