Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
102
BLOG

Rok 2020 w polityce międzynarodowej: od Iranu po budżet UE 2021-27

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Rok 2020 w polityce międzynarodowej zapowiada się pasjonująco, ale też jest (niestety?) ilustracją starego chińskiego powiedzenia: „obyś żył w ciekawych czasach”. A Anno Domini 2020 rozpoczął się likwidacją przez Amerykanów bardzo znaczącego irańskiego generała, co wydaje się otwierać nowy rozdział i na Bliskim Wschodzie i w relacjach USA-świat muzułmański. Piszę te słowa w Brukseli, tuż po wypowiedzi przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która oświadczyła, iż rolą Unii jest „deeskalacja” napięcia powstałego w regionie nazywanego w anglosaskiej literaturze politycznej „Middle East”. Jednoczenie pierwsza Niemka na stanowisku szefa Komisji od czasów Waltera Hallsteina, a więc od równo półwiecza, nie dała się dziennikarzom wyprowadzić na bezdroża antyamerykanizmu i potępiania akcji Waszyngtonu oraz zapowiedzi ewentualnych kolejnych działań USA, których celem może być ponad 50 obiektów w Islamskiej Republice Iranu (tak oficjalnie brzmi nazwa tego państwa). To dobrze świadczy o „numerze 1” w KE, choć na pewno „Bruksela” będzie bliższa w sprawie Teheranu linii Francji i Niemiec, a więc głównych obok prezydenta Obamy, akuszerów „perskiego” porozumienia czterech państw z  2 kwietnia 2015 roku. 

„Irangate” nr 2 - reakcje Europy 

Sytuacją wokół Teheranu i potencjalnym kryzysem międzynarodowym zajmie się również Parlament Europejski w Strasburgu. Grupa polityczna, w której mam zaszczyt reprezentować Polskę – Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – zgłoszą projekt rezolucji, w którym szczególnie mocno położymy nacisk na wycofanie się przez islamską republikę Iranu z  JCPOA czyli wspomnianego już przez mnie wcześniej układu dotyczącego zamrożenia przez to państwo prac nad programem nuklearnym. To oczywiście reakcja ze strony Teheranu na amerykański atak-ale zwracam uwagę na dosyć charakterystyczne przeniesienie w tym kontekście przez eurodeputowanych punktu ciężkości i odpowiedzialności na Bliski Wschód, a nie na świat transatlantycki. Debata ta odbędzie  się zapewne mniej więcej na dwa tygodnie przed planowanym Brexitem, dla którego torysi uzyskali bardzo silny wyborczy mandat w House of Common - skądinąd to najlepszy wynik Partii Konserwatywnej od czasów „Iron Lady” – Premier Jej Królewskiej Mości Margaret Thatcher. Jednocześnie był to najgorszy wynik labourzystów czyli Partii Pracy od 82 (sic!) lat . Rezultat brytyjskich wyborów zapalają w praktyce zielone światło dla historycznego, bo pierwszego opuszczenia przez kraj członkowski Unii Europejskiej. Jeśli formalnie nastąpi wyjście Zjednoczonego Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej z UE, to i tak dalej nie będziemy wiedzieli, na jakich odbędzie się to warunkach w wymiarze gospodarczym i finansowym. Do końca bowiem tego roku ma być wynegocjowany „deal rozwodowy”, który ma określić, na jakich zasadach będziemy jako Unia współpracować z Wyspami Brytyjskimi. Teoretycznie może się to zakończyć nawet sytuacją „no deal”, co będzie obustronnym walkowerem w relacjach między oboma „Wysokimi Umawiającymi się Stronami” po obu brzegach Kanału La Manche (przez naszych partnerów nazywanym Kanałem Angielskim...). 

Kartki europejskiego kalendarza wyborczego A. D. 2020 

W europejskiej rzeczywiści A. D. 2020 ciekawe będą wybory w wielu krajach. Pokażą one bowiem jak rozkładają się sympatie polityczne społeczeństw państw członkowskich UE po latach wyraźnego skrętu w prawo i narastania na Starym Kontynencie nastrojów eurosceptycznych. Pierwszą kartkę tego wyborczego kalendarza zerwali Chorwaci , którzy dość niespodziewanie – wbrew prognozom – wybrali na prezydenta tego kraju nie dotychczas urzędującą Głowę Państwa Kolindę Grabar-Kitarović, a byłego socjalistycznego premiera Zorana Milanovicia. Jeszcze w tym roku wybory prezydenckie odbędą się w następujących europejskich państwach: Polska, Grecja, Mołdawia, Islandia, Białorus. Z kolei parlamenty zostaną wyłonione w Macedonii Północnej, Chorwacji, Gruzji, Czarnogórze, Rumunii, Serbii oraz na Słowacji i Litwie. Swoista puentą tych wyborów będą te, które tradycyjnie rozstrzygnięte zostaną w pierwszy wtorek listopada: wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zadecydują czy dalej będzie urzędował 45. prezydent w dziejach USA czyli Donald John Trump, czy będziemy mieć prezydenta nr 46 ? To, co wydaje się być pewne, to fakt, że do Białego Domu Amerykanie delegują polityka mającego siedemdziesiąt parę lat: alternatywną bowiem dla 73-letniego Donalda Trumpa jest 78-letni eks-wiceprezydent Joe Biden lub też 79-letni  Bernie Sanders . To dosyć charakterystyczna tendencja nie tylko zresztą w Ameryce.  

Z polskiego, ale też europejskiego punktu widzenia niesłychanie kluczowe będą rozstrzygnięcia dotyczące budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Zapadną one w tym roku, a mówiąc ściślej, w drugim półroczu. Spełniła się więc moja prognoza sprzed roku, gdy podkreślałem, że decydujące starcie o nową siedmioletnią unijną perspektywę finansową odbędzie się podczas prezydencji niemieckiej w UE (od 1 lipca do 31 grudnia), a nie - jak optymistycznie zakładał to premier Mateusz Morawiecki - podczas prezydencji chorwackiej. Oczywiste jest, że Niemcom zależało, aby decydujące rozstrzygnięcia miały miejsce podczas półrocznego przewodnictwa  Zagrzebia w UE, tak aby kontrowersyjne rozstrzygnięcia dla szeregu krajów nie owocowały pretensjami do Berlina jako realnie głównego „playmakera” w Unii, ale raczej do najnowszego członka wspólnot europejskich -będącej formalnie raptem 6 lat w UE Chorwacji. Ten plan się nie powiódł, bo powieść się nie mógł: dotychczasowa praktyka wskazywała bowiem, że negocjacje budżetowe przeciągają się aż do później jesieni roku poprzedzającego nową „siedmiolatkę”.  Tak też będzie i tym razem - pogódźmy się z tym, że jest to prawidłowość. Jestem przekonany, że podobnie będzie przed kolejna siedmioletnia perspektywa finansowa na lata 2028-2034. 

Niewykorzystane prezydencje  

Prawdę mówiąc Chorwacja nie miała specjalnie głowy do unijnego budżetu, choć przecież będzie jego relatywnie istotnym beneficjentem, zajmowała się bowiem sama sobą czyli wyborami prezydenckimi. To zresztą przypomina pierwsza polską prezydencję w Unii czyli drugie półrocze 2011 roku . Warto przypomnieć, że prezydencje poszczególnych krajów w UE nie są losowane, tylko negocjowane i poszczególne państwa mają istotny wpływ na to, aby wybrać, czy „ich” kierowanie Unią odbędzie się rok później czy pol roku wcześniej. To oczywiste, że wciąż urzędująca prezydent Kolinda Grabar-Kitarović wolała, aby elekcja w jej kraju odbywała się w czasie jego przewodnictwa w UE, gdy może się pokazać jako głowa państwa i rozgrywać  na europejskiej arenie swoje wybory– tak samo, jak Donald Tusk i PO chcieli odciąć kupony – i trzeba przyznać ,ze uczynili to – w wyborach do polskiego parlamentu podczas naszej prezydencji w Unii. Inna rzecz, że traktowanie własnej prezydencji w UE jako swoistego zakładnika własnej gry wyborczej, choć formalnie jest w porządku i nie ma przeciwko temu prawnych przeciwskazań, to jednak nie pozwala skoncentrować się przez rząd danego kraju w pełni na wykorzystaniu tego  sześciomiesięcznego okresu do zwiększania zysków w obszarze własnego interesu narodowego na arenie międzynarodowej .  

Polska stanie się płatnikiem netto... 

Walka o  maksymalnie dużą część budżetu unijnego dla Rzeczpospolitej  jest o tyle rzeczą strategiczną, że będzie to – powiedzmy to w końcu dobitne, jasno, szczerze i otwarcie, patrząc prosto w  oczy Polakom, polskim podatnikom, polskim wyborcom – ostatnia  „siedmiolatka”, podczas której przez cały czas jej trwania Polska będzie „na plusie”, będzie beneficjentem unijnych środków przez wszystkie siedem lat, po 2027 rok włącznie. W kolejnej „siedmiolatce” sytuacja zmieni się diametralnie - w następnej  perspektywie finansowej, może jeszcze nie w  roku 2028 czy nawet 2029, ale na pewno najpóźniej w połowie kolejnego okresu siedmioletniego 2028-2034 Polska stanie się, uwaga, płatnikiem netto. Oznacza to, że nasza składka członkowska przekraczać będzie to, co od Unii uzyskamy na różnego rodzaju projekty . Projekty przez Brukselę zasilane w trzech czwartych wartości albo w połowie. Polska więc za około dekady znajdzie się w grupie państw takich, jak Niemcy, Francja, Holandia, Szwecja czy  Austria (oraz szereg innych, zwłaszcza krajów tzw. „starej Unii” czyli panstw dawnej „Piętnastki”). W wymiarze politycznym oznaczać to będzie prawdopodobnie wzrost eurosceptycyzmu w naszym kraju - skoro będziemy musieli do tego interesu dopłacać. W praktyce rządzenia powinno – sic! - oznaczać to, że będziemy starali się, tak jak czynią to obecnie państwa bogatych Europy Zachodniej czy Europy północnej szukać tzw. ulicy dwukierunkowej, gdy chodzi o unijny budżet. Polega to na znajdowaniu takich instrumentów finansowych, które będą generować powrót jak największej części składki członkowskiej danego państwa – płatnika netto - do tegoż państwa z powrotem.  Analiza projektu budżetu UE 2028-2034 pokazuje znaczący wzrost środków na politykę migracyjną, których beneficjentami stają się najbogatsze państwa, bo to one właśnie są adresem dla przybyszów z Azji czy Afryki. Ale również następuje wzrost środków na naukę i badania naukowe - przy czym gros tych pieniędzy pójdzie nie do państw „nowej Unii”, czyli krajów, które do UE wstąpiły poczynając od 2004 roku, lecz do krajów takich, jak wspomniane tu już Niemcy, Francja, Holandia itd.  

Warto do tego wyzwania przygotować się 10 lat wcześniej, a nie 10 miesięcy wcześniej... 

 

*tekst ukazał się w tygodniku „Rzeczpospolita” pod innym tytułem: „Iran, brexit, wybory krajowe oraz nowy budżet. 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka