Ryuuk Ryuuk
1063
BLOG

Wilkołak

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Według niektórych historyków zoologii wilk jest tym dzikim zwierzęciem, które w największym stopniu naznaczyło cywilizację. Nic zatem dziwnego, że jego postać podlegała wielu niezwykłym „modyfikacjom”. Tak naprawdę wilk to wspaniałe stworzenie, wytrwałe, bystre, a nawet zdolne do poświęceń, a jednak stało się w naszej kulturze symbolem zła. Dlaczego?

Powód jest bardzo prosty – wilk był symbolem siły, przebiegłości i odwagi, do jakiej dążyli w społeczeństwach pogańskich młodzi chłopcy, by udowodnić, ze są godni miana wojownika. Tak było u Normanów, Germanów, Słowian, Bałtów i Rusów. Nie znamy szczegółów takich europejskich ceremonii, ale z tego co wiadomo młodzi wojownicy byli zmuszani do życia na łonie natury, żywienia się tym, co upolowali. Byli odrywani od opieki kobiet, choć jedną z form narodzin wojownika mogło być porwanie kobiety i sprowadzenie jej do własnego domu (Słowianie połabscy udawali się na dalekie rajdy i porywali zakonnice z klasztorów:) Recz jasna ostatecznym testem była walka z uzbrojonym wrogiem (Połabianie nawet zakopywali ciała Niemców pod progiem własnego domu). Sam ostateczny rytuał znany jest jedynie w zmitologizowanej formie, podczas której ekstatyczne tańce, narkotyki, jakieś testy odporności na ból, tatuowania (Wieleci podobno ozdabiali swe ciała w bardzo oryginalny sposób) i w końcu symboliczna przemiana w wilka podczas pełni się powtarzają. W skrócie i w odmitologizowaniu można to określić jako niezłą zabawę …

 

Począwszy od czasów prehistorycznych graffiti, poprzez mit Likaona w greckim świecie, świat łaciński (gdzie nazywano go versipellis), wilkołak trafił do tradycji indoeuropejskiej w nader interesujących obyczajach, zwanych luperkaliami – obchodzone były w lutym a były w zasadzie wesołymi obrzędami płodności, podczas których luperkowie, odziani w skóry wilcze, gonią i starają się smagnąć rzemieniem dziewczęta (miało to zapewniać płodność). Oczywiście połączone było to z zabawą, tańcami, ucztą.

 

Wilk był symbolem siły i waleczności dla Indian północnoamerykańskich. Czczony przez Rzymian, z uwagi na Romulusa i Remusa, wykarmionych przez wilczycę. Wśród wielu kultur istniał mit o chłopcu, żyjącym wśród wilków (Indie – Mowglie). Najbardziej skrajny element tej wizji występował wśród ludów nordyckich. Pojawili się tam berserkerzy (berserkerowie), zwani też czasami ulfhedhin – straszliwi wojownicy, których cechą rozpoznawczą była skóra wilcza lub niedźwiedzia, szaleńcza odwaga podczas bitwy i przede wszystkim śmierć w walce. Gdy berserkera powaliła choroba, kazał on sobie zadać tzw. „cios Odyna”. Bo tylko tych, co spotkała gwałtowna śmierć z bronią w ręku, walkirie mogły zabrać do Walhalli.

Słowianie połabscy często do walki przystępowali „ubrani” w wilcze skóry, na głowie nosząc czerepy wilków i niedźwiedzi – wywierało to dość szokujące wrażenie na chrześcijańskich Niemcach. Najbardziej znani z tego byli Wieleci – nazywani często Viltzy. Nawet nasi bezpośredni przodkowie często zamiast zbroi zakładali na głowy czerepy wilcze i niedźwiedzie - ten zwyczaj wśród prostych wojowników trwał aż do XV wieku (!), a kościół starał się go usilnie zwalczać (gdyż kojarzył się z pogaństwem).

 

Co nadzwyczaj ciekawe, wiara w wilkołaki (w dzisiejszym rozumieniu tego słowa)  swoje apogeum będzie przeżywać właśnie w chrześcijańskiej Europie. Rozpoczyna to się od wiekopomnego dzieła „Młot na czarownice” (Malleus Maleficarum) Kramera, wydanego w 1487 roku. Dzieło stukniętego dominikańskiego inkwizytora naprawdę wyznacza datę ogromnych zmian w wielu społeczeństwach Europy.

Oczywiście wilkołak nie zdobył takiej popularności jak czarownica (to one stanowią główny powód troski autorów Młota), jednak pojawili się specjaliści od walki z likantropią. Trudno przecenić znaczenia „Młota …”, niektórzy porównują go z „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Jest zdumiewające, że „Młot …” zdobył tak ogromną popularność (stał się prawdziwym bestsellerem i wyrocznią), zważywszy na to, że jest to tak potworna brednia.

 

W pogańskim świecie wilkołak był legendą i wzorem, symbolem, ale nigdy nie stał się celem straszliwej nienawiści. W przypadku wojowników był on ideałem waleczności, a luperkaliów symbolem płodności. Rozwijając brednie inkwizytorów zaglądano nawet do Biblii, gdzie u Mateusza fałszywi prorocy są przecież drapieżnymi wilkami:)

 

Niewątpliwie teologia kościelna nurt likantropii traktowała na dwa sposoby. Pierwszy, bardziej ortodoksyjny, był oparty na pismach św. Augustyna, który negował zamianę człowieka w bestię, uważając, że zło/diabeł tylko oszukuje nasze zmysły (do tego też poglądu skłaniał się autor „Młota …”). Drugi, nieco bardziej … hm … postępowy, wierzył w faktyczną transformację. Jednak poza sposobem widzenia wilkołaka z krwi i kości czy też wilkołaka-iluzjonisty, oba poglądy nie różniły się wiele, jeśli chodzi o stosowanie środków zaradczych.

 

Pojawiło się też wielu duchownych, którzy usiłowali podejść do likantropii racjonalnie, jak Bonifacy z Moguncji, Burchard z Wormacji, czy Johan Geiler ze Strasburga, jednak nie potrafili się pozbyć zgubnego wpływu „Młota na czarownice” i zawsze nieuchronnie zbaczali na ścieżki przesądów i ciemnoty.

Wilkołakiem można było zostać z powodu rzuconej klątwy, i to nie tylko przez czarownicę, ale nawet … świętego – najlepszym przykładem jest tu św. Patryk, który to pewien nieprzychylny mu ród obłożył klątwą i jego zemsta dała początek rodowi wilkołaków („Zwierciadło królów”) w Irlandii.

 

Wilkołakiem zostawali nawet urodzeni w Boże Narodzenie- takie narodziny były uważane za profanację, bo przecież tylko Chrystus mógł urodzić się w Boże narodzenie:) Jeżeli dziecko nie zostanie wówczas „podkute”, czyli na jego stópce nie wypali się znaku, to w chwili ukończenia 20 lat zostanie ono wilkołakiem.

Wilkołakiem można było zostać przywdziewając wilczą skórę, przemierzając wówczas pod postacią loup-garou pola i lasy. Pomiędzy człowiekiem a skórą wilka występuje wówczas silny związek – gdy wrzucić skórę w ogień, spłoną oboje. Przemianę w likantropa umożliwiały też magiczne maści, sporządzane rzecz jasna przez czarownice.

 

Na Sycylii wilkołakiem zostaje ten, kto został poczęty w noc pełni księżyca a nazywany jest lupanaru. Jest to jednak dość łagodna bestia, którą nieustannie trapi nostalgia a można się przed nią schronić już stając na stopniach schodów.

Anglicy zwali wilkołaka werwolf, Niemcy werewolf, łacińska forma przybrała nazwę lupus hominarius, czyli wilk ludożerca (niemal naukowo:)

Na naszych terenach było rozpowszechnione mniemanie, że osoby, które uczestniczą w obrzędach starosłowiańskich, mogą także zostać wilkołakami (volkodlakami), w starosłowiańskim vlukodlaku. Albo też dokonywać przemiany w inne zwierzę (nazywani są wtedy swojsko oborotem).

 

Niektórzy duchowni (jak arcybiskup Uppsali Olaus Magnus), pozostawiali naprawdę interesujące opisy słowiańskich wilkołaków – według owego duchownego, przez cały rok mieszkańcy są napastowani przez ogromne watahy wilkołaków, którzy mordują tak bydło jak i ludzi, a nawet dostają się do piwnic i łapczywie wypijają piwo:)

 

Heinrich Kramer w swoim wiekopomnym dziele podaje inny bardzo ciekawy typ wilkołaka – nie człowieka, tylko wilka opętanego przez diabły, czy to za pomocą czarów czy też bez nich. W 1685 roku w okolicach miasta Ansbach schwytano wilka, którego ubrano w ludzki strój, zakładając mu na głowę perukę, a na pysk ludzką maskę. W ten sposób wystrojonego drapieżnika powieszono, aby wszem i wobec świadczył, że oto pozbyto się wilkołaka.

 

Istniał też mit o tzw. pozytywnym wilkołaku, gdzie likantrop był wzywany by przepędzić demona lub czarownicę.

 

Srebrne kule to oczywiście późniejszy literacki i filmowy wymysł. Najlepszą metodą na wilkołaka było poćwiartowanie albo spalenie w ogniu (albo jedno i drugie, oczywiście wszystko to poprzedzone torturami, najczęściej rozrywaniem ciała rozpalonymi szczypcami). Gdzieniegdzie pojawiały się nowinki, z których można było wynieść przekonanie, że wilkołak potrafi się regenerować, nawet poćwiartowany. Dlatego też zdarzało się, że podejrzanemu o wilkołactwo odrąbywano ręce i nogi (były takie wypadki we Włoszech), a widząc, że ten się nie zrasta (czyli jest niewinny) zanoszono go do medyka, by go wyleczył …

W 1541 roku wieśniacy pod Padwą złapali człowieka twierdzącego, że jest wilkołakiem. By to sprawdzić … obdarto go ze skóry, by przekonać się, czy ukrywa wilczą sierść, zwróconą do środka. No cóż, nie miał jej i nie przeżył też owego eksperymentu.

 

W 1573 roku po straszliwych torturach spalono pewnego szalonego pustelnika, Gillera Garniera z St Bonnet, który odpowiadał za zabicie i zjedzenie kilku dzieci. Ciekawe jest to, że szczególne oburzenie wykazywali sędziowie  z powodu jego zamiaru jedzenia mięsa w piątek.

 

Problem narastającej plagi likantropii i coraz częstszych procesów trafił oczywiście do sądów i osób świeckich, którzy odważyli się uznać te teorie za co najmniej kontrowersyjne. Tu warto wspomnieć wspaniałego Johanna Wierusa (1515-1588) i jego spory z potwornym Jean’em Bodin (1530-1596). Wierus był nazywany „obrońcą czarowników” i szczególnie potępiał tortury, jako sposób dojścia do prawdy. Oczywiście oficjalnie jako pewnik traktował możliwą przemianę człowieka we wilka, ponieważ … tak twierdził Kościół, jednak w rzeczywistości uważał to (podobnie jak wielu innych) za zwykłą brednię. Wierus opisał przebieg kilku procesów, które doprowadziły do spalenia wilkołaków (jak Pierre Bourgot i Michel Verdung). Bodin natomiast był uważany za prawdziwego specjalistę od likantropii, czarów oraz szczególnie tortur – miał w tym naporawdę duże doświadczenie, ponieważ osobiście torturował nawet kobiety i dzieci.

 

Znamienne jest postępowanie sędziów (świeckich) i niektóre wyroki, jakie zasądzali, zwłaszcza wobec podejrzanych, których stan ewidentnie wskazywał na chorobę psychiczną. Jest wiele przykładów (jak Jean Grenier w 1603, Jaques Roulet w 1598 i wielu innych), gdy sędziowie uznawali pod wpływem dowodów (zwykle uzyskanych drogą okrutnych tortur) wilkołactwo oskarżonych, jednak skazywali ich na wiezienie, ewentualnie pobyt w zakładzie dla obłąkanych. Najlepiej wskazuje to na to, że już pięćset lat temu wielu ludzi próbowało myśleć rozsądnie i nie poddawało się szalejącej ciemnocie.

 

O skali popularności tego przesądu najlepiej zaświadcza fakt, iż w zasadzie do dnia dzisiejszego pojawiają się ludzie chorzy psychicznie, przekonani o swoich przemianach w zwierzę. W psychiatrii termin likantropia naprawdę ma zastosowanie.

 

Najciekawsze jest jednak to, jak wielu specjalistów od tropienia wilkołaków, zarówno świeckich jak i duchownych, nazywało swoją działalność związaną z polowaniem na różne demony i czarownice – według nich, była to (uwaga!) walka z gusłami.

 

Lech Paweł Słupecki „Wilkołactwo”

Erberto Petoia „Wampiry i wilkołaki”

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura