Polecam moją najnowszą książkę.
Polecam moją najnowszą książkę.
Kurier z Munster Kurier z Munster
4405
BLOG

Komorowskiemu pozostał już tylko strach

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 26

Adam Michnik: "Bronisław Komorowski mógłby przegrać wybory, gdyby pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży" ("Tomasz Lis na żywo", 5 stycznia 2015 r.).

Długo myślałem, jaka analogia najlepiej pasuje do opisania rezultatów ostatnich wyborów prezydenckich. Ze sportowych odniesień narzuca się tylko jedno wydarzenie: mecz półfinałowy piłkarskich mistrzostw świata 2014 r., Brazylia – Niemcy w Belo Horizonte (1-7 przyp. red).

Canarinhos wyszli na boisko z niezachwianym przekonaniem, że puchar świata jest ich, zaś do osiągnięcia tego celu wystarczy tylko sam udział w zawodach. Nie mieli żadnego planu na grę. Za to Niemcy antycypowali położenie przeciwników (dyskomfort faworyta), podchodząc do spotkania z precyzyjnym nastawieniem taktycznym.

Brazylijczycy nie wiedzieli co się dzieje, najpierw byli uśpieni, a następnie zdruzgotani; niedowierzali temu co widzą. Ogromną rolę odegrała psychologia.

W takiej sytuacji jest dzisiaj prezydent Bronisław Komorowski. Przegrywając pierwszą turę wyborów stracił głowę. I popełnia błędy, dramatyczne w konsekwencjach. Puściły mu nerwy. Przyjmując propozycję programowe Pawła Kukiza, usiłuje „podlizać” się do jego wyborców; dodatkowo czyniąc to w sposób mało subtelny i nieprzekonujący. Zaczyna traktować to środowisko instrumentalnie. Ale ludzie wyczuwają taką nieszczerość. Wygląda to paskudnie.

Dlaczego Bronisław Komorowski przegrał, mimo że jeszcze dwa miesiące temu wygrywał w pierwszej turze? W badaniach demoskopijnych należy widzieć trzy elementy: empiryczny pomiar, tendencje, oraz część interpretacyjną.

Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi sondaże wiele powiedziały. Póki do wyborów prezydenckich było daleko, a kontrkandydaci nieśli z sobą wielką niewiadomą, nie prowadząc jeszcze konkretnych działań wyborczych, Komorowski zwyciężał bezapelacyjnie. Respondenci bardziej oceniali go na urzędzie, niż deklarowali faktyczne poparcie. Jednak w miarę upływu czasu, wraz z przybliżaniem momentu głosowania, wpisywali się w rozkład aktualnych preferencji partyjnych.Trendy były bardzo ewidentne: Komorowskiemu permanentnie spadało, najpierw było ponad 60, później ponad 50, następnie mniej niż połowa, żeby w końcu zbliżyć się do 40 proc. i ostatecznie minimalnie zejść poniżej tego poziomu społecznego poparcia.

Okazało się, że faktyczny wynik był jeszcze gorszy, bo badania nie dogoniły trendu.

Z tym wiążą się dwa inne zjawiska. Często w polityce przeceniany jest element edukacji politycznej społeczeństwa. W trakcie trwania kadencji Komorowskiemu skutecznie udało się „odkleić” od PO, ludzie zapomnieli skąd jest, postrzegali go jako pozapolitycznego arbitra, jednak kiedy kampania ruszyła, w percepcji społecznej powrócił szyld. To spowodowało, że notowania Komorowskiego coraz bardziej wpisywały się w preferencje partyjne.

Drugi czynnik to to, co osobiście nazywam pułapką braku negatywnego elektoratu. Komorowski nie dzieli Polaków, wywołuje słabe emocje, w związku z czym również jego wyborcy pozytywni są do niego słabo przywiązani, intensywność ich sympatii jest mała; coś na wzór miłości z przywiązania, która jednak nie jest romantyczna. Pozornie zakochani łatwo zmieniają uczucia.

Możliwe scenariusze na najbliższe dwa tygodnie.

Druga tura radykalnie zmienia percepcję wyborców. Obserwowałem to na poziomie samorządów. Kandydat który broni urzędu nie wygrywając w pierwszym podejściu i spadając poniżej pułapu 40 proc., robi się dramatycznie słaby; z kolei jego przeciwnik piekielnie mocny, bo wszedł do finału.

Gdy do tego dochodzi jeszcze fakt, że ten który miał być drugi jest pierwszy, sytuacja dla osoby ubiegającej się o reelekcję, staje się niezwykle trudna.

W wyborach niezmiernie ważna jest struktura kandydatów. W przypadku tegorocznej batalii prezydenckiej od początku pracowała ona na korzyść Andrzeja Dudy, zaś na niekorzyść prezydenta Komorowskiego. I to dalej będzie działać, co wyraża się dużą ilością pretendentów o konserwatywnych poglądach, nastawionych na zmianę.

Abstrahując od tego, gdyby Komorowski zachował zimną krew, miałby jeszcze cień szans, ale on stracił głowę, zaczyna popełniać błędy, wymuszane przez presję sytuacji oraz osobiste obawy, a także niecierpliwość, chęć przelicytowania konkurenta.

Komorowski jest przemotywowany. Czym bardziej będzie się starał, tym mniej mu będzie wychodziło. W drugą turę, co jest zresztą dla tego typu przypadków symptomatyczne, wszedł fatalnie.

Konfiguracja wyborczych rezultatów wyraźnie przemawia na rzecz Dudy. Istnieje kilka zasobów wyborczych do których może się odwołać.

Pierwszy to wyborcy, którzy nie brali udziału w pierwszej odsłonie. Próba ich mobilizacji będzie dodatkową przewagą, wypracowywaną w nowym elektoracie.

Drugi to coś w rodzaju „szatańskiego” ruchu, „ugryzienie” jeszcze czegoś w populacji wyborczej aktualnego prezydenta. Część ludzi zachowuje się konformistycznie, głosuje zgodnie z pragmatyzmem, na zasadzie powiedzenia: „umarł król, niech żyje król”.

Wybory samorządowe pokazują, iż niejednokrotnie wyborcy pomiędzy jedną a drugą turą zmieniają preferencje, biegnąc (jak mawia prof. Aleksander Smolar) na pomoc (antycypowanemu) zwycięzcy.

Oczywisty jest również trzeci krok, czyli zwrócenie się w stronę elektoratów Kukiza i Korwina. To nie powinno być trudne, ponieważ ci ludzie, podobnie jak Duda, orientują się na zmianę, głosując według algorytmu dystansu wobec elit.

Stąd dziś o wiele bliższy jest im kandydat PiS, bo dzieli go dłuższa odległość od pola władzy, od establishmentu, natomiast wyborców Kukiza i Korwina napędzają bodźce antyestablishmentowe.  

Wreszcie czwarta grupa, to populacja, która poparła Magdalenę Ogórek. Szacuję, że ci ludzie są niechętni wobec Komorowskiego, inaczej zagłosowaliby na niego już w pierwszej turze. Wprawdzie to niewiele ponad 2 proc., ale – jak mówi Jarosław Kaczyński – „na wojnie każdy karabin się liczy”. Wyborcy Ogórek mogą być niechętni lewicy kulturowej i co najmniej powściągliwi w krytyce wobec Kościoła, co zwiększa szanse Dudy na ich pozyskanie.

Do zagospodarowania są również elektoraty kandydatów ultraprawicowych.

Co pozostało Komorowskiemu? Stara zgrana melodia. Czyli to co nazywam w nowej, dopiero przygotowywanej, książce: zarządzaniem strachem. Przywoływać „demony”, przypominać IV RP, rozbudzać lęki – przed Kaczyńskim, Macierewiczem, prof. Pawłowicz.

Tylko, czy to wystarczy…? Ludzie się chyba już na to immunizowali. Psychologowie społeczni, przedstawiciele teorii wymiany, George Homans oraz Peter Blau, stworzyli teorię deprywacji (nasycenia), a także model malejącej użyteczności krańcowej (Blau), w których stwierdzają mniej więcej tyle, że częstotliwość stosowania pewnych oddziaływań, w miarę upływu czasu, obniża ich skuteczność.

Platforma Obywatelska pozytywnie ma niewiele do zaoferowania i musi odwoływać się do emocji negatywnych.

Druga taktyka to demobilizacja elektoratu Kukiza, połączona z próbą pozyskania nowych zasobów poparcia, w części wyborców nie biorących udziału w pierwszej turze. Sęk w tym, że Komorowski zaczął robić już coś odwrotnego, próbuje zmobilizować wyborców Kukiza, wabiąc ich tanimi zagrywkami. Może osiągnąć skutek przeciwny od zamierzonego: efekt wkurzenia.

Pewne szanse daje Komorowskiemu geografia wyborcza. Ze wstępnych analiz wynika, że Duda przegrał we wszystkich kategoriach miast, zdecydowanie zwyciężając jedynie na wsi. Można to zjawisko spolaryzować, wytwarzając deprecjonujący dla wyborców Dudy podział: miasto – wieś, i w ten sposób, przez efekt zawstydzenia, próbować zniechęcać wyborców Dudy w miastach.

Są jednak dwie luki takiej taktyki.

Po pierwsze, trzeba by to dokładnie policzyć. Po drugie, Platforma nie może robić tego bezpośrednio. Ale może „wypuścić” postacie do partii zbliżone na zasadzie: authority of last resort. Jednak to i tak ryzykowne, gdyż mobikizuje również i drugą stronę.

Zabieg jest trudny, a szanse małe. Duda to nie to samo, co Kaczyński czy Macierewicz. Jego nie da się identycznie potraktować.

Pewne jednak powody do niepokoju Duda może mieć. Niewykluczony (choć mniej prawdopodobny) jest scenariusz, że czynnik, który był jego największym atutem w pierwszej turze, w drugiej stanie się obciążeniem: szyld PiS.

O ile dobrze pamiętam w roku 2010 prof. Jacek Majchrowski w pierwszej turze wyborów na prezydenta Krakowa z kontrkandydatem PiS przegrał, ale w drugiej zwyciężył.

Wiele będzie zależało od debat.

Ale faworytem wyborów jest Duda. Ma lepsze karty, i chyba więcej asów atutowych w rękawie. A jak mówi teoria gier: zwycięży ten, kto skuteczniej zmobilizuje zasoby.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka