Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
203
BLOG

Niemcy: krajobraz po bitwie i polskie mity

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Wybory w Niemczech, patrząc w szerszym, bo europejskim kontekście, potwierdziły tendencję, która najpierw z całą siłą objawiła się we Włoszech, a potem we Francji, choć także w pewnej mierze i w innych krajach. Chodzi o znaczący spadek poparcia dla dwóch głównych partii politycznego „mainstreamu”, które od dziesięcioleci ustawiały scenę polityczną najpierw Niemieckiej Republiki Federalnej, a potem już Republiki Federalnej Niemiec (przy czym we Francji i Italii tradycyjne partie centroprawicy i centrolewicy w praktyce przestały istnieć).

Niemiecka tradycja: rządy „Wielkiej Koalicji”

Władza przez dekady przechodziła z rąk CDU/CSU do SPD i z powrotem, ale akurat w Niemczech dość często ćwiczono wariant tzw. „Wielkiej Koalicji” („Grosse Koalition”) czyli rządziły dwa niby przeciwstawne, ale jakoś zgodnie ze sobą współpracujące formacje, spychając na margines pozostałe partie. Do władzy dopuszczanie byli liberałowie z FDP, ale na przykład Zieloni dostąpili tego zaszczytu dopiero pod koniec XX wieku za pierwszego rządu kanclerza Gerhardta Schroedera z SPD w 1996 roku, gdy powstała historyczna koalicja „Rot-Gruen” („Czerwono-Zielona”). Ciekawe i charakterystyczne, że nigdy w powojennej historii Niemiec nie było koalicji złożonej z więcej niż dwóch ugrupowań politycznych. Spekulowano o tym powszechnie po wyborach w 2017 roku, wieszcząc tzw. „koalicję jamajską”: kolory flagi Jamajki to czarny (w tym przypadku CDU/CSU), zielony (wiadomo) i żółty (FDP). Nic z tego nie wyszło, bo przelicytował wówczas szef liberałów, uważając, ze za cztery lata będzie mógł zdobyć znacznie więcej, a nie będzie „umaczany” w rządzenie i zużyty władzą. Dziś liberałowie zdobyli 11%, mają czwarty wynik i jest możliwe, że będą współtworzyć rząd – owszem z Zielonymi, jak to miało być przed czteroma laty, ale CDU/CSU ma być zastąpiona przez SPD. Jak nazwać taką koalicję? Jakie państwo ma flagę czerwono–żółto–zieloną? Boliwia. I Kamerun – ten ostatni, co prawda w paski. Zatem będzie „Koalicja Boliwijska”? „Kameruńska”?

Jak długo poczekamy na rząd w Berlinie?

Obserwatorzy zadają sobie pytanie czy nasi zachodni sąsiedzi uwiną się w tworzeniu rządu szybciej niż kanclerz Merkel w poprzednich wyborach do Bundestagu. Wtedy trwało to pół roku – Niemcy, zwykle sprawni i pragmatyczni, pobili nie tylko swój rekord, ale też osiągnęli drugi wynik w najnowszej historii Starego Kontynentu: tylko Belgowie po wyborach w 2010 roku ustanowili rekord świata, bo tymczasowy rząd sprawował władze przez ponad cztery i pół roku! Inna sprawa, że być może Frau Kanzlerin nie zależało specjalnie na szybkim utworzeniu rządu w Berlinie jesienią 2017, skoro i tak rządziła, a rozmowy koalicyjne, których efektem miało być wypadniecie z jej gabinetu partii SPD osłabiało pozycję mniejszego partnera koalicyjnego z lewicy i stawiało szefową rządu i jej blok polityczny w uprzywilejowanej sytuacji.

Licytacja na „prorosyjskość”

Często prawicowi politycy i publicyści (choć nie wszyscy) wyrażali opinie, że Polska jeszcze zatęskni za Angelą Merkel. Koresponduje to ze znaną wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego sprzed lat, który powiedział, że z punktu widzenia Polski najlepszym kanclerzem RFN byłaby Angela Merkel (było to przed poprzednimi wyborami do Bundestagu). Bardzo podobnej wypowiedzi udzielił właśnie Polskiej Agencji Prasowej wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP, reprezentujący PiS – Przemysław Czarnecki. Być może jednak to sprawa bardziej złożona, bo w moim przekonaniu nie jest to gra o sumie zero-jedynkowej. Rzeczywistość wydaje się być bardziej skomplikowana. W niektórych aspektach CDU/CSU może być dla Polski bardziej pragmatyczna i zdroworozsądkowa niż np. socjaldemokraci, ale na pewno nie we wszystkich. Podkreśla się na przykład, że SPD jest najbardziej prorosyjską partią z całego niemieckiego mainstreamu politycznego. Jest w tym dużo prawdy, ale przecież w praktyce wszystkie niemieckie partie opowiadają się za zbliżeniem z Rosją: od lewicy socjaldemokratycznej przez lewicę postkomunistyczną (Die Linke) przez liberałów (akurat FDP konsekwentnie domaga się… zniesienia sankcji Unii Europejskiej wobec Federacji Rosyjskiej) przez eurosceptyczną i antyemigracyjną Alternatywę dla Niemiec (w tej sprawie antyimigracyjna i eurosceptyczna Alternative fuer Deutschland śpiewa z innymi partiami, które na co dzień ostro ja zwalczają w tym samym prorosyjskim chórze) po CDU i CSU. Interesujące, że najmniej wobec Moskwy entuzjazmu tradycyjnie objawiają Zieloni, bardziej od innych zwracający uwagę na prawa człowieka, których nieprzestrzeganie w Rosji jakos innym niemieckim partiom raczej nie przeszkadza.

Mówienie, że akurat SPD jest bardziej prorosyjską partią od innych jest pewnym uproszczeniem, choć wpisuje się na polskiej prawicy w niechęć do lewicy jako takiej i pamięć o historii, gdzie w latach 1970-ych, a zwłaszcza 1980-tych, mimo stanu wojennego, SPD w ramach swojej znanej „Ostpolitik” uwiarygadniała reżim Jaruzelskiego, szukając zgody Kremla dla przyszłego zjednoczenia Niemiec. Polska i „Solidarność”, czy szerzej :opozycja niepodległościowa i demokratyczna była przez niemieckich socjaldemokratów składana na ołtarzu „Realpolitik” ze Związkiem Sowieckim.

Kiedyś zachodni sowietolodzy bawili mnie setnie, roztrząsając, kto w Biurze Politycznym Komunistycznej Partii Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich jest „gołębiem”, a kto „jastrzębiem”. Ówczesne doszukiwanie się nieznaczących różnić wśród szefów sowieckiej kompartii bardzo przypomina dzisiejsze próby udowadniania, że ta czy inna niemiecka partia jest bardziej „prorosyjska” od innych. Trzeba powiedzieć sobie wyraźnie, że wszystkie partie niemieckiego - ale także francuskiego czy włoskiego mainstreamu- grają na nowe otwarcie w relacjach z Federacją Rosyjską. Najlepszym na to przykładem jest to, że pozornie bardziej sceptyczna niż SPD wobec Moskwy formacja Angeli Merkel CDU/CSU skutecznie przeprowadziła operację niemiecko-rosyjskiego Nord Streamu. Gazociąg Północny jest swoistym symbolem „Entente Cordiale” RFN i FR ,nie tylko akceptowanego ,ale i popieranego przez partie niemieckie od skrajnej prawicy po skrajna lewice.

I jeszcze jedna uwaga, gdy chodzi o realną, tym razem, różnicę między niemiecką chadecją a socjaldemokratami. Chodzi o politykę historyczną. CDU-CSU (zwłaszcza ta druga, bawarska partia) od lat konsekwentnie buduje narracje historyczną, z której jasno wynika, że to Niemcy były ofiarą II wojny światowej, rozpętanej przez „nazistów”. Na promocję takiej falsyfikacji dziejów wydaje się rok w rok miliony euro. W tej sprawie SPD jest z oczywistych względów dużo bardziej umiarkowana.

Na koniec jedne odniesienie do Zielonych: są fatalni dla Polski, gdy chodzi o bezceremonialne wtrącanie się w nasze sprawy wewnętrzne (świadczą o tym także ostatnie wypowiedzi ich współprzewodniczącej i kandydatki na kanclerza Annaleny Baerbock) oraz dokręcanie unijnej śruby ekologicznej, wbrew zdrowemu rozsądkowi i polskim interesom. W jednej jednak sprawie mówią jednym głosem – o paradoksie! – z rządem Rzeczypospolitej. Chodzi o stosunek do Białorusi Łukaszenki. Jest on najbardziej sceptyczny ze wszystkich partii obecnych w Bundestagu.

Przestrzegam przed postrzeganiem rzeczywistości politycznej Republiki Federalnej wyłącznie w biało-czarnych kolorach. Z każdym rządem w Berlinie należy współpracować. Żaden nie będzie specjalnie „lepszy” czy „gorszy”. I każdy, żeby było jasne, będzie dbał o niemieckie, a nie polskie interesy. Trudno mieć o to pretensję – trzeba robić to samo...

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (30.09.2021)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka