Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
102
BLOG

Pięścią w stół - nie oznacza inwazji USA

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Dziś ostatni dzień przed ciszą wyborczą. Dlatego już przedwczoraj zamiast tradycyjnego jednego bloga opublikowałem dwa (oba: wywiady). Tak samo wczoraj. Dziś rekordowa liczba: proponuję lekturę pięciu materiałów. Oto czwarty z nich - zapis radiowego wywiadu, jakiego udzieliłem PR 24. Rozmowę przeprowadził redaktor Antoni Opaliński.  

Dobry wieczór Państwu, Antoni Opaliński, zapraszam na „Świat w powiększeniu”, a w naszym studiu gość  poseł do Parlamentu Europejskiego. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale za każdym razem, jak Pan do nas przychodzi, to w sporcie jest głównie mowa o siatkówce. Dobry wieczór.  

- Witam Pana, witam Państwa.  

Ale my nie o siatkówce będziemy rozmawiać. Przy okazji wizyty prezydenta Rzeczypospolitej w USA  w Nowym Jorku konkretnie na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych dojdzie tez do spotkania polsko-amerykańskiego. Strona amerykańska zaproponowała spotkanie w Nowym Jorku prezydenta Donalda Trumpa z prezydentem Andrzejem Dudą. Podczas tego spotkania ma dojść między innymi do podpisania porozumienia w kwestii obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Czy możemy uznać, że to spotkanie zaproponowane zdaje się, że tydzień temu - według tych informacji, które otrzymaliśmy przez Amerykanów- to trochę ma być taki rewanż za tę nieobecność prezydenta Stanów w Polsce?  

- Po pierwsze sojusznicy spotykać się powinni i muszą. To jest norma, że prezydent państwa numer jeden na świecie, jakim są Stany Zjednoczone i państwa numer jeden, gdy chodzi o sojuszników USA w Unii, a takim państwem po decyzji o Brexicie stała się dla Waszyngtonu Polska, że głowy tych dwóch państw spotykają się. Oczywiście to, że prezydenta Trumpa w Warszawie nie było paradoksalnie spowodowało to, że do tego spotkania dojdzie w tej chwili w Waszyngtonie, ale też więcej niż prawdopodobnie dojdzie do szybkiego przyjazdu prezydenta Donalda Johna Trumpa do naszego kraju, a więc można powiedzieć, że  w ciągu kilku tygodni, paru miesięcy, będziemy mieć wizytę najpierw wiceprezydenta, potem prezydenta USA w Polsce plus jeszcze spotkanie na szczycie, spotkanie na amerykańsko-polskim na szczycie w Waszyngtonie, spotkanie obu prezydentów. Takiego kalendarza spotkań polsko-amerykańskich  nie było w historii. To jest dla Polski dobrze.    

Pan powiedział, że po opuszczeniu przez Wielką Brytanię, po tej decyzji będziemy tutaj najważniejszym krajem w Unii?  

- Nie, ja powiedziałem, że po decyzji o Brexicie, która zapadła w referendum i obojętnie czy ten Brexit nastąpi czy nie, na razie Wielka Brytania jest jak sójka, która wybiera się za morze i z Unii  jakoś nie wychodzi-ale już po tej decyzji, Amerykanie, mówiąc językiem takim popularnym, zmienili „wajchę” i postawili na Polskę, uważając, że Polska to nie tylko największy kraj „nowej Unii”, największy kraj spośród tych 13 państw, które weszły do Unii spośród tych, które weszły  w ostatnich 15 latach ,ale tez najważniejszy -i że to jest stały punkt odniesienia. I że warto z Polską grać - i grają, co dla Polski jest korzystne nie tylko w  wymiarze regionalnym, bo to jakby Polskę  potwierdza jako lidera regionalnego państw naszego regionu Europy Środkowo-Wschodniej i Europy Południowo-Wschodniej, ale również to zwiększa siłę polityczną Polski w świecie.  

W Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z taką pewną aferą, przynajmniej tak o tej aferze piszą media niechętne Donaldowi Trumpowi, tam jest kwestia jego kontaktów  z prezydentem Ukrainy i roli różnych wątków ukraińskich w amerykańskiej kampanii wyborczej. Ja bym nie chciał iść tutaj tak daleko jak niektóre polskie media zasugerowały, że to był powód odwołania wizyty prezydenta Trumpa w Polsce. Po pierwsze dlatego, że nie mamy ku temu, póki co, specjalnych danych. Natomiast chciałem zapytać o co innego, czy tego typu sytuacje nie wskazują jednak na to, czy ten nasz region Europy w polityce amerykańskiej jest trochę taką funkcją tych wewnętrznych interesów, którymi się gra.  

- Ja bardzo uważnie obserwuję to, co dzieje się z amerykańską obecnością w naszym regionie Europy - ona wzrasta, wbrew tym sugestiom, że prezydent Trump to zmieni. Żeby było jasne, obiektywnie mówiąc, ja nie jestem miłośnikiem prezydenta Obamy, ale po tym jego „resecie” w pierwszej  jego kadencji, w drugiej kadencji Obama oprzytomniał i spowodował rzeczywiście znaczące zmniejszenie wpływów rosyjskich i postawił na Ukrainę. I od tego czasu, mówię to też jako jedyny Polak, który był w oficjalnej misji Parlamentu Europejskiego jako obserwator na ostatnich wyborach parlamentarnych na Ukrainie. Ta amerykańska obecność wzrasta nie tylko  w takim wymiarze militarnym, militarne szkolenia przez Amerykanów oficerów ukraińskich na Ukrainie i nie tylko, w Ameryce również - co jest publiczną tajemnicą. Ale również ta amerykańska obecność tam wzrasta , co jest również udziałem różnego rodzaju NGO’s, instytutów, fundacji amerykańskich, które stopniowo i systematycznie wypierają pozostałości wpływów rosyjskich. Uważam, że wręcz przeciwnie, mamy do czynienia w tej chwili z  sytuacją takiej stałej westernizacji, uzachodnienia Ukrainy – i tutaj Amerykanie mają w tym dużą, pozytywną rolę.  

Czy nie jest tak, że jednak niezależnie od tego, ze jednak ten brak wizyty Donalda Trumpa nie był w wielu aspektach dla nas niekorzystny, że ten brak stabilności w polityce amerykańskiej, te ciągłe wymiany różnych ministrów, doradców, czy to nie powoduje, że jednak pojawi się inna ekipa doradców która pokaże na przykład inny kierunek. Czy uważa Pan, że ten kierunek amerykańskiej polityki jest dla nas stały?  

- Ale prezydent się nie zmienia, ani wiceprezydent.  

Ale zmienia zdanie, coś często…  

- Nie, on nie zmienia strategicznych założeń polityki amerykańskiej. Co więcej, wie Pan, ja znałem i znam osobiście pana Johna Boltona i osobiście żałuję, że nie jest doradcą do spraw bezpieczeństwa, ale O’Brien, który teraz nim został, jest też „jastrzębiem”. On też stosunek do Rosji, a także na przykład do Chin czy Iranu ma identyczny, jak John Bolton - w związku z tym jest tak, że  jednego „jastrzębia” zastępuje inny „jastrząb”. Zatem tutaj są owszem roszady personalne, to nie jest nasza sprawa, nie chcemy, żeby inne kraje ingerowały w naszą politykę , tak i my nie wtrącamy się innym państwom, także naszym sojusznikom. Natomiast uważam, że wbrew pozorom, oczywiście, Pan ma rację – personalia się zmieniają w polityce amerykańskiej, poza prezydentem i wiceprezydentem  Michaelem Richardem Pence’em, ale zmieniają się doradcy, zmieniają się też sekretarze obrony , mam wielki szacunek dla Jamesa Mattisa, którego już nie ma, ale założenia się nie zmieniają i to jest ważne. Chociaż od razu tutaj muszę powiedzieć jako Polak, że wyrażam wdzięczność za jego, Matissa bardzo pozytywną rolę, gdy chodzi o kwestię powiększania amerykańskiej armii w naszym kraju, często wbrew Pentagonowi.  

Czy spodziewa się Pan, że zostanie rzeczywiście podpisana ta umowa zwiększająca liczbę wojsk amerykańskich w Polsce?  

- Uważam, że decyzje są. Umowa będzie podpisana. Czy jest na to korzystniejszym czas i miejsce w podczas wizyty prezydenta Dudy w USA czy prezydenta Trumpa w  Polce, to już jest decyzja obu panów prezydentów, uważam, że ważne są decyzje  polityczne, a one nastąpiły.  

A jak Pan sądzi, jeśli chodzi o taką globalną sytuację międzynarodową, czy to narastające, potem opadające i  znów narastające napięcie między Waszyngtonem a Teheranem,  może doprowadzić do jakiegoś rozstrzygnięcia natury zbrojnej.        

-  To nie leży w niczyim interesie. Zwracam uwagę, że jednak prezydent Trump straszył, ale nie podjął decyzji o przejściu do bardziej ofensywnych działań w kontekście Teheranu. Tutaj prezydent Trump buduje w krajach arabskich taki antyirański  mur, także -nie ma co ukrywać, co się niektórym nie podoba- z krajami nie będącymi demokracjami, jak Arabia Saudyjska. Ale tutaj Amerykanie rozgrywają swoją grę na bardzo szeroko rozumianym Bliskim Wschodzie, są dość skuteczni, dzielą ewidentnie i tak już podzielony świat islamski, który przecież jednością nie był i pewnie nigdy nie będzie. Natomiast myślę, że w interesie USA na pewno nie leży eskalowanie tego konfliktu aż po formalnie starcia zbrojne - bo myślę, że w wymiarze polityki wewnętrznej, tu się z Panem zgodzę, Pan to powiedział parę minut temu - ta polityka zewnętrzna jest pochodną w jakiejś mierze polityki wewnętrznej. Amerykanie nie chcą wysyłać żołnierzy  na „front irański”, natomiast oczywiście chcą, aby USA były państwem, które zawsze będzie zdecydowane, potrafi uderzyć pięścią w stół, co nie oznacza wcale inwazji.  

Bardzo serdecznie dziękuję, gościem Polskiego Radia był Pan Ryszard Czarnecki, poseł do PE. Ja się nazywam Antoni Opaliński i bardzo serdecznie wszystkim dziękuję. 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka