Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
374
BLOG

Ideologizacja europarlamentu i rekordowa absencja wyborcza w Polsce

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Proponuję lekturę wywiadu, którego udzieliłem po raz pierwszy dla portalu  wio.waw.pl. Rozszyfrujmy skrót: „wio” – nie jest bynajmniej w tym kontekście okrzykiem do konia, tylko skrótem od „Warszawa i okolice”.  Moją debiutancką rozmowę dla tego medium prowadził redaktor Łukasz Warzecha.  

 

W Parlamencie Europejskim zasiada Pan od 15 lat. W polityce 15 lat oznacza spory czas i okazję do porównań? 

- W tym roku obchodzimy 30 rocznicę wolnych wyborów do Senatu i częściowo wolnych do Sejmu. Z kolei ten czas można podzielić na dwa okresy po piętnaście lat każdy. W pierwszym z nich Polska aspirowała najpierw do członkostwa w Unii Europejskiej, potem dopiero do NATO – przyjęto bowiem błędne założenie, że Rosja będzie skutecznie blokować wejście dawnych państw socjalistycznych do Sojuszu. Nie okazało się ono trafne: wstąpiliśmy do NATO w 1999 roku, a do Unii dopiero pięć lat później. O tym teraz się nie mówi, ale elity III RP przyjęły też kolejne błędne założenie, że akcesja do UE nastąpi w 2000 roku. Właśnie ta data powtarzała się w negocjacjach. Gdy w 1997 r. prezydent Francji Jacques Chirac ją potwierdził w przemówieniu w polskim Sejmie – zapanował entuzjazm. W tym czasie byłem eurorealistą. Studziłem emocje, że w polityce -międzynarodowej także- różne rzeczy się mówi w kategoriach obietnic. Strona polska popełniła w negocjacjach błąd, bo zakładając ten 2000 rok jako pewnik zniosła jednostronnie bariery celne. Dlatego przez całe 4 lata towary z Unii trafiały tu bez cła, a nasze nie były w Unii obecne na podobnych zasadach. Oznaczało to niekorzystną dla nas asymetrię. Oczywiście nie tylko Polska popełniła błąd w negocjacjach akcesyjnych. Pomyliła się Hiszpania, wstępując do UE w 1986 roku, gdy nie zastrzegła korzystnej dla siebie i swoich rybaków dużej strefy połowowe, tylko mniejsze akweny. Tyle, że Hiszpanie spostrzegli ten błąd i go nadrobili. Po 6 latach zaszantażowali Brukselę, kiedy Polska, Węgry i Czechosłowacja- ta w ostatnim roku istnienia jako jednolite państwo jeszcze razem ze Słowacją- miały podpisać ze Wspólnotami Europejskimi umowę stowarzyszeniową. Hiszpanie po prostu zagrozili, że ją zawetują. Unia musiała im ustąpić w kwestii rybołówstwa, przystać na rozszerzenie ich strefy połowów. To pokazuje, że w Unii trzeba negocjować twardo. 

- Do Unii jednak weszliśmy, nikt tego nie zawetował. Spójrzmy na ten przełomowy 2004 rok i obecny 2019. Jak zmienił się Parlament Europejski przez te 15 lat? 

- Niestety stał się bardziej ideologiczny. Gdy zaczynałem pierwszą kadencję 2004-09, więcej tam mówiło się o gospodarce. W tej, która się kończy 2014-19 częściej europarlamentarzyści częściej forsują swoje, zwykle lewicowe czy liberalne, ideologie, koncentrują swoje wysiłki, żeby wpisywać do rezolucji i dyrektyw sprawy natury moralnej czy obyczajowej, które z podejmowanymi tematami nie mają żadnego związku. A przecież powinno chodzić o konkretne, gospodarcze sprawy. Zabiegam zawsze o to, żeby gdy pojawia się kwestia pomocy rozwojowej – a państwa Unii mają obowiązek jej udzielać w wysokości do 1 proc budżetu – partnerami Polski w tej kwestii nie stawały się kraje Afryki, gdzie nie mamy swoich interesów, tylko państwa powstałe po rozpadzie ZSRR, gdzie nie tylko mamy swoje cele, kontakty i interesy, ale również skupiska Polaków, o których trzeba zadbać, potomków wywiezionych mieszkańców Kresów. 

- A polska reprezentacja w Brukseli i Strasburgu, jak ona się zmieniała? 

- Ciekawe, że w pierwszej kadencji, w której w europarlamencie zasiedliśmy, posłowie z Polski głosowali ponad krajowymi podziałami, tak żeby było to jak najbardziej korzystne dla Polski. Wtedy graliśmy w jednej drużynie. Teraz eksportuje się krajowe spory do Brukseli, do Strasburga. Gdy europosłowie PiS zorganizowali konferencję w sprawie niemieckich odszkodowań dla Polski – nie zjawili się na niej europosłowie z opozycyjnych ugrupowań. Kiedy na ten sam temat konferencję przygotowali Grecy – wzięli w niej udział wszyscy ich eurodeputowani od lewicowej Syrizy po skrajna prawicę. Znajduję też drugi przykład: opozycja z Polski atakuje na forum europarlamentu rząd Rzeczypospolitej, a podczas debaty w PE o sytuacji w Czechach czescy eurodeputowani opozycyjni nie krytykowali premiera Andreja Babisa - bo owszem, ostro go zwalczają, ale tylko w kraju, nie w Brukseli czy Strasburgu. 

- Jakie trwałe zmiany zaznaczyły się na forum europarlamentu? 

- Zmieniło się podejście do państwa Izrael. W pierwszej mojej kadencji obserwowałem, że dominuje poparcie, potem nastąpiło ochłodzenie. Nie ma to związku ze sposobem, w jaki władze izraelskie traktują Palestyńczyków, bo ten się nie zmienił. Wzrosła natomiast liczba muzułmańskich wyborców w krajach Zachodu i rządy tych państw i sami eurodeputowani zaczęli się bardziej z ich zdaniem liczyć. 

- Cały czas rozmawiamy o ważnych sprawach, którymi europarlament się zajmuje. Dlaczego Polacy nie głosują w wyborach do Parlamentu Europejskiego choćby równie chętnie jak w parlamentarnych lub prezydenckich, tylko frekwencja okazuje się najniższa, zawsze poniżej 25 proc? 

 - Nie usprawiedliwiam oczywiście faktu, że Polacy nie doceniają ważności tych wyborów, tylko informuję, że jest to problem całej Unii. Niestety, Polska wraz z Litwą i Słowacją zalicza się do trzech państw, w których frekwencja do europarlamentu jest najniższa. Ale problem mają też inni, wszędzie uczestnictwo w krajowych wyborach – parlamentarnych lub prezydenckich - tam gdzie one są, bo przypomnę, że w UE mamy 7 królestw - okazuje się bardziej masowe niż w europejskich. Sporo Polaków uważa, że to wybory „egzotyczne”, dotyczące spraw, które toczą się daleko. Do nich również kieruję swój apel: idźmy i głosujmy 26 maja w wyborach do Parlamentu Europejskiego. O trzech czwartych polskiego ustawodawstwa decyduje się już teraz przecież w Brukseli i Strasburgu i obojętnie jak ten fakt oceniamy-jest on rzeczywistością . Poza tym za 10 lat Polska stanie się w Unii płatnikiem netto, czyli do kasy w Brukseli zacznie wpłacać więcej, niż z niej będzie brać . Dlatego wykorzystajmy maksymalnie dla Polski czas, jaki nam do tego momentu pozostał. W drugiej połowie 2020 roku zapadną decyzje dotyczące ostatniego budżetu, którego będziemy beneficjantami. Nie wolno tej szansy zmarnować. Dziwię się, że na razie Komisja Europejska z panią komisarz Elżbieta Bieńkowska (PO) w składzie przedstawiła bardzo niekorzystny dla nas projekt, zakładający przesunięcie środków nie tylko z Polski, ale i z całego naszego regionu na rzecz Europy Południowej, a nawet najbogatszej: Europy Północnej. Ten projekt Komisji, w tym byłej wicepremier Bieńkowskiej zakłada „rozsmarowanie” środków budżetowych tak, żeby większa niż dotąd ich część trafiła do najbogatszych państw. Dlatego właśnie powtarzam: idźmy i głosujmy. Pójdźmy na wybory i spowodujmy wybór takich polityków, którzy dzięki swojemu doświadczeniu i patriotyzmowi zmienia niekorzystny dla Polski unijny budżet. 

 - Wierzy Pan, że to się uda? 

- Tak. Ale muszę dodać jedna uwagę. Otóż w XXI wieku drogowskazem w polityce na forum europejskim są dalej, jak kiedyś, interesy państw i narodów- a nie organizacji międzynarodowych! Dlatego proponuję: spierajmy się ostro w kraju, ale wspólnie walczmy o polskie interesy w strukturach międzynarodowych. Wykorzystajmy Parlament Europejski do przeforsowania najkorzystniejszych dla Polski rozwiązań. 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka