Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
247
BLOG

Obsesje Tuska, miliardy dla Polski

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Zapraszam do lektury zapisu wywiadu radiowego,jakiego udzieliłem ostatnio dla PR 24. Rozmowę przeprowadził red . Ryszard Gromadzki. 

Polskie Radio 24, w Strasburgu jest pan Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości, dzień dobry, witam Pana bardzo serdecznie. 

- Witam Pana, Witam Państwa, ukłony z budynku europarlamentu, za 25 minut rozpocznie się głosowania nad składem nowej Komisji Europejskiej. 

Na pana nos, doświadczonego, wytrawnego posła Parlamentu Europejskiego, ta Komisja, nowa, która będzie autoryzowana za chwilę przez PE, to będzie Komisja bardziej przyjazna Polsce niż ta poprzednia, której twarzą był pan Frans Timmemans? 

- Po pierwsze, musi powstać. Na to jest spora szansa. Pewności stu procentowej nie ma. Sprzyja powstaniu nowej Komisji i zaakceptowaniu jej głosowanie jawne. Wówczas chęć buntowania się będzie nieco mniejsza, zwłaszcza w tych grupach politycznych, które otwarcie deklarują, że ją poprą. Przypomnę, że pani von der Leyen przeszła raptem dziewięcioma głosami w głosowaniu na szefa Komisji Europejskiej, głosami skądinąd 26 europosłów PiS-u wygrała.  Ale było to głosowanie tajne, więc tutaj możliwości głosowania takiego buntowniczego, takiego brykania politycznego były większe. Zakładamy, że przejdzie, oczywiście. A odpowiadając na pytanie: ta nowa Komisja będzie lepsza – z prostego powodu: w starej Komisji w ostatnich dwóch latach przewodniczący Jean Claude Juncker, który miał swoje problemy, zostawmy je, de facto, w sensie politycznym, abdykował. I jego rolę zaczął coraz bardziej przejmować ofensywny, rozpychający się łokciami komisarz Frans Timmermans, który obrał sobie Polskę jako taką tarczę strzelniczą, którą rozszerzył o Węgry, Rumunię, Czechy, Słowację – czyli państwa naszego regionu, zamykając oczywiście oczy na to, co się dziele we Francji („żółte kamizelki”) czy na to, co działo się  Katalonii. I to oczywiście dla Polski i naszego regionu było fatalne. Teraz pani przewodnicząca von der Leyen jest politykiem bardzo pragmatycznym, zdroworozsądkowym. 

O mocy sprawczej? Jest politykiem samodzielnym czy też politykiem dyspozycyjnym? Wobec kogo dyspozycyjnym? 

- Przede wszystkim reprezentuje Unię Europejska, ale w praktyce Niemcy i jej autorytet z definicji jest większy niż polityka, który – przy całym szacunku – reprezentuje Wielkie Księstwo Luksemburg. Mówię tutaj o Junckerze, więc siłą rzeczy jej możliwość osadzenia pana Timmermansa, który jest wiceprzewodniczącym, jednym z siedmiu, odpowiedzialnym za politykę klimatyczną, usadzenia na tym miejscu, żeby nie psuł pracy Komisji Europejskiej swoimi wojenkami, swoimi obsesjami – będzie myślę łatwiejsze niż to było w  przypadku pana, który zresztą z Timmermansem nie potrafił sobie pod koniec kompletnie poradzić. Myślę, że pani von der Leyen ma dobre relacje z panią kanclerz Merkel, natomiast myślę, że tak naprawdę w tej chwili ona już rozpoczęła walkę o swoją drugą kadencję. Juncker był jedna, ale jego poprzednik Barroso był dwie kadencje. Myślę, że von der Leyen będzie starała się utrzymywać poparcie z różnych stron sceny europejskiej. Także z Polski, z rządu Prawa i Sprawiedliwości. To wpłynie na normalizację stosunków między Unią a Polską. 

Parytety, o których zresztą nie po raz pierwszy mówiła pani von der Leyen: ekologiczny, związany z nowa polityką klimatyczną – czy te parytety nie będą dolegliwe dla Polski? Głównie ze względu na uwarunkowania, z którymi mamy do czynienia, to jest wyrównania pewnego poziomu infrastruktury, ogromnych nakładów, żeby poziom, do którego zmierza Komisja Europejska, Unia Europejska w zakresie standardów ochrony środowiska był osiągany również w Polsce? 

- To kluczowa kwestia i bardzo ważne pytanie. Pani przewodnicząca von der Leyen zapowiedziała w lipcu, kiedy ją wybierano, że chce po stu dniach urzędowania nowej Komisji Europejskiej przedstawić założenia nowej polityki klimatycznej i tej „neutralności klimatycznej” do roku 2050. Sto dni, jeżeli powołana zostanie teraz, czyli od 1 grudnia, bo tak to formalnie ma być – przypada to na sesję w Strasburgu pod koniec pierwszej dekady marca. Tymczasem już w  grudniu szczyt Rady Europejskiej zajmie się tymi kwestiami. Mamy taką sytuację trochę dziwną, że Rada Europejska swoje, a  dopiero po trzech miesiącach Komisja Europejska zajmie swoje stanowisko - taka trochę rozbieżność, rozziew. Natomiast co do konkretów, są wyliczenia, które mówią, że Polska powinna, żeby całkowicie  zrekompensować koszty tej transformacji energetycznej, klimatycznej, powinna otrzymać nawet do 210 miliardów euro. 

Ogromna kwota! Jest w ogóle jakieś otwarcie na tego rodzaju dyskusję po stronie Komisji Europejskiej?   

- Czesi obliczają, że to jest około 100 miliardów euro w ich przypadku. Nawet jeżeli są to kwoty negocjacyjne, to co słyszymy z  przecieków – oferowanie Polsce 5 miliardów euro to jest oczywiście kwota, jak policzyłem przynajmniej czterdzieści razy mniejsza niż nasze potrzeby. Diabeł siedzi w szczegółach, te negocjacje będą bardzo twarde. No, ale też przypomnę Polska ma w tej kwestii – tak samo, jak w innych kwestiach – prawo weta i tutaj polityka europejska, także w tym obszarze musi powstać na zasadzie konsensusu i jednomyślności – być efektem głosowania właśnie jednomyślnego. My tej bomby atomowej nie używamy, a  tą bombą atomową jest weto, ale w kwestiach kluczowym nie należy wykluczać z góry, że tego instrumentu się nie użyje. 

A propos tej politycznej bomby atomowej, broni atomowej – taki termin został sformułowany w czasie ostatniej kadencji KE również w odniesieniu do Polski – czy ta formuła wiązania,  przestrzegania praworządności z wypłatą funduszy unijnych można oczekiwać tego, że Unia Europejska pod kierownictwem pani von der Leyen będzie kontynuowała budowę tego mechanizmu ze skutkami politycznymi, gospodarczymi dla krajów, które mogłyby zostać nią objęte – myślę przede wszystkim o naszej ojczyźnie. Czy należy poszukiwać, jak Pan powiedział, pewnego zrównoważenia, pewnej powściągliwości, jakiejś koncyliacyjnej formuły? 

- Już to nastąpiło :  pani von der Leyen jest pragmatyczna, jak powiedziałem, powiedziała, że ocena stanu praworządności nie będzie tak, jak dotychczas sfokusowana na poszczególne kraje, na takich dyżurnych chłopców do bicia dla pana Timmermansa w postaci Polski, Węgier i w ogóle krajów naszego regionu - tylko, że nastąpi to, uwaga, we wszystkich krajach członkowskich UE. A więc jest tutaj taki sygnał, że będą te same reguły gry dla wszystkich. To ważna deklaracja. Zwracam uwagę, że decyduje pragmatyzm polityczny – pani von der Leyen została wybrana bardzo niewielką liczbą głosów, w tym 26 głosami posłów PiS-u  - a sojusznika lepiej nie atakować, zwłaszcza, gdy to poparcie jest nieduże. Sprawami praworządności będzie zajmować się pani Vera Jourova z Czech, a więc z kraju naszego regionu. Czech, które też poddawane były pewnemu ostracyzmowi. 

Chociażby w sprawie przyjęcia kwot imigrantów – prawda,  jak pamiętamy… 

- Oczywiście, oczywiście, ale nie tylko. Ona została zgłoszona przez obecny rząd, co warto podkreślić. I zresztą będzie komisarzem po raz kolejny, skądinąd taka ciekawostka, miesiąc siedziała w więzieniu właśnie jako mister czeskiego rządu. Potem ją z tego uniewinniono. Ciekawy, taki filmowy życiorys. Natomiast ja myślę, że ona będzie mieć zrozumienie dla naszego regionu. Z prostej przyczyny, ponieważ z niego pochodzi. 

A kwestia związana z przestrzeganiem, czy rzekomo dyskryminacją środowisk LGBT w Polsce – czy będzie jakieś kryterium, które może być signum nowej kadencji Komisji Europejskiej, czy ta sprawa będzie wykorzystywana jako oręż, jako narzędzie politycznego nacisku pana zdaniem. Oczywiście odwołuję się do tej pseudodebaty, która miała miejsce wczoraj w Parlamencie Europejskim. Mówię pseudodebaty – bo jak pan doskonale wie, uczestniczyło w niej kilkadziesiąt osób na siedmiuset przecież posłów w europarlamencie? 

- Po pierwsze to nie będzie na pewno rolą, ambicją powołanej Komisji Europejskiej, bo tego typu dyskusje będą odbywać głównie w Parlamencie Europejskim. Wczoraj w tej debacie uczestniczyło mniej więcej 6-7% posłów, ale też zwracam uwagę, o czym się nie mówi, że w temacie tej debaty w ogóle słowo Polska nie padało. W związku z tym tutaj nie musimy się tym jakoś specjalnie przejmować. To może jest temat spektakularny, do tego się wraca po raz kolejny w ostatnim czasie – mieliśmy już jakieś zarzuty o brak edukacji seksualnej na posiedzeniu europarlamentu w Brukseli dwa tygodnie temu. Przedtem była to kwestia praworządności, teraz jest nowy kij bejsbolowy,  przez niektóre środowiska lewicowe czy liberalne używany. Ale myślę, że polityczne tego konsekwencje są raczej, delikatnie mówiąc, symboliczne. 

Wczoraj w Warszawie gościł Charles Michel, nowy przewodniczący Rady Europejskiej, następca Donalda Tuska. W wypadku tej instytucji po zakończeniu kadencji Tuska – można też mówić o nowym otwarciu, o innym podejściu i ze strony samego przewodniczącego i tego gremium w relacjach z Polską? 

- Tak, będzie wreszcie czas na normalność, na partnerstwo, na spokojnie wyjaśnianie sobie swojego punktu widzenia, na szukanie tego, co nas łączy. Ostatnie pięć lat czyli dwie kadencje Donalda Tuska, to był czas wielkich emocji, osobistych, negatywnych pana Tuska wobec polskich władz, polskiego rządu, Polski jako takiej, obrażanie się na Polaków, że jego partii nie wybrali. I te pięć lat upłynęło w cieniu takiego dąsania się Donalda Tuska na władze Rzeczpospolitej. To był czas, w pewnym sensie nienormalny – w Europie nie było tak do tej pory i pewnie tego nie będzie. Premier Belgii Charles Michel  jest człowiekiem pragmatycznym, chciałby mieć we własnym dobrze pojętym interesie, mieć z piątym co do wielkości krajem UE dobre relacje. I to nastąpi. Na szczęście, Bogu dzięki, wraca normalność w relacjach między Radą Europejską a rządem polskim. 

Donald Tusk kilka dni temu, kiedy w Zagrzebiu został wybrany na przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej od 1 grudnia, kiedy formalnie przejmie nowe obowiązki  w stopniu znacznie bardziej intensywnym niż wcześniej zaangażuje się w krajową, polską politykę – to należy traktować jako taki krzyk łabędzia czy też deklarację realnego zaangażowania się w polską politykę ze wszystkimi intencjami tego faktu? 

- Powiedział też, że nie będzie już nudziarzem. 

Największym europejskim biurokratą 

- To jest informacja bardzo interesująca, zwykle nudziarze zaprzeczają, że są nudziarzami. Natomiast już tak poważnie mówiąc, to oczywiście będzie tę funkcję wykorzystywał – zwracam tak delikatnie z pewną nieśmiałością wrodzoną sobie, że w Europejskiej Partii Ludowej są dwie partie – i PO i PSL. Już czytałem w tygodniku „Wprost”, tym ostatnim zresztą, wywiad pana Budki z Platformy, który z takim zaniepokojeniem, obawą mówi, że ma nadzieję, że pan Donald Tusk poprze Platformę Obywatelską – w domyśle, ze może poprzeć PSL i Kosiniaka-Kamysza w wyborach prezydenckich. Te spory w opozycji mnie trochę bawią i śmieszą, ale to chyba rzeczywiście jest jakaś poważna sprawa i poważny problem między Tuskiem a kierownictwem PO. Ta, krążąca jak widmo komunizmu kiedyś nad Europą, mówiąc Karolem Marksem, obawa poparcia przez Donalda Tuska innej partii niż PO w wyborach prezydenckich czy w ogóle – jest obecna, krąży nad opozycją. Podkreślam : problemy i bóle głowy opozycji nie są moimi problemami. 

No, ale czy z  perspektywy tej europejskiej synekury jaką będzie zajmował teraz  Tusk, można powiedzieć, że ten urząd ma jakąś moc sprawczą w polityce? Jednak w pewnym oddaleniu, siłą rzeczy, funkcjonuje. Nie wydaje mi się – chociaż jestem ciekaw Pańskiej opinii w tej sprawie, że jego deklarowane zaangażowanie mogłoby się w sposób faktyczny przekładać na bieg spaw w Polsce. Mówię oczywiście o tym, co się dzieje w środowisku politycznym opozycji. 

- W praktyce politycznej nie ma instrumentów oddziaływania na Polskę. Może gadać i gadać. Może też powtarzać: „skuś baba na dziada”, wbijać jakieś szpileczki w postaci symbolizujące  Jarosława Kaczyńskiego czy  Mateusza Morawieckiego – natomiast poza tym, że będzie zwoływał raz w roku zjazd Europejskiej Partii Ludowej, a także będzie brał udział w spotkaniu premierów z EPL-u przed szczytem Rady Europejskiej , to tutaj w  zasadzie jego wpływ jest ograniczony, bo to stanowisko w EPL-u jest stanowiskiem dla „byłych” – były premier Belgii Martens sprawował to stanowisko,  były szef Komisji Rolnictwa europarlamentu, były szef frakcji EPL w europarlamencie, Daul z Alzacji. W związku z tym to jest może taka i fajna emerytura polityczna : wysokość pensji równej europoselskiej, natomiast nie ma to mocy sprawczej, także myślę, ze ci, którzy wiążą jakieś nadzieje z Donaldem Tuskiem – to przesadzają, a ci którzy się obawiają – też przesadzają. 

Zostawmy w takim razie byłych polityków, a przejdźmy do spraw dotyczących tych aktywnych, w  tym samym środku gry politycznej. Pana zdaniem, sytuacja, z którą mamy w tej chwili do czynienia w Platformie Obywatelskiej – prawybory prezydenckie – mogą przyczynić się do poprawy tej formacji. A pytam także dlatego, że z sondażu, który publikują polskie media, a konkretnie „Super Exspress” wynika, że dystans pomiędzy urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą a Małgorzatą Kidawą-Błońską zmniejsza się. Z czego, Pana zdaniem, ma wynikać ten trend? Właśnie ze stworzenia tej formuły prawyborów i szumu medialnego wokół tej sprawy? 

- Przede wszystkim  ja mam wrażenie, ze te sondaże bardzo często, gdy chodzi o wybory prezydenckie, są zazwyczaj dużo bardziej korzystne dla polityków liberalnych, lewicowych – niż wyniki wyborów. Przypomnijmy w 2005 roku wielką przewagę Donalda Tuska nad prezydentem Warszawy, a potem Polski, prezydentem Lechem Kaczyńskim, a potem ostatnio, olbrzymia przewaga początkowo pana Bronisława Komorowskiego nad naszym kandydatem doktorem Andrzejem Dudą i potem wynik wyborczy był zupełnie inny – wyraźne zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego i wyraźne zwycięstwo Andrzeja Dudy - nad Tuskiem  w pierwszym przypadku i Komorowskim w przypadku drugim. W związku z czym ja patrzę na te sondaże ze spokojem – jeżeli w tej chwili prezydent Duda ma aż 6% przewagi, to jest uważam sporo, ale też zwracam uwagę, że w 2015 roku była ciekawa sytuacja. Tam liderzy PSL-u wzywali szereg razy wyborców PSL-u, żeby w drugiej turze zagłosowali na Komorowskiego, po czym okazało się, że olbrzymia większość wyborców PSL, także już w pierwszej turze - zagłosowała na kandydata Prawa i Sprawiedliwości. W związku z tym to pokazuje, że jeżeli ktoś automatycznie zlicza te głosy oddane na partie opozycyjne w tym roku i usiłuje je przekształcić na potencjalny wynik wyborów prezydenckich, to popełnia błąd. 

Nie ma prostego rachunku – chce Pan to powiedzieć. 

- Ponadto to jest też tak, że dla wyborców obozu patriotycznego, niepodległościowego jednak to, że opozycja uzyskała przewagę w Senacie – będzie to taki „wake-up”, pobudka  dla tych, którzy z różnych powodów nie zagłosowali na PiS w tych wyborach, ale na prezydenta Andrzeja Dudę myślę, że tak. Oczywiście ja nigdy nie powiem tak, jak pan Tomasz Nałęcz, który powiedział, że Bronisław Komorowski to jest mistrz, a reszta to czeladnicy. Nie, nie, pan prezydent Andrzej Duda będzie szanował każdego potencjalnego rywala i będzie ciężko pracował tak jak dotychczas. Będzie pracował codziennie, wiele godzin, by zasłużyć na ponowną elekcję. 

A jeszcze a propos potencjalnych rywali prezydenta Andrzeja Dudy – pan Hołownia to jest taki eksperyment, który można w jakiś sposób odnieść do tego, co się wydarzyło w wyborach prezydenckich na Ukrainie – czyli formuły „Sługi narodu” z efektem w postaci prezydentury Wołodymyra Zełenskiego?   

- Absolutnie nie, sytuacja w Polsce jest zupełnie inna, sondaże Poroszenki były rzędu kilku, kilkunastu procent, sondaże prezydenta Dudy to jest pięćdziesiąt parę procent – co jest zupełnie bez porównania. Ja tutaj mam takie wrażenie, że to są próby promowania potencjalnych kandydatów, żeby wystartowali bez szansy na zwycięstwo, żeby przekazali pani Kidawie-Błońskiej czy panu Jaśkowiakowi głosy w drugiej turze. To jest taka parapolityka, nie ma to nic wspólnego z realnym kandydowaniem na prezydenta. 

Bardzo panu dziękuję za tę rozmowę. Dobrego dnia! 

- Biegnę na głosowanie. 

 Powodzenia! 

 - Dziękuję bardzo 

Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości był gościem Polskiego Radia 24. 

 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka